„Dzień wagarowicza”, Robert Ziębiński

Pierwszą książką Roberta Ziębińskiego, którą przeczytałam było Wspaniałe życie, określaną jako „pijacka gawęda i kryminał noir”. Pamiętam, że powieść tę wciągnęłam bardzo szybko – chyba nawet w ciągu podróży do Lublina, gdzie miałam prowadzić spotkanie autorskie m.in. z Robertem właśnie z okazji premiery Hardboiled – antologii noir, którą wydało wydawnictwo Gmork. Tak z perspektywy czasu, kiedy już więcej przeczytanych książek mam na koncie, a i praca w bibliotece zrobiła swoje zaryzykuję stwierdzenie, że czuć w tej powieści ducha Bukowskiego, ale… nie o niej tu dziś.
Dziś chcę napisać kilka słów o najnowszym dziecku Roberta, a mianowicie o Dniu wagarowicza – książce, którą podobnie jak wspomniane już Wspaniałe życie przeczytałam w kilka chwil.

Raz, dwa, trzy, w lesie zginiesz ty…
Chciał uciec i się ukryć, ale od zabijania nie ma ucieczki.
Dla byłego lekarza Armii Krajowej gęste mazurskie lasy są idealnym miejscem, aby nie rzucać się zanadto w oczy władzom nowej, komunistycznej Polski.
Mazury to też nowa ziemia obiecana dla polskich osadników. Pierwsi z nich zaczynają się osiedlać. Jednak coś wywołuje w nich ciągły lęk. COŚ niezwykle silnego i okrutnego rozszarpuje w puszczy kolejne ofiary…
Tymczasem w Moskwie referat Nikity Chruszczowa ujawnia bezmiar zbrodni Stalina. Zszokowany Bolesław Bierut umiera na miejscu. W Warszawie rozpoczyna się gra o władzę między „betonem partyjnym” a zwolennikami reform.
To wszystko jednak mało interesuje Ingę Ochab, córkę najważniejszego człowieka w państwie. Nastolatka wraz z przyjaciółmi planuje szalony wyjazd nad jezioro Śniardwy, aby uczcić Dzień Wagarowicza.
Wilkołaki czy „ruskie” z pobliskiej tajnej bazy? Kto jest sprawcą krwawej masakry w mazurskich lasach? Tylko wyklęty Roman „Trop” Kielecki wie, że prawda jest jeszcze bardziej przerażająca. Aby ratować bananową komunistyczną młodzież, dzieci znienawidzonych wrogów, będzie musiał sobie przypomnieć wszystko, co wie o zabijaniu…

Grupka nastolatków, domek w lesie i czające się zło od razu skojarzyło mi się z jednym z moich ukochanych filmów – Evil Dead. Oczywiście nie tylko, bo i Piątek 13. również klimatem przypomina Dzień wagarowicza. Ale tylko przypominają, bo Ziębiński w idealnie wyważony sposób dostosował wszystkie znane motywy z filmowych slasherów do polskich realiów, a ściślej – do realiów Polski lat 50. XX wieku.

W tej książce podoba mi się wszystko: świeży pomysł (umiejscowienie akcji na Mazurach w czasach komuny), połączony z dynamiczną fabułą, w której mieszają się motywy i postacie historyczne z elementami charakterystycznymi dla slashera – dużo krwi i zero litości. Do tego jest komu kibicować, ponieważ dzieciaki są zwyczajnymi nastolatkami, których łatwo polubić, a nie pustymi dziuniami i prymitywnymi chłopcami, potrzebnymi jedynie do efektownych eksterminacji. Poza tym dużym plusem dla książki jest umiejscowienie akcji w czasach, kiedy żaden człowiek nie był uzbrojony w super nowoczesny telefon komórkowy, dzięki czemu z łatwością mógłby odnaleźć się w terenie czy zwyczajnie zadzwonić po pomoc. O ile oczywiście zasięg by mu na to pozwolił. Tak więc każdy jest tu zdany na siebie.
I sam tytuł: Dzień wagarowicza, który kojarzy się z dniem beztroski, kiedy nauczyciele przymykają oko na nieobecność uczniów w szkole, kiedy dzieci z młodszych klas idą ze swymi opiekunami nad rzekę topić Marzannę i szukają pierwszych oznak wiosny… Ten pozornie sielankowy dzień w tym wypadku okaże się sprawdzianem wytrwałości i prawdziwie koszmarnym doświadczeniem

Bardzo mocno polecam!

 

 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *