Sylwia Błach: „ilość seksu w moich tekstach wynika z niedoborów, jakie mam z powodu niepełnosprawności”

Magdalena Paluch: Sylwia, śmiem twierdzić, że jesteś jedną z pierwszych autorek piszącą literaturę grozy w Polsce. Pamiętam, że kiedy poznałam Cię na Krakonie w 2013 roku, miałaś już na swoim koncie dwie książki – zbiór opowiadań Strach oraz powieść  Bo śmierć to dopiero początek. Pomyślałam wtedy „Wow!”. Pamiętasz jeszcze początki swej drogi literackiej? Kiedy zaczęłaś pisać pierwsze teksty?

Sylwia Błach: Nigdy się nad tym nie zastanawiałam kto jest pierwszy, choć faktycznie, jak przypominam sobie tamten Krakon, to nie kojarzę zbyt wielu kobiet w naszej ekipie. Na pewno przede mną publikowała jeszcze Magda Kałużyńska. A jeśli chodzi o moje początki… Pisałam od zawsze, nie umiem określić kiedy zaczęłam. Wszelkie formy twórcze, w tym literacka, były dla mnie naturalnym sposobem na wyrażanie siebie. Pamiętam wierszyki pisane dla dziadków, pierwszą mikropowieść stworzoną w podstawówce, próby z kryminałami w gimnazjum i w końcu ten moment, gdy uznałam, że to może mieć sens – liceum i pierwsze teksty pisane na poważnie, z myślą o konkursach i publikacjach.

MP: Gdybyś miała możliwość reedycji swoich pierwszych książek, zmieniłabyś w nich coś? Czy raczej te teksty to przeszłość i darzysz je już tylko swego rodzaju sentymentem?

SB: Nie tykałabym ich, absolutnie! Jestem przekonana, że gdybym teraz po nie sięgnęła – po blisko dziesięciu latach – znalazłabym masę błędów. Tak to już jest, że człowiek się rozwija. Dlatego darzę je sentymentem, ale nie wracam do nich. Stoją grzecznie na półce i przypominają, ile walki mnie kosztowało pojawienie się na rynku wydawniczym. Są moją motywacją do pracy i przypomnieniem, że coś mi się w życiu udało, gdy łapie mnie gorszy dzień.

MP: Dwa lata temu ukazała się pierwsza część cyklu Syndrom Riddocha pt. Lepszego świata nie będzie, która traktuje o zombiakach. Skąd pomysł na ten cykl i kiedy będziemy mogli się spodziewać kontynuacji?

SB: Pomysł narodził się pod wpływem… zajęć na Polibudzie. Siedziałam na wykładzie, nie pamiętam czego konkretnie dotyczył, ale w jego trakcie wykładowca wspomniał o Syndromie Riddocha. Coś takiego naprawdę istnieje! Tak mnie zafascynował fakt, że człowiek może nie widzieć, a jednocześnie w jakiś sposób postrzegać ruch, że musiałam coś na ten temat napisać. Długo szukałam pomysłu: co konkretnie. W końcu wygrała chęć stworzenia futurystycznego świata, osadzenia w nim potworów i wykreowania specyficznej bohaterki: super laski z dysfunkcją. Jestem wielką fanką Underworld i Resident Evil. Od dziecka najchętniej gram w gry, w których twarde laski kopią tyłki wrogom. Uwielbiam ten klimat i chciałam mieć dużo radości z pisania, więc zdecydowałam się na taki eksperyment. Pisanie nie było łatwe: nie zależało mi na wiernym oddaniu objawów syndromu Riddocha, bardziej traktowałam go jako inspirację. Chciałam też zmierzyć się z narracją pierwszoosobową z perspektywy kobiety, która widzi świat zupełnie inaczej. To były te drobne wyzwania, które sprawiły, że absolutnie zakochałam się w stworzonej przez siebie historii i świecie. Jeśli jednak chodzi o część drugą – obiecałam sobie, że do przyszłego roku będzie skończona. Jednocześnie nie chcę stawiać twardych deklaracji – ten rok zaczął się dla mnie dość hardcore’owo i tak jak planowałam na wiosnę zwolnić, tak czuję, że gnam przed siebie bez pamięci. Potrzebuję wakacji, a na razie nie mogę sobie na nie pozwolić, więc jakiekolwiek tematy literackie zostawiam najszybciej na drugą połowę 2019.

MP: Twój zakres tematyczny, jeśli chodzi o horror i grozę jest dość szeroki. Wspomniani już nieumarli, ale także horror ekstremalny, niepokój, duchy, strach, wampiry – generalnie wszystko, czego możemy się spodziewać po tym gatunku. Łatwo Ci się jest dostosować do narzuconej tematyki? Głównie mam tu na myśli antologie, w których jest temat przewodni. Czy jest jakieś opowiadanie, którego pisanie sprawiło Ci największą trudność?

SB: Każdy temat można ugryźć na milion sposobów, a ja kocham eksperymenty gatunkowe. Nie kojarzę opowiadania, które byłoby dla mnie wybitnie trudne z powodu tematu. Najtrudniejszym tekstem w życiu było chyba opowiadanie do antologii Mapa Cieni. Tu jednak problemu nie stanowił temat, a fakt, że to miała być moja pierwsza publikacja w drukowanej antologii i strasznie drobiazgowo do wszystkiego podchodziłam. Na początku tego roku też dopracowywałam tekst, który wkrótce się ukaże, a który zjadł mi sporo nerwów. Tematyka była dość prosta, więc musiałam się nakombinować, by stworzyć coś niesztampowego. Jestem bardzo dumna z tego opowiadania i przyznam, że gdy skończyłam pisać, czułam się emocjonalnie chora. Jest bardzo ciężkie i mroczne, i mam nadzieję, że odbiorcom się spodoba. Mnie kosztowało wiele autodestrukcji.

MP: Żeby niespodzianek nie było dość, napisałaś też książkę dla dzieci – Wampiry, potwory, upiory i inne nieziemskie stwory. Dlaczego postanowiłaś zwrócić się do młodszego czytelnika? I czy jeszcze chciałabyś kiedyś napisać coś dla dzieci/młodzieży? A może już coś jest na tzw. warsztacie? 😉

SB: Jasne, że bym chciała! Uwielbiam eksperymenty gatunkowe, a to była świetna przygoda. Pomysł był mojego wydawcy – niesamowitej kobiety, która na moim spotkaniu autorskim w jednej z poznańskich szkół powiedziała, że chce, bym coś dla niej napisała. Wampiry… to leksykon istot fantastycznych, ich napisanie kosztowało mnie bardzo dużo pracy badawczej. Zależało mi na tym, by research był dogłębny. Pisząc dla młodego czytelnika chciałam potraktować go z szacunkiem i przekazać mu jak najwięcej ciekawych informacji, podzielić się wiedzą. Mam nadzieję, że moja książka dostarcza czytelnikom rozrywki, a także ich poniekąd wzbogaca.

MP: Jak myślisz, co się zmieniło od 2013 roku jeśli chodzi o pisanie grozy/horroru przez kobiety? Jest lepiej? Gorzej?

SB: Nie umiem tego ocenić, nie śledzę bardzo mocno rynku. Staram się robić swoje najlepiej jak potrafię. Wiem, że dziewczyny spotykały się z różnymi komentarzami dotyczącymi ich płci i tego, co tworzą… Mnie takie przygody ominęły. Chyba dlatego, że ja jestem człowiekiem tak wielu skrajności, że już to tworzenie horrorów najmniej kogokolwiek dziwi (śmiech). Choć teraz przypomniało mi się pytanie jednego dziennikarza, wieki temu… Czy ilość seksu w moich tekstach wynika z niedoborów, jakie mam z powodu niepełnosprawności (śmiech). Jak widać groza jest tu najmniej zauważalna.

A tak już zupełnie na poważnie: jestem feministką i widzę ogromną zmianę jakościową względem tego co ogólnie kobietom się udaje w branżach, które w powszechnej opinii są typowo męskie. Wiem jednocześnie, że jeszcze jest wiele do zrobienia.

MP: Jak sądzisz, czy gdybyś pisała pod męskim pseudonimem, Twoje teksty cieszyłyby się większą popularnością?

SB: Nie zastanawiałam się nad tym. Uważam, że w naszych czasach na sprzedaż wpływa marketing, a nie końcówka imienia przed nazwiskiem.

MP: Czy chciałabyś kiedyś napisać książkę w duecie? Jeśli tak, to z kim?

SB: Jak najbardziej, to byłoby kolejne świetne wyzwanie! Ale z kim? Nie mam pojęcia. Jest wielu dobrych pisarzy w Polsce i na świecie.

MP: Czy czujesz się związana ze środowiskiem grozy?

SB: To trudne pytanie dla mnie. Pamiętam ciągle wspomniany przez Ciebie na początku rozmowy Krakon. Wtedy środowisko było wspaniałe, a ja czułam, że jestem w ekipie. Było nas niewielu, spora część projektów powstawała razem, byliśmy fascynatami, którzy wierzą, że mogą zmienić świat. Dla mnie, osoby nowej, młodej, która nagle poznaje „prawdziwych pisarzy” (sama wtedy absolutnie się tak nie czułam) i idzie z nimi na piwo – to było coś niesamowitego. Kupowałam książki wszystkich znajomych, przyznam, że części jeszcze nie udało mi się przeczytać, ale chciałam wspierać polską grozę. Wierzyłam w nas. Potem coś zaczęło zgrzytać, pojawiły się grupki, jakieś konflikty na fejsie, obozy. Nie jestem z tym na bieżąco, nie wiem z kim wypada teraz rozmawiać, kto kogo nie lubi. Czasem widzę na tablicy na Facebooku, że ludzie się kłócą – i scrolluję dalej. Jestem osobą bezkonfliktową z natury i wolę energię przeznaczać na działanie promocyjne, tworzenie kolejnych tekstów i tak dalej. Na pewno poniekąd jestem związana ze środowiskiem grozy, bo przecież piszę grozę. Ale trzeba tutaj zadać sobie pytanie, czym jest środowisko grozy. Bo jest już nas bardzo wielu i ja nie nadążam za tym co, kto, z kim. Nie mam na to czasu. Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że jestem związana ze środowiskiem kobiet programistek, bo wiele ich znam i tworzę wykłady dla nich czasami. Ale czy to jest to, o co pytasz? Czy jeśli mały konwent tematyczny rozrasta się nagle do dużych rozmiarów, pojawia się w mainstreamie, to powinniśmy się smucić, że nasze „środowisko” powoli się rozpada, czy cieszyć, że wypływamy na nowe wody? Ja wiem kogo lubię, wiem, że kocham pisać grozę, wiem, że będę na Kfasonie, bo to świetna impreza na temat tego, co lubię i wiem, że chcę robić swoje. Nie zastanawiam się nad „środowiskiem”. Nie wiem, czy to jest jasna odpowiedź na pytanie, bo moje myśli nie są szczególnie precyzyjne.

MP: Zostawmy na chwilę literaturę. Obserwuję Twój profil na Facebooku, od czasu do czasu zaglądam na bloga i sobie myślę, że… chyba musisz mieć kilka klonów, bo piszesz teksty, uczysz, programujesz, zajmujesz się modelingiem, jesteś stylistką, zajmujesz się tematyką niepełnosprawności (czyli totalnie niespecjalnie testujesz wszelkie niedogodności i udogodnienia dla tej grupy osób). Generalnie jesteś kobietą – orkiestrą. Jak Ty to robisz, że znajdujesz czas na tyle pasji? I o czym zapomniałam wspomnieć? 😉

SB: Chyba o tym, że jak każdy normalny człowiek zajmuję się też domem i priorytetem jest dla mnie czas dla bliskich (śmiech). Aktualnie prowadzę wykłady na uczelni, a programuję zawodowo, codziennie spędzając prawie godzinę na dojazd do pracy… Ale dobra, już nie heheszkuję. Jak ja to robię? Staram się być dobrze zorganizowana i coraz częściej odpuszczam. Pozwalam sobie nie wyrobić się z terminem, bo miałam bardzo poważne okresy wypalenia, których w sumie nie widać w moim wizerunku publicznym, ale spowodowały, że szukam swojego balansu. Staram się dokładnie planować, bo kocham wszystkie swoje pasje, ale w codziennym planowaniu jest obowiązkowy czas dla siebie. Nawet jeśli nie mam ochoty, nawet jeśli gniotą mnie wyrzuty sumienia, że z czymś się nie wyrobię. Wiesz, w byciu człowiekiem zapracowanym, najważniejsze jest zdrowie psychiczne. Jeśli dajemy sobie za duże ciśnienie, bierzemy za dużo na głowę, to w pewnym momencie sukcesy przestają cieszyć. Zostaje tylko wkurw, że jedno się skończyło, a kolejne pięć się pali. Nie chcę tego czuć, dlatego dbam o balans. Uwielbiam gotować, chodzić do lasu, łazić na zakupy. Być takim normalnym człowiekiem, który czasem się zatrzyma, zdejmie słuchawki i posłucha śpiewu ptaków. I, paradoksalnie, gdy sobie na to pozwalam, praca idzie mi lepiej – bo mam z niej radość. Moim sukcesem jest to, że robię to, co naprawdę lubię i że naprawdę kocham życie. Nienawidzę też lenistwa – ja po prostu fizycznie źle się czuję, gdy „nic nie robię”. Dlatego dużo wypoczywam, ale aktywnie, by mieć energię do wyzwań, które przynosi życie.

MP: Czy masz jakieś plany wydawnicze w najbliższym czasie? Albo jakieś projekty do realizacji?

SB:  Moim największym projektem są teraz studenci, których uczę DirectX na Politechnice Poznańskiej. Chcę tak poprowadzić zajęcia, by bez problemu zrobili projekt. Chcę się z nimi dzielić wiedzą, dużo czytam, uzupełniam, kombinuję z zadaniami – to pożera masę czasu. Z drugiej strony jest praca – zawodowo programuję w Unity3D, jesteśmy na końcówce ważnego etapu naszego projektu, gotowość bojowa. Weszłam też w pewien projekt modowy, z którego – mam nadzieję – wyjdzie kampania społeczna. Poza tym ciągle jestem na studiach doktoranckich, mam mały problem z „rozbujaniem się”, obiecałam sobie najbliższe miesiące poświęcić na ruszenie tematu swoich badań.

Pomysły na książki mam… trzy. Dwie mam rozgrzebane, w jednej dobijam spokojnie do pierwszej setki tysięcy znaków. Chcę napisać typowy horror o duchach i demonach, czarną komedię o zakręconych przyjaciółkach, no i kolejny tom Syndromu Riddocha. Ale powoli, najpierw muszę domknąć, to co otwarte!

MP: O czym marzy Sylwia Błach – autorka?

SB: O podróżach. Tak po prostu. Chcę wakacji. Ale najpierw muszę domknąć kilka rzeczy, by sobie na nie pozwolić. No i może o większej sprzedaży moich książek – ciężki jest marketing w XXI wieku, a ja piszę po to, by inni potem mieli radość z lektury.

MP: Tego wszystkiego Ci, Kochana, życzę. I serdecznie dziękuję za rozmowę!


Sylwia Błach – blogerka, programistka, działaczka społeczna, modelka, autorka wielu opowiadań oraz książek grozy Strach (2010), Bo śmierć to dopiero początek (2012), Trzy lata strachu (2015), Syndrom Riddocha. Lepszego świata nie będzie (2017) oraz Wampiry, potwory, upiory i inne nieziemskie stwory (2017).
Wpadajcie na bloga Sylwii: http://sylwiablach.pl/

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *