Agata Suchocka: „Od roku noszę w sobie horror z motywem ludożerstwa, i serio, boję się zasiąść do pisania…”

Magdalena Paluch: Agato, bardzo Ci dziękuję, że zgodziłaś się wziąć udział w akcji Groza jest kobietą. Zwłaszcza, że jesteś chyba jedyną autorką z przepytywanej przeze mnie grupy, której nie poznałam osobiście i bałam się, że sobie pomyślisz: „Co sobie ta laska za akcję wymyśliła?”. Uważasz, że taka forma promocji – wywiady z autorkami – ma szansę pokazać czytelnikom, że są w Polsce kobiety, które kochają pisać straszne historie?

Agata Suchocka: Pomyślałam raczej: „Ale sobie laska fajną akcję wymyśliła!” 😉 Horror, szczególnie ten ekstremalny, jak również twarde sci-fi, są w naszym kraju uznawane za gatunki typowo męskie, co jest dość kuriozalne, biorąc pod uwagę fakt, iż najbardziej uznane grozowe klasyki zostały stworzone przez kobiety. Jeśli już kobieta bierze się za pisanie, to niech sobie pisze romansidła, obyczajówki, no, ewentualnie kryminały. Czy uważa się tak dlatego, iż kobiety uznawane są za słabsze i wrażliwsze? Kierujące się emocjami? A czymże jest strach, jeśli nie najsilniejszą z emocji? Może napiszę teraz coś kontrowersyjnego, ale uważam, że żaden mężczyzna nie zna strachu tak dobrze, jak zna go kobieta. Anegdotka ilustracyjna: Uważam się za twardzielkę, kiedyś trenowałam sztuki walki, wyszłam bez szwanku z konfrontacji ze skinheadami (ale ich zagadałam i wjechałam na honor…), ale ostatnio myślałam, że ze strachu puszczę pawia. Wracałam z pracy rowerem i w środku nicości, na odludziu, drogę zastąpił mi menel w średnim wieku, wykonujący prowokacyjne ruchy. Gdyby rzucił się na mnie, ściągnął z roweru, to mógłby mnie bez problemu ogłuszyć, zabić, zgwałcić, poćwiartować – w dowolnej kolejności. W promieniu kilometra nie było żywej duszy. Udało mi się go wyminąć i zwiać, ale o mało nie zemdlałam z przerażenia. Żaden facet nie zna takiego strachu, żaden nie zna takiej bezradności, jaką odczuwa przeciętna kobieta w konfrontacji z agresywnym mężczyzną. Uważam więc, że jeśli chodzi o wywoływanie i opisywanie lęku, to – sorry, panowie – nie możecie się z nami równać!

MP: Twoje wejście na polski rynek z serią Daję Ci wieczność było dość nietypowe, bo… tak naprawdę zaczęło się od opublikowania jej na rynku zagranicznym. W zasadzie jest to zupełna odwrotność tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, czyli: polski autor wydaje książkę w Polsce, a potem ewentualnie podbija rynek zagraniczny. Dlaczego postanowiłaś podziałać w ten sposób? Jestem bardzo ciekawa tej historii.

AS: „Horror rice’ański”, czyli typ powieści wampirycznej, który sobie upodobałam, póki co jako taki obejmuje w naszym kraju jedną autorkę – Anne Rice mianowicie. I to by było na tyle. Nikt z rodzimych autorów nigdy wcześniej nie pisał historii wampirycznych w tym szczególnym klimacie, w tak barokowy sposób. Mam więc bardzo wąską specjalizację i póki co trzymam się jej, gdyż do dziś ukończyłam sześć tomów cyklu, pracuję symultanicznie nad kolejnymi dwoma, a w planie mam jeszcze kilka. Zdawać by się mogło, że oryginalność i brak konkurencji są wielkimi atutami, jednakże nie jest to takie oczywiste. Atmosfera duszącej grozy, niemal namacalnie odczuwalny Angst, do tego filozofujące, przewrażliwione na swoim punkcie wampiry z homoerotycznymi inklinacjami to nie jest chyba coś, na co gotowy jest polski mainstream. Dlatego też poszukałam wydawcy zagranicznego, który wprowadził mnie na rynek, na którym taki właśnie typ powieści jest szalenie wręcz popularny! Moim niewątpliwym atutem jest to, że sama przekładam swoje teksty, nie ma więc zgrzytów na płaszczyźnie autor-tłumacz. Przyznaję jednak, że te przekłady nie są bardzo wierne, można rzec, że za granicą ukazują się anglojęzyczne wersje tekstów polskich, w których dawałam sobie bardzo dużą swobodę. Z pewnością przeczytanie obu wersji będzie nie lada gratką dla czytelników dwujęzycznych. Wypuszczanie tych powieści na szerokie wody daje mi niesamowitą satysfakcję. Fanem mojej prozy jest m.in. światowej sławy wirtuoz skrzypiec Nigel Kennedy.

MP: Skąd się wziął pomysł na serię Daję Ci wieczność? Nie bałaś się, że polski czytelnik może być już znużony opowieściami o wampirach?

AS: Zaczęłam pracować nad tą serią w połowie lat dziewięćdziesiątych, a więc na długo przed tym wampirycznym szaleństwem, które zapoczątkował Zmierzch. Uważam, że cykl Meyer w ogóle nie jest literaturą wampiryczną, gdyż wampir, który w słońcu nie płonie, a błyszczy, nie zasługuje na miano wampira. Meyer stworzyła krwiopijcę w wersji soft, nowy rodzaj pseudo-potwora, w którym nie ma już niestety nic strasznego czy wzbudzającego respekt. Jej powieści wyrządziły wampirowi, jako archetypowi literackiego i filmowego potwora wielką krzywdę, wystawiły go na śmieszność, odarły z podstawowych atrybutów. Zmieniły w papkę dla nastolatek, łatwą do przeżucia i wyplucia. Potem te wszystkie akademie, szkoły, miłosne trójkąty z Czystej krwi i wampiry zakochujące się w pierdołowatych ludzkich kobietach… Ja doskonale rozumiem ten przesyt, bo są to historie schematyczne, groteskowe, nie mające nic wspólnego z pierwotnym literackim zamysłem Stokera czy Anne Rice. Największą trudnością, z jaką nieustannie się borykam, jest udowodnienie czytelnikom, że moje historie i moje postaci wracają do tych dziewiętnastowiecznych korzeni, że piszę je tak, by fascynowały i napełniały niepokojem. To nie są historie dla nastolatek. Przemycam bardzo wiele kwestii światopoglądowych, wrzucam mnóstwo ukłonów w stronę klasyki literatury, nie tylko literatury grozy. Ktoś dopatrzył się u mnie odnośników do Portretu Doriana Graya i Przeminęło z wiatrem, a to są bardzo schlebiające mi porównania.

MP: Twoje książki bardzo często porównywane są albo do powieści Anne Rice, albo do sagi Zmierzch. Do którego z nich skłaniasz się bardziej i czy jest ono dla Ciebie zadowalające/ motywujące, czy raczej wkurzające?

AS: Porównywanie moich powieści do Zmierzchu odbieram jako potwarz, serio. Nie chcę mieć z tymi książkami nic wspólnego, i nie mam. Natomiast miano „polskiej Anne Rice” noszę z dumą. Nawiązania do jej twórczości są świadome i celowe, jednakże fakt, że mój bohater, jak rice’owski Louis, pochodzi z Luizjany, nie czyni automatycznie z mojej książki kalki z Wywiadu z Wampirem. Ukłonem w stronę tej powieści jest wybór pierwszoosobowego męskiego narratora, i na tym podobieństwa się kończą. Pracowałam nad Woła mnie ciemność dwadzieścia lat. To naprawdę wystarczająco długo, by opracować własne uniwersum i całe hordy postaci, które mogę przerzucać w czasie i przestrzeni. Nie muszę kopiować pomysłów Anne Rice, gdyż mam własne. Przeczytałam wszystkie książki Rice, w oryginale i przekładach, pisałam pracę magisterską z analizy polskiego tłumaczenia Wywiadu…, udzielałam się w międzynarodowych konferencjach i projektach z odczytami na temat jej twórczości, zresztą do tej pory na konwenty jeżdżę z prelekcją „Wampiry i seks” w której omawiam przede wszystkich Kroniki Wampirze. To naturalne, że wnikliwi czytelnicy dostrzegą inspiracje, jednakże wszelkie zarzuty wtórności z łatwością odeprę. Chodzi mi raczej o to, by to właśnie taki romantyczny, wrażliwy, ale jednocześnie bezlitosny i amoralny wampir odzyskał swoje miejsce w panteonie nocnych potworów.

MP: Dużo jest muzyki w Twych książkach. Czy umieszczenie jej w nich wiąże się z  Twoją kolejną pasją? Czy nie myślałaś o tym, żeby stworzyć specjalną listę utworów, których czytelnik powinien słuchać podczas czytania, żeby mocniej wczuć się w klimat opowiedzianej przez Ciebie historii?

AS: Takie zabiegi działają mi na nerwy, spotykałam się już z czymś takim w książkach. To jest łatwiejsze w przypadku, gdy bohaterowie słuchają piosenek albo jakiś klimatyczny soundtrack rozbrzmiewa w tle. Ale w powieści historycznej…? <I koncert skrzypcowy Bartóka rozbrzmiewa w tle…> W scenach, w których moi bohaterowie improwizują, nie jest to takie oczywiste. W tomie drugim poruszamy się po nowoorleańskich klubach jazzowych, a jazz za każdym razem jest inny. W mojej fanowskiej grupce (FanClub Agaty Suchockiej) czasem zamieszczam konkretne utwory, wspominam o Bartóku, o ariach kastratów, ale nie jest to ta muzyka, która wychodzi spod palców moich chłopców, a raczej coś, co zainspirowało mnie do napisania konkretnych scen. Zawsze mi miło, gdy ktoś mówi, iż czytając słyszał muzykę w swojej głowie. To najlepszy komplement!

MP: Ile części będzie liczyć seria Daję Ci wieczność?

AS: Na razie jest zarys 11 tomów, w tym Pamiętniki Blanche Avoy, czyli babki Armagnaca, oraz Kroniki Jamesona, czyli wspomnienia służącego Lothara z czasów, gdy po raz pierwszy skonfrontował się z lordem Huntingtonem.

MP: Kiedy zaczęłaś pisać straszne historie?

AS: Jak wspomniałam wyżej, nie jestem stuprocentowo pewna, czy moje historie są straszne, i one chyba nie mają takie być. Jumpscary? Niekoniecznie, choć przyznaję, że ostatnio napisałam opowiadania do antologii Dziedzictwo Śmierci i teraz… boję się je przeczytać… To, co dotychczas opublikowałam, ma raczej wzbudzać niepokój, ból duszy, skłaniać do refleksji i ukazywać grozę wieczności, wiecznego życia, ale i wieczności w nicości po śmierci. Straszyć dopiero chyba zacznę. Od roku noszę w sobie horror z motywem ludożerstwa, i serio, boję się zasiąść do pisania…

MP: Masz również na swoim koncie przygodę z powieścią obyczajową. Chciałabyś kiedyś wrócić do tego gatunku?

AS: Moje najbliższe plany wydawnicze to właśnie powieści obyczajowe. Nieco nad tym ubolewam, gdyż wolałabym wydać najpierw cały cykl wampiryczny. Niestety, to jest dowód na to, o czym mówiłam w odpowiedzi na pierwsze pytanie: jeśli kobieta, to obyczajóweczka albo romansidło. Stałam się poniekąd ofiarą tego przekonania, trybikiem w tym systemie, jednak w dzisiejszych czasach autor, aby utrzymać się na powierzchni, nieraz musi pójść na ustępstwa. Co wcale nie znaczy, że moje powieści obyczajowe są gorsze niż groza, którą piszę! To „brudny” obyczaj, nieobyczajny, kontrowersyjny, mroczny. Mam nadzieję, że nie zawiedzie czytelników, którzy czekają na dalsze przygody moich krwiożerczych chłopców! O nich walczę najzacieklej i mam nadzieję, że ten „obyczajowy epizod” będzie trampoliną, od której się odbiję, że te książki wzbudzą zainteresowanie czytelników również cyklem wampirycznym i wkrótce ukażą się kolejne jego tomy!

MP: Czy uważasz, że pisząc pod męskim pseudonimem, Twoje książki cieszyłyby się większą popularnością wśród czytelników?

AS: Jeśli już zdecydowałabym się na pseudonim, pewnie byłoby to coś „gender neutral”, a nie męskie miano. Chyba każdy, kto przeczytałby Woła mnie ciemność, uznałby autora za geja… Ale tak poważnie: jestem ostatnia z rodu, a co za tym idzie, jestem bardzo przywiązana do mojego nazwiska. Występuję pod nim na scenie od dwudziestu pięciu lat. Zapracowałam na nie i uważam, że to właśnie ono zasługuje na uwiecznienie.

MP: Obserwuję Twój profil autorski na Facebooku (https://www.facebook.com/wolamnieciemnosc/ )
i zauważyłam, że poza promocją swoich książek, dzielisz się z czytelnikami swoimi codziennostkami. Cenisz sobie kontakt z fanami?

AS: To raczej potrzeba sarkastycznego opisania otaczającego mnie świata, wyrażenia sprzeciwu wobec pewnych społecznych mechanizmów, postaw, według miałkich gustów. Czy ja mam fanów? No nie wiem… Jest obok mnie kilka osób, które dzielnie znoszą moje marudzenie, moje jęki niespełnionego twórcy, niedocenionego geniusza 😉 To takie moje wiedźmy, psychofanki. Bardzo jestem im wdzięczna za to, że przy mnie trwają, bo tak naprawdę jestem rozpuszczoną, zadufaną w sobie, wredną, zsuczałą divą. Ciężko mi samej ze sobą wytrzymać. Więc chyba nie jestem dobrym materiałem na autorkę zamieszczającą zdjęcia swojej porannej kawusi i przesyłającą buziaczki fanom… Oh, well…

MP: Czy czujesz się związana ze środowiskiem grozy?

AS: Wyjaśnijmy sobie na początku dość dyskusyjną przynależność moich powieści do gatunku grozy (choć jest to chyba najbardziej pojemny gatunek!). Ja tak naprawdę siedzę sobie na brzeżku grozowej piaskownicy i nieśmiało dłubię w niej zakrwawioną łopatką, obserwując, jak inni autorzy się tam w niej mordują, wypruwają flaki i wywołują demony. Póki nikt mnie nie przegania, jest okej. Póki nikt mnie na siłę nie wciąga w gore’owy bajzel, też jest okej. Mam problem z ometkowaniem moich powieści, bo to są cholernie międzygatunkowe twory: jest w nich i powieść historyczna, i romans, i groza, i kryminał, i obyczajowe tło epoki. Coś tam skorygowałam dla portalu Lubiegroze.pl, ciągle wiszę im artykuł o Wywiadzie z Wampirem (ale – jak każdy szanujący się wampir – mam cały czas tego świata, by go napisać…), rzuciłam jakieś drabble do antologii Halloween w stu słowach, więc można rzec, że raczej biernie obserwuję, niż aktywnie działam. Pewnie zmieni się to po ukazaniu Dziedzictwa Śmierci, no i wówczas, gdy odważę się napisać ten pełen flaków i innych przysmaków horror ludożerczy… Jeśli już jakieś środowisko miałoby mnie adoptować na stałe, to chciałabym, by był to fandom grozowy, a nie obyczajowy.

MP: Nad czym obecnie pracujesz?

AS: Zasiadam właśnie do przełożenia na angielski piątego tomu cyklu, gdyż szósty napisałam oryginalnie po angielsku. Jeśli się sprężę, oba ukażą się jeszcze w tym roku.

MP: Czym zajmujesz się na co dzień?

AS: Pracuję w szkole muzycznej, uczę gry na ukulele. Współpracuję również z Filharmonią Opolską, w tym sezonie przygotowałam cykl koncertów symfonicznych dla dzieci. Dopisałam również część zaginionego libretta do opery komicznej naszego patrona, premiera spektaklu będzie miała miejsce na przełomie maja i czerwca. Od lat pracuję z dziećmi i młodzieżą, więc można rzec, że cierpię na pewnego rodzaju rozdwojenie jaźni: za dnia miła pani nauczycielka, w nocy pisarka tworząca powieści tylko dla dorosłych.

MP: O czym marzy Agata Suchocka – autorka?

AS: O tym, by znów wyprowadzić literackich krwiopijców w noc, by stali się na naszym rynku poważani i pożądani, tak jak ma to miejsce na całym świecie. O tym, by umościć się na tronie „cesarzowej wampirów” razem z Anne Rice, a może nawet ją z niego zepchnąć!

MP: Tego Ci, Agato, bardzo mocno życzę. Dziękuję za rozmowę!


Agata Suchocka – tłumaczka, wokalistka, multiinstrumentalistka, pedagog i animator kultury. Zawodowo związana z Filharmonią Opolską, pasjonatka malarstwa, rysunku i bluesa.

Stawia pierwsze kroki w redakcji portalu Lubiegroze.pl 
Jest autorką bloga agatasuchocka.blogspot.com, na którym publikuje krótkie formy literackie.

Dorobek literacki:
Cykl powieściowy I Give You Eternity w tłumaczeniu autorskim ukazuje się na rynku anglojęzycznym od 2017r. nakładem wydawnictwa Cheeky Kea Printworks (tom 4, The Patron miał premierę 30.10.2018; na 2019 planowane kolejne dwa tomy); w kraju jest wydawany przez INITIUM, dotychczas wypuszczone zostały dwa tomy: Woła mnie ciemność (luty 2018) i Twarzą w twarz (luty 2019). Cykl jest hołdem dla Anne Rice, której Kroniki Wampirze stały się inspiracją do jego stworzenia.
Dwa drabble autorstwa Suchockiej ukazały się w antologii Halloween w stu słowach.
Jeszcze w tym roku nakładem wydawnictwa Replika ukaże się jej powieść obyczajowa Jesienny motyl, co nie znaczy jednakże, że autorka w kwestii grozy powiedziała już swoje ostatnie słowo…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *