Zeter Zelke: „Zeter Zelke – to ani chłop, ani baba, może made in Poland, a może nie”

Magdalena Paluch: Cześć! Cieszę się, że dołączyłaś do drugiej edycji projektu #grozajestkobietą. Zanim do Ciebie napisałam, słyszałaś coś więcej o tej akcji? Czytałaś teksty koleżanek po piórze?

Zeter Zelke: Niestety nie. Z grozą nawiązałam bardziej zażyłe relacje, bo okazała się poczytniejsza. Nigdy nie miałam wielkiego parcia na horror, choć od zawsze lubiłam.

MP: Pamiętasz, kiedy sama dołączyłaś do grona autorek, które polubiły się z literaturą grozy? Kiedy został opublikowany Twój pierwszy tekst?

ZZ: Grozę lubię, odkąd pamiętam. Moje pierwsze opowiadanie opublikowano w 2012 roku, w antologii Nowa będącej pokłosiem konkursu literackiego zorganizowanego przez portal Horror Online.

MP: Jeśli się nie mylę, Twoją wizytówką, jeśli chodzi o teksty, jest bizarro. Gdybyś mogła krótko wyjaśnić (tym, którzy nie znają), co to jest i z czym się je, i czemu akurat najbardziej to właśnie bizarro przypadło Ci do gustu?

ZZ: Bizarro trudno zdefiniować. Przybiera ono tak wiele odmian, jak wiele jest gatunków literackich. Wspólnym mianownikiem są daleko posunięte: groteska i absurd. Dziwni bohaterowie. Zupełnie kosmiczni. Wysoki poziom abstrakcji. Różni ludzie szukają w bizarro różnych rzeczy. Jeśli o mnie chodzi, uwielbiam, kiedy nonsensowna zupa na koniec oferuje logiczne wnioski. Taki szok poznawczy. Porządek z chaosu. Coraz częściej też myślę, że bizarro nadaje się do uprawiania narracji okraszonej symboliką. Kto nie potrafi odszyfrować symboli, otrzyma niezrozumiały tekst. Kto potrafi – będzie mieć podwójny ubaw. No, tylko trzeba jeszcze umieć taki tekst napisać, co wcale łatwe nie jest. Niniejszym rzucam przyjaciołom w bizarro wyzwanie!

MP: Edmundopeja, wydana przez wydawnictwo Dom Horroru, to niezły eksperyment literacki. Ta niewielka objętościowo książka jest podzielona na 3 części, a te 3 części zostały napisane przez kilku autorów jednocześnie (przynajmniej tak to zrozumiałam, zaglądając do stopki redakcyjnej). Jak się pisze taki oryginalny twór? Każdy miał konkretną ilość zdań do napisania? A może jedna osoba pisała, a reszta podpowiadała fabułę? Jestem niezwykle ciekawa 🙂

ZZ: Edmundopeja zaczynała jako opowiadanie o przedziwnym kolesiu. Później Kazek zaproponował pociągnięcie historii oraz jej wydanie. Nie przeczę, że wtedy przeżyłam wewnętrzną grozę. Wbrew pozorom cenię sobie celowość działania. Założenie zaś było takie, że ochotnicy dopisują  historię, jak ją widzą, bez żadnego planu. Bez uzgodnienia, do czego zmierza historia. Ktoś stworzył parę akapitów, wskazywał kolejne pióro i ono kontynuowało dzieje Edmunda, po czym wskazywało kolejną osobę, i tak do niewiadomego końca. W efekcie wydarzyło się po drodze wiele prześwietnych sytuacji, łącznie z wtrąceniem jednego z Autorów, które kompletnie przerywa akcję i zwraca nas na moment do świata rzeczywistego, na dodatek w dość melancholijny sposób. To jeden z moich ulubionych fragmentów. Smaczków w całej powiastce jest dużo więcej. Wielu Czytelników na przykład ceni sobie pewien specyficzny automat. Takiego eksperymentu jeszcze nie było. Perełka. Przyjęłam na siebie obowiązek zakończenia tej szalonej jazdy i przyznam, że gdy panika zelżała, okazało się to dość proste. Eksperyment trochę przypominał walkę szpiegów – nie wiem, czy tak to odbierali koledzy i koleżanki zaangażowani w projekt, lecz ja podstępnie przeprowadzałam swoją agendę, nie wiedząc, czy następny Autor nie rozwali radosną twórczością moich chytrze porozstawianych pułapek. Okazuje się, że chaos da się opanować! Poza tym to unikatowe dziełko z dużą dawką poczucia humoru. Jeśli ktoś chce przeczytać coś innegoEdmundopeja bez dwóch zdań jest tym czymś.

MP: Czy zanim zaczęłaś pisać opowiadania grozy, mierzyłaś się z innym gatunkiem?

ZZ: Zawsze z fantastyką – szeroko pojętą. Najpierw z fantasy, potem z s-f, z historią alternatywną. A ostatnio z kryminałem (który też ma elementy fantastyki, ale już takie tyci-tyci).

MP: Zwykle inne autorki pytałam o to, czy sądzą, że pisząc pod męskim pseudonimem, byłyby popularne, chętniej czytane. Jeśli się nie mylę, Ty swoją przygodę literacką od razu rozpoczęłaś pod pseudonimem. Czy Zeter Zelke ma swoją historię powstania? I dlaczego nie chciałaś występować pod własnym nazwiskiem? Z obawy przed oceną swych tekstów czy po prostu jesteś z tych osób, które mocno cenią swoją prywatność?

ZZ: Przed rozpoczęciem publikowania tekstów przeprowadziłam badania! Wnioski są takie, że  mamy swoje preferencje i uprzedzenia, niekiedy nieuświadomione. Mając to na uwadze, zdecydowałam się na neutralny pseudonim niewiadomego pochodzenia. Zależy mi na tym, aby Czytelnik zauważył przede wszystkim tekst – mniejsza o autora. Zeter Zelke – to ani chłop, ani baba, może made in Poland, a może nie. Who cares. Ważne, by tekst stał na poziomie. Pseudo powinno też fajnie się skracać.
Prywatność również jest ważna. Dla mnie do tego stopnia, że nie mam mediów społecznościowych. To trochę ekstremalne, wiem, ale myślę, że moje nerwy codziennie mi za to dziękują.

MP: Mimo tajemniczej aury, którą wokół siebie wykreowałaś, można od czasu do czasu spotkać Cię na konwentach. Masz swoje ulubione wydarzenie?

ZZ:  Kiedyś dałam się zaciągnąć na łódzki Kapitularz. Od tego momentu moje teksty zaczęły śmielej wychodzić z szuflady i wciąż powstają nowe. Wobec tego tytuł ulubionego wydarzenia przypada Kapitularzowi.

MP: Twoje opowiadania można znaleźć w różnych antologiach (m.in. w serii City, której pomysłodawcą jest Kazimierz Kyrcz Jr), czy planujesz w przyszłości wydać samodzielny zbiór opowiadań?

ZZ: Na pewno gromadzi się ku temu materiał. Na Niedobrych Literkach – portalu promującym bizarro – rozwijam dwie serie opowiadań. Jedna o kocie Filipsie, druga o Jolo Szpilorku, elitarnym zabójcy na zlecenie. Kolega z redakcji złapał Jolowego bakcyla i już do świata dodał dwóch nowych asasynów. Uniwersum przeto ładnie nam się rozwija. Może coś z tego będzie!

MP: A co z powieścią? Pytano już Ciebie, kiedy napiszesz coś „pełnometrażowego”? 🙂

ZZ: Pytano. Wręcz są tacy, którzy podjęli się zadania, aby wyrugować usterki z moich większych przedsięwzięć. Mam ich w szufladzie na dzień dzisiejszy trzy. Oraz dwa pomysły w głowie.
Jeżeli cokolwiek z tego nadaje się do zaprezentowania jakiemuś wydawnictwu wkrótce, to kryminał noir z elementami fantasy, który rozwija świat wspomnianych wcześniej profesjonalnych skrytobójców. Fabuła jest prosta: Marcel Szpilorek (pradziadek Jolo i jak on, zabójca kontraktowy), trafia za kratki. Po paru miesiącach otrzymuje propozycję ułaskawiania w zamian za pomoc przy schwytaniu wyjątkowo trudnego do usadzenia, seryjnego mordercy. Powieść jest mocno inspirowana Sin City Franka Millera, a także opowiadaniami o Filipie Marlowe. Ponadto, w przeciwieństwie do serii krótkich historyjek o Jolo Szpilorku, jest poważniejsza w tonie.

MP: Kogo twórczość Cię inspiruje? Masz swojego literackiego mistrza?

ZZ: Nie mam. Podążam za wszelką fantastyką. Stephen King, Paul Anderson, Strugaccy, Mellick, Tolkien, Glen Cook, Kirsten Britain, można by wymieniać w nieskończoność. Ostatnio otwieram się  na kryminały i tutaj na pewno moim idolem jest Raymond Chandler. Jeżeli można dodać nowele graficzne, to zdecydowanie Frank Muller i Sin City – to podstawowa inspiracja dla Starego Jorka w świecie Jolo: brudne, zdeprawowane miasto, w którym zbrodnia często nie jest karana, a najwięksi kryminaliści siedzą na różnych szczeblach władzy.

MP: Z tego, co kojarzę, już niebawem Twój nowy tekst – ELLIPSIS – znajdziemy w 5 odsłonie serii City. Poza nim, co planujesz dla swoich Czytelników? Pracujesz nad nowym opowiadaniem/opowiadaniami? Zdradzisz mi coś więcej?

ZZ: Z grozy miejskiej napisałam już kandydata dla kolejnego City, o ile wyjdzie. Nieustannie rozwijam serię o Szpilorkach i Filipsie. Luźne opowiadania bizarro na różne okazje ciągle będą trafiać na Niedobre Literki. Jeżeli mamy jakieś pospolite ruszenie – którego ostatnim przejawem jest wydana niedawno przez Dom Horroru antologia Bizarretki – rzucam się na nie chętnie. Nasz Paskudny portal opublikował bezpłatny Zin w hołdzie dla Lewisa Carrolla z opowiadaniami (w tym i mój skromny wkład) inspirowanymi Alicją w Krainie Czarów. Z tego, co mi wiadomo, to nie ostatni tematyczny PaskudZin w tym roku.

MP: Kto pierwszy czyta Twoje teksty? Jest Twoim prywatnym krytykiem.

ZZ: Mam dwóch pomocników. Jednym jest Kazimierz Kyrcz Jr, drugim Kornel Mikołajczyk. Każdy koncentruje się na nieco innych aspektach tekstu, więc opowiadania mają w nich solidne językowo-logiczno-estetyczne podparcie. Bardzo sobie je cenię. Zawsze coś znajdą. A ja się chętnie rewanżuję. 😉

MP: A bliscy? Wspierają Cię w pisaniu? Kibicują Ci?

ZZ: Nie ma szlabanów. Fajerwerków też nie ma. Jest uciecha, kiedy na półkę trafia kolejna antologia z własnym opowiadaniem, ale nikomu woda sodowa do głowy z tego powodu nie uderza.

MP: Czym zajmujesz się na co dzień?

ZZ: Dbam o skromną kolekcję roślin owadożernych. Wysiałam ostatnio całe akwarium nasionek spatulaty, capensis i binaty. Po raz pierwszy zakwitła mi muchołówka, więc pewnie będę niedługo siać i je.
Próbuję ilustrować bohaterów Starego Jorka, aby upiększyć nasze Niedobre Literki grafiką, której zawsze trochę brak do tekstów. Więc siedzę w programach graficznych i mażę rysikiem po tablecie. Wychodzi mi to średnio, ale – jak mówią – na bezrybiu i rak ryba.
Po robocie dla korporacji lubię  pograć na komputerze, poćwiczyć z hantlami, tudzież wyjść na długi spacer z muzyką. Wtedy też wpada mi do głowy najwięcej pomysłów na fabuły.

MP: Czasy mamy trudne i niepokojące, ale w myśl zasady „żyć mimo wszystko” jest szansa, ze niebawem spotkasz się ze swoimi Czytelnikami?

ZZ: Zawsze jest szansa.

MP: O czym marzy Zeter Zelke – autorka?

ZZ: O tym, żeby nigdy nie dotknęła mnie klątwa szarej twarzy!

MP: I na koniec nie mogę nie zapytać: czy groza jest kobietą? 🙂

ZZ: Jest rzeczownikiem rodzaju żeńskiego. 😉

MP: Serdecznie dziękuję Ci za rozmowę, czekam na Twoje nowe teksty i – mam nadzieję – do zobaczenia!


Zeter Zelke (ur. w 1984 r.) –  mieszka w Łodzi. Pisuje fantastykę, jak dotąd krótkie formy, szczególnie bizarro. Publikuje stale na portalu Niedobre Literki, gdzie wolno rozwija serie opowiadań: o Kocie Filipsie, jak i elitarnym skrytobójcy, Jolo Szpilorku. Opowiadania ukazały się też w Qfancie, antologiach: Bizarro Bazar (2013), Bizarro dla zaawansowanych (2015), Infections (2015), City 3 (2016), City 4 (2018), City 5 (2020) i Licho nie śpi (2018), Bizarretki (2022), Tarnowskie Góry fantastycznie (2021) razem z Kazimierzem Kyrczem Jr. Uczestniczyła w projekcie Edmundopeja (2020).

 

1 Comment

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *