Magdalena Paluch: Asiu, czy mogłabyś opowiedzieć, kiedy poczułaś, że chcesz pisać książki? Co było takim bodźcem?
Joanna Pypłacz: Odkąd pamiętam, zawsze wymyślałam rożne historie oraz tworzyłam postaci, które całkiem nieźle w mojej głowie funkcjonowały. Moja wyobraźnia była ich miejscem urodzenia, domem i polem do popisu. Czasem odczuwałam potrzebę spisywania tego wszystkiego. Jako dziecko robiłam to nieświadomie, zupełnie spontanicznie, bez poczucia, że kiedyś powstanie z tego książka, a nawet kilka. Po prostu sprawiało mi to ogromną przyjemność. Dopiero później zaczęłam podejmować pierwsze bardziej ambitne próby, zazwyczaj nieudane. Wszystko oczywiście wylądowało w koszu, choć zachowało się parę lepszych pomysłów, później wykorzystanych w powieściach. Myślę, że do mojej osobowości pasuje określenie storyteller.
MP: Co daje Ci pisanie książek?
JP: Pisanie jest jak oddychanie. Książki tworzą się same, powstają w mojej wyobraźni na podstawie wielu inspiracji, doświadczeń, przemyśleń. Nie mogę tego nie spisywać i nie porządkować, tak samo jak nie mogę nie wdychać i nie wydychać powietrza. Taka już jestem, że sztuka, którą uprawiam, stanowi jeden z moich najważniejszych procesów życiowych.
MP: Dlaczego akurat wybrałaś powieść gotycką, a nie literaturę obyczajową czy kryminał? W końcu te gatunki bardzo dobrze radzą sobie na rynku wydawniczym.
JP: To we mnie po prostu „siedzi”. Lubię tę estetykę, dobrze się w niej czuję, jest mi bliska. Gotyk to zresztą nie tylko estetyka, lecz także sposób odczuwania, postrzegania, interakcji z otaczającym światem; to bardzo specyficzna wrażliwość. Poza tym, można ten gatunek znakomicie łączyć także z kryminałem (przykład The Murders in the Rue Morgue Edgara Allana Poego) czy też powieścią obyczajową (przykład Wuthering Heights Emily Brontë). W moich książkach – owszem – trochę straszno, niemniej jednak główne źródło grozy tkwi w samych bohaterach. Boimy się duchów dlatego, że stanowią esencję tego, czym były za życia; uosabiają emocje, cierpienia, męczarnie znoszone przez żywych ludzi, są jak przerysowane odbicia w lustrze. Straszny jest tak naprawdę człowiek i wszystkie monstra, które kryją się w jego wnętrzu. Podszyta grozą powieść gotycka stwarza więc znakomite warunki do analizowania tych ciemniejszych, bardziej skomplikowanych stron naszej natury, ilustrowania mechanizmów ich funkcjonowania za pomocą sztuki.
MP: Co Cię pociąga w literaturze grozy?
JP: Po pierwsze klimat, a po drugie zjawiska psychologiczne, jakimi ta literatura jest podszyta. Dobrze napisana powieść grozy (lub krótsza forma) stanowi prawdziwą ucztę duchową dla kogoś, kto kocha mroczne klimaty i pasjonuje się zgłębianiem zakamarków ludzkiej duszy. Przykładami takich książek są The Woman in Black Susan Hill, a także The Turn of the Screw Henry’ego Jamesa które łączą w sobie właśnie te dwie rzeczy. Znajdziemy tu zarówno fantastyczny klimat, jak i całą masę celnych obserwacji na temat ludzkiej natury, obyczajowości, moralności. To powieść o bólu, który wymyka się spod kontroli i zaczyna siać spustoszenie; o krzywdzie, która rodzi potwory; o przeżywaniu żałoby przez jednostkę nadwrażliwą, a zarazem osamotnioną, wreszcie o bezgranicznej miłości i równie bezgranicznej rozpaczy… Przepiękna, ale i upiorna ilustracja tego, co z człowiekiem potrafi zrobić nadmiar cierpienia.
MP: Czy masz autora, który Cię inspiruje? Od którego się uczysz? Podziwiasz jego twórczość?
JP: Wymieniać można długo… Jeśli chodzi o polskich autorów, moim niekwestionowanym mistrzem jest Gustaw Herling-Grudziński, nie tylko jako twórca fabuł, ale i jako stylista. Uwielbiam Grabińskiego za jego niesamowitą wyobraźnię oraz – no właśnie – za klimat. Spośród autorów zagranicznych, za swoich mistrzów uważam Ann Radcliffe, Edgara Allana Poego, M. R. Jamesa, no i właśnie Susan Hill. Wśród moich faworytów wysoko plasują się także Thomas Hardy i Wilkie Collins.
MP: Jak sądzisz, czy gdybyś pisała pod męskim pseudonimem, Twoje książki cieszyłyby się większa popularnością?
JP: Staram się nie patrzeć na to pod takim kątem, choć może jako mężczyzna miałabym większą siłę przebicia. Kobieta zawsze ma trochę trudniej…
MP: Twoje powieści są niezwykle dopracowane pod względem fabularnym i językowym. Jak dużo czasu poświęcasz na research i – później – dopieszczanie tekstu?
JP: Pracuję do upadłego, poprawiam na umór. Zdarzało mi się już przesuwać premiery z powodu ilości naniesionych zmian, czytać pliki pdf przez 50 godzin bez przerwy, szaleć na wszelkie możliwe sposoby. Szanuję Czytelników, Wydawców, moich Bohaterów (tak, oni żyją, co z tego, że w wyobraźni), no i siebie samą, dlatego dokładam wszelkich starań, by do księgarń trafiły teksty możliwie jak najdoskonalsze, choć, jak wiadomo, nic nigdy w pełni doskonałe nie będzie.
MP: Która z Twych powieści jest Ci najbliższa?
JP: Trudne pytanie… To trochę tak, jakbyśmy zapytały rodziców, które spośród kilkorga dzieci kochają najbardziej… Wszystkie moje książki są mi tak samo bliskie, choć każda inaczej, gdyż każda powstawała na innym etapie mojego życia, w innych okolicznościach, pod wpływem innej inspiracji. Zawsze najbardziej zżyta jestem z tym, co aktualnie mam na warsztacie.
MP: Czy czujesz się związana ze środowiskiem grozy?
JP: Jak najbardziej! Pomimo że moje powieści mogą być klasyfikowane również jako obyczajowe, groza stanowi istotny ich element, jako że są to powieści gotyckie.
MP: 12 marca nakładem wydawnictwa Videograf ukaże się Twoja najnowsza powieść – Podziemia. Czy mogłabyś w paru zdaniach zdradzić, o czym jest książka?
JP: Milczącym bohaterem Podziemi jest piękna, nadwiślańska willa, z pozoru malownicza, wewnątrz natomiast śmiertelnie niebezpieczna. Dom ten ilustruje to, co nierzadko ma miejsce w społeczeństwie, a także w samym człowieku: fasada przyciąga, wygląd zachwyca, reputacja budzi szacunek, blichtr i obycie urzeka… Tymczasem bywa, że wewnątrz, pod tym wszystkim, kryje się coś naprawdę ohydnego i przerażającego.
MP: Czy masz już plany/pomysł na kolejny tytuł?
JP: Oczywiście, właśnie pracuję nad dłuższą powieścią podzieloną na trzy części.
MP: Kiedy nie piszesz, czym zajmujesz się na co dzień?
JP: Na co dzień pracuję w Bibliotece Jagiellońskiej, badam literaturę łacińską, gram na pianinie, włóczę się po cmentarzach, no i poświęcam czas jeszcze jednej pasji – fotografii artystycznej. Lubię podróże, gdyż generują nowe pomysły i inspiracje, pozwalają poznać nowe osoby, charaktery, miejsca, ciekawe historie.
MP: O czym marzy Joanna Pypłacz – autorka?
JP: O tym, żeby moje książki kiedyś trafiły do szerszego kręgu odbiorców, zwłaszcza na rynek anglosaski, czyli tam, gdzie groza i gotyk cieszą się niezmienną popularnością. Być może kiedyś uda im się dotrzeć do swej gatunkowej „ojczyzny”.
MP: I tego Ci, Asiu, życzę z całego serducha i serdecznie dziękuję za rozmowę!
Joanna Pypłacz urodziła się w Krakowie 14 listopada 1982. Jest doktorem habilitowanym filologii klasycznej i pracuje w Bibliotece Jagiellońskiej w Sekcji Starych Druków. Od najmłodszych lat pasjonuje się literaturą, muzyką oraz fotografią artystyczną i na wszystkich tych polach działa aktywnie. W centrum jej zainteresowań znajduje się szeroko pojęta groza, prąd gotycki w kulturze, a także wszystko, co dziwne, straszne i niesamowite. Dotychczas drukiem ukazały się jej powieści: August Nacht (Warszawa 2015), Krzyk Persefony (Katowice, 2015), Mechaniczna ćma (Chorzów, 2017), Nierozdzielne (Chorzów, 2018) oraz Podziemia (Chorzów, 2019).