„Ćma” Jakub Bielawski

Nie przepadam za robactwem. O ile nie lubię zimy z racji tego, że jest zimno, tak lubię, kiedy wreszcie kończą się wieczory z bzyczącymi nad uchem komarami (zwłaszcza, kiedy już Morfeusz tuli do snu) czy muchami, które ukryte przez cały dzień w pokoju, właśnie nocą zaczynają  harce.

Całkiem inna sprawa ma się z ćmami. Kiedyś te owady wywoływały we mnie niepokój (zwłaszcza te duże ćmy, które znienacka wpadały do mieszkania, żeby w opętańczym tańcu wielbić zapaloną żarówkę), natomiast od dłuższego czasu w ogóle mi nie przeszkadzają.  Wręcz przeciwnie, lubię, kiedy są. Kiedy siadają mi na dłoni, stając sie ozdobą.

Te nocne motyle, przez tak wielu odrzucane, stały się jednym z bohaterów debiutanckiej powieści Jakuba Bielawskiego. Tymi ważniejszymi, na których skupił się autor, są dwie nastolatki – Kaja i Nina.

O czym jest książka? Dowiecie się tego z opisu okładkowego. Sporo również z Posłowia Wojciecha Guni, jeśli znajdziecie chwilę. A przede wszystkim dużo ciekawych rzeczy przeczytacie w dotychczasowych opiniach o książce. Ja nie umiem tak mądrze. Ale mogę Wam powiedzieć co ja czuję po przeczytaniu Ćmy.

Na pewno nie odniosę się do wspaniałości autora po lekturze zbioru opowiadań pt. Słupnik z prostego względu – po prostu ich nie przeczytałam. Z powodu braku czasu. Ale… mogę Wam powiedzieć, jak lektura Ćmy na mnie wpłynęła. Początkowo bardzo trudno powiedzieć o tej książce, że ma cos wspólnego z grozą. W zasadzie powiedziałabym, że jest to opowieść o przyjaźni dwóch dziewczyn. Bardzo trudnej przyjaźni choćby z tego względu, że każda z nich pochodzi z tzw. innego świata. Ale sie spotykają. I lubią. Nawet bardziej niż powinny. Ale poza ich przyjaźnią są dziwne wydarzenia. I przeszłość, która wisi nad nimi i uderza w nie, nie wiadomo dlaczego. Jest mrocznie. Jest niepokojąco. A  gęsta atmosfera wylewa się z kartek powieści niczym galaretowata plazma.

Doskonale pamiętam czasy, kiedy sms-y były na wagę złota, nie mówiąc o połączeniach. Do tej pory mam w pamięci moment, kiedy dzwoniłam do kumpla i złapała mnie poczta głosowa inkasująć 3,50 za nic. I Gadu-Gadu pamiętam. Ten specyficzny dźwięk i kopertkę, która oznajmiała oczekującą wiadomość. To jest powieść dla nas, młodych dorosłych z przełomu wieków. Poprzez ukazanie życia dwóch dziewczyn, możemy na powrót doświadczyć tego, co było kiedyś. Jak żyliśmy kiedyś. Tej powieści nie zrozumie obecny dwudziestolatek, bo dla niego sms-y na wagę złota i Gadu-Gadu to jakieś archaizmy, ale my wyciągniemy z niej wszystko. Najbardziej utożsamiam się z Kają. Nie z powodu jej orientacji, ale z powodu jej wzrostu. I tego, jak każdy zwracał na nią uwagę, bo była wysoka. Też jestem wysoka i w czasach mego nastoletniego życia byłam freakiem. Teraz to nie ma takiego znaczenia…

Nie wiem, w jaki sposób interpretować ćmy, które pojawiają się w powieści. Teoretycznie znajdziemy tu wyjaśnienie… Są wierzenia, zabobony i nawet forma jakiejś klątwy, która wisi nad okolicą, w której mieszkają bohaterki powieści. Dla mnie Ćma to horror, jakim jest historia dorastania i poszukiwanie siebie w tym skomplikowanym  i nieżyczliwym świecie.

Książkę polecam wszystkim. I tym, którzy chcą przypomnieć sobie nastoletnie lata i tym, którzy kochają weird fiction.

I kim, do cholery, jest „głupia flądra”?…

<MP>

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *