Paweł Mateja: „Ja w ogóle nie lubię procesu pisania, nie czuję się w nim komfortowo.”

Magdalena Paluch: Cześć, Paweł! Dziękuję Ci, że znalazłeś chwilkę, by odpowiedzieć na kilka moich pytań na temat Twojej debiutanckiej powieści Plama światła. No właśnie… Ukazanie się której książki wzbudziło w Tobie większe emocje?

Paweł Mateja: To były tak różne procesy, że trudno mi je porównać. Nocne powstawały leniwie, przez długie lata i długo nie przybierały formy docelowej. Po prostu w pewnym momencie powiedziałem sobie, że już najwyższy czas na przerwę, bo przecież mógłbym kolejne lata dokładać opowiadania do tomu. A Plama światła powstała trochę z przypadku, bo wcale nie planowałem jej jako pełnoprawnej powieści, po prostu w którymś momencie zauważyłem, że nie zmieszczę się w formule opowiadania, zacząłem rzecz rozbudowywać i wciągnęło mnie to bardzo mocno. Co zupełnie nie odpowiada na Twoje pytanie. Więcej emocji było mimo wszystko przy Nocnych, bo to wybór tekstów z bodaj dekady pisania. Z drugiej strony pisanie Plamy… było niesamowicie wyczerpujące.

MP: Pasjonujesz się tematyką UFO? Kiedy to się zaczęło?

PM: Nawet nie tyle UFO, co zjawiskami paranormalnymi jako ogółem. Zaczęło się pewnie od tego, że w dzieciństwie ktoś przyniósł do domu książkę będącą przeglądem niezwykłych i rzekomo prawdziwych historii. Oczywiście było tam coś o UFO, coś o okaleczeniach krów, o niewidzialnych istotach, wreszcie o spontanicznym samozapłonie, którego wizja prześladowała mnie przez kilka lat. Później miałem okresy wzmożonego zainteresowania taką tematyką i okresy, w których nie zajmowało mnie to wcale. W ostatnich latach temat wrócił do mnie chyba głównie ze względu na mnogość teorii spiskowych i alternatywnych wizji rzeczywistości, które da się znaleźć w internecie. Uważam, że odczytywanie rzeczywistości przez teorie spiskowe to proces, który bardzo wiele może nam opowiedzieć o kondycji społeczeństwa. Choć też w dużym uproszczeniu wszystko to sprowadza się do prostej i naturalnej konstatacji: rzeczywistość nas przerasta. Nie rozumiemy jej i próbujemy znaleźć sposób na to, by na nowo poczuć z nią jedność. Ale to się pewnie już nigdy nie wydarzy.

MP: Jak długo powstawała Plama światła?

PM: Jakieś półtora roku. Początkowo planowałem ją jako długie opowiadanie, ale historia zaczęła się sama rozbudowywać. Po tym jak napisałem w kilka miesięcy pierwszą wersję, przerabiałem tekst, kilka razy dokładając nowe wątki, usuwając inne. Na etapie poprawek redakcyjnych nie mogłem już patrzeć na tekst, więc chyba powstawała zbyt długo.

MP: W książce znajdziemy oryginalne wykłady osób wypowiadających się wokół tematu pozaziemskich cywilizacji. Jak duży research zrobiłeś do tej powieści i czy trudno było Ci znaleźć potrzebne materiały/treści?

PM: Materiały było o tyle trudno znaleźć, że część z nich to rzeczy naprawdę niskonakładowe  i wydane lata temu, więc kupowałem je z wtórnego obiegu za niekoniecznie niskie kwoty. Ale kupiłbym je tak czy inaczej, bo Plama światła jest owocem zainteresowania tematyką kosmicznych kultów religijnych niż przyczynkiem do poszukiwań. Słuchałem podcasty, czytałem broszury bez ISBN-ów, publikacje znane bardziej i mniej. To niesamowicie szeroka tematyka, ledwie ją liznąłem i tak naprawdę wcale nie czuję się w niej kompetentny. Ale też nie ukrywam, że wiele z tych treści, z którymi się zapoznawałem, ze mną zwyczajnie rezonuje, nawet jeśli podchodzę do nich z naprawdę z dużym dystansem i ostrożnością.

MP: Co było najtrudniejsze w pisaniu tej właśnie książki?

PM: Lubię opisywać niesamowitość, cała reszta to znój. Opisywanie tych wszystkich relacji międzyludzkich, budowanie tła, wreszcie samej fabuły, która ma wprowadzić z jednej niesamowitości do drugiej – to wszystko jest najtrudniejsze. Konieczne, ale wymagające ode mnie bardzo dużo wysiłku. Ja w ogóle nie lubię procesu pisania, nie czuję się w nim komfortowo. Lubię co najwyżej wpadać w taki krótki trans właśnie przy tych scenach, w których staram się dotknąć nieznanego. Z pisaniem jest podobnie jak z biegami OCR albo z morsowaniem: to nie są rzeczy same w sobie przyjemne. Co niby jest takiego fajnego w czołganiu się w błocie albo wchodzeniu do jeziora w środku zimy? A mimo wszystko się do tego wraca, mimo wszystko sprawia to niezrozumiałą satysfakcję.

MP: A co było inspiracją do napisania Plamy światła?

PM: W antologii Kulty UFO Wydawnictwa Libron, którą bardzo polecam, przeczytałem kilka tekstów o właśnie kultach czy sektach, które kontaktowały się z istotami z innych planet czy też planów astralnych i te historie zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie. Największe chyba ta o Antrovis. Ale też trudno znaleźć na ich temat bardziej obszerne informacje, więc traktowałem te inspiracje raczej swobodnie. Kulty UFO są fascynującym zjawiskiem, bardzo szerokim, rozsianym po całej planecie i bardzo różnorodnym. Co swoją drogą jest fascynujące, bo kosmiczni bracia najwyraźniej nie mają jednej spójnej linii w kwestii wiedzy przekazywanej kontaktowcom. Wiele z intuicji tych przekazów jest spójna i naturalna, jak choćby potrzeba zaprowadzenia na świecie porządku, a potrzeba ta najsilniej zaczęła żyć w czasach po uzbrojeniu się przez mocarstwa w broń atomową. Ze strony ontologii natomiast mamy tu całe spektrum wizji. Różnice są też między teorią a praktyką, między tym jak chciano by, by świat postępował, a tym, jaki porządek zaprowadzają przywódcy tych ruchów. To jak upadają i jak odczytują swoje upadki.

MP: Bohaterkami Plamy światła są przyjaciółki – Sara i Basia. Od samego początku chciałeś, żeby była to opowieść o kobietach?

PM: Niemal od samego początku. Nie wiem, czy odpowiedzieć tutaj, że lubię pisać o kobietach, czy że płeć bohaterów jest dla mnie drugorzędna, byleby pasowała do wydarzeń. Najłatwiej chyba będzie powiedzieć, że pisanie o kobietach nigdy nie wydawało mi się obce ani trudne. Natomiast dlaczego Plamę światła zdominowały bohaterki? Jakoś tak wyszło, że same przyszły i wkomponowały się w fabułę.

MP: Ile było wersji ostatecznych Plamy światła? Czy ta, którą czytelnicy mają w swoich rękach, jest tą właściwą, czy w trakcie pisania zmieniałeś fabułę/bohaterów/zakończenie?

PM: W pierwszej wersji Plama światła nazywała się Kulty UFO w Ustrzykach Górnych i miały dotyczyć kultów lovecraftowskich, miały też być opowiadaniem. O ile koncepcję nadnaturalności zmieniłem jeszcze przed rozpoczęciem pisania, o tyle objętość tekstu była dla mnie niespodzianką. W pierwszej wersji miałem może ze sto dwadzieścia stron, w kolejnych wersjach dopisywałem nowe wątki, dokładałem nowych bohaterów. Zmieniało się sporo, ale całość raczej nabierała spójności niż ją traciła. Wersji było więc kilka, ta którą można przeczytać stała się ostateczną, bo już nie mogłem więcej patrzeć na tekst, inaczej pewnie miałaby już stron ze czterysta i byłaby czymś zupełnie innym i pewnie niekoniecznie lepszym.

MP: Jesteś miłośnikiem Bieszczad?

PM: Moją główną motywacją do pisania Plamy światła był pandemiczny lockdown. Jesienią mieliśmy z żoną plan wyjazdu w Bieszczady, które rzeczywiście bardzo lubię. Ostatecznie byliśmy zmuszeni zostać wtedy w domu i rekompensowałem sobie chodzenie po szlakach tym, że wspominałem wędrówki z poprzednich lat. Żaden ze mnie specjalista od tego regionu, ale wiele miejsc bardzo mocno zapadło mi w pamięć i chętnie się nimi dzieliłem w powieści. Kocham góry po całości, ale w Bieszczadach bardzo lubię to, że nie są jeszcze do cna przesiąknięte zapachem oscypka i taniej cepelii jak Zakopane czy Szczyrk. Święte w tych czasach oczywiście też już nie są, ale przymykam oko na ich grzechy.

MP: Podobno w Polsce, w Emilcinie, znajduje się pomnik UFO. W ramach researchu byłeś go zobaczyć?

PM: Nie, choć obiecałem sobie, że kiedyś to zrobię. Ale to raczej takie „osiągnięcie do odblokowania” niż żywotna potrzeba. Sprawa z Emilcina to urocza anegdotka, ale nie czuję w niej duchowej głębi, a to najbardziej mnie w temacie pociąga. Raczej wolałbym poznać kogoś, kto jest kontaktowcem i ma do przekazania rzekomą wiedzę pozaziemskich cywilizacji. Albo kogoś, kto działał w Antrovis czy Niebie. To są naprawdę fascynujące rzeczywistości.

MP: Wierzysz w istnienie UFO? A może spotkałeś kiedyś Ufola?

PM: Kilka razy doświadczyłem zjawisk subiektywnie paranormalnych, ale akurat nie miałem tej przyjemności, żeby widzieć statek kosmiczny. Choć już moja żona twierdzi, że widziała kiedyś taki bardzo wyraźnie, czego zupełnie otwarcie zazdroszczę. Sam najbliżej tego tematu byłem, kiedy obudziłem się pewnej nocy w pokoju pełnym białego światła. Musiałbym długo objaśniać kontekst tego wydarzenia i tego jak osadzone było w moim życiu. Poprzestanę na tym, że to światło było niesamowite, przebijało się przez naprawdę szczelną opaskę na oczach, którą używam w nocy, żeby poprawić jakość snu. Historia jednak nie ma puenty, obudziło mnie to światło, ale postanowiłem udawać, że śpię dalej i szybko rzeczywiście zasnąłem. Bardzo jestem ciekaw, co zobaczyłbym, gdybym zdjął z oczu opaskę – ale brakowało mi na to odwagi i jestem przekonany, że brakowałoby mi jej i dzisiaj. Może nie zobaczyłbym nic, to też jest w porządku.

MP: Czy pracujesz obecnie nad jakimś tekstem?

PM: Nie. Mam w głowie pomysły na przyszłe teksty, długie i krótkie, ale chwilowo mam przerwę. Zmieniłem pracę, sporo rzeczy dzieje się w moim życiu prywatnym. A że jestem zdania, że pisać warto jak najrzadziej, to oczywiste było dla mnie, że pisanie będzie musiało trochę poczekać. Mamy tylu głodnych uwagi i często lepszych ode mnie pisarzy, że nikomu nie będzie brakowało tekstów Matei przez tych kilka-kilkanaście miesięcy Ale pewnie po nowym roku i tak zacznę nad czymś pracować. Nie lubię procesu pisania, ale mimo wszystko przynosi mi on ulgę, pomaga radzić sobie z rzeczywistością. Choć to oczywiście dla czytelnika nie powinno mieć znaczenia, czytelnik powinien otrzymać wart uwagi tekst, a nie wyrzyg emocjonalny, dlatego staram się mimo wszystko nie traktować pisania jako autoterapii.

MP: O czym marzy Paweł Mateja – autor?

PM: Mam bardzo dużo pomysłów, z których część chciałbym kiedyś zrealizować. Wszystkich nie dam rady. Z takich mniej oczywistych przykładów to chciałbym zrobić słuchowisko, scenariusz do komiksu, chodzi za mną też chęć zajęcia się non-fiction, czy to w formie podcastu czy tekstu – ale na razie nie czuję się kompetentny. No i zostać porwanym przez UFO, założyć własną sektę, doznać oświecenia – ale kto by nie chciał?

MP: Dziękuję Ci za ciekawą rozmowę i trzymam mocno kciuki za realizację pomysłów!

 

 

 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *