Adam Dzierżek: „Myślę, że takich autorów jak ja – „dzieci pandemii” – jest znacznie więcej”

Magdalena Paluch: 17 lutego premierę miała Twoja druga powieść pt. Padlina. Czy emocje z powodu ukazania się tego tytułu były równie silne, co przy pierwszej książce?

Adam Dzierżek: Znacznie mniejsze, głównie dlatego, że przy drugiej książce podążałem już znaną ścieżką. Z wydawaniem książek jest trochę tak, że emocje związane z wypuszczeniem na rynek nowej powieści rozkładają się w czasie. Najpierw jest radość z powodu ukończenia książki, potem ze znalezienia wydawcy i podpisania umowy wydawniczej, wyboru okładki itp. Gdy książka po wielu miesiącach od postawienia ostatniej kropki w końcu trafia na półki sklepowe, to tych emocji pozostaje już naprawdę niewiele. Wtedy myślami jestem już zazwyczaj przy kolejnej opowieści i ciężko na czas premiery wrócić do tej ukończonej. Choć muszę przyznać, że pierwszy moment, w którym biorę do ręki gotowy produkt, potrafi być naprawdę magiczny.

MP: W połowie minionego roku zadebiutowałeś thrillerem Nieco bliżej piekła. Dlaczego któregoś pięknego dnia, gdy obudziłeś się rano, postanowiłeś, że napiszesz książkę?

AD: Myśli o tym, żeby spróbować napisać powieść, kołatały mi się w głowie już od dłuższego czasu, a tak naprawdę od lat. Ciężko wskazać konkretną przyczynę. Sądzę, że chęć pisania po części wynika z czytania. W końcu trafiasz na książkę tak dobrą, że mówisz sobie: „ja też bym chciał tak pisać”, albo tak złą, że reakcja będzie przypominała bardziej: „sam napisałbym to lepiej”. Tak czy owak, każda z tych dróg prowadzi do tego samego wniosku – „trzeba spróbować coś napisać”. Potem przyszła pandemia, a wraz z nią masa wolnego czasu i nigdzie nieulokowanej energii, którą musiałem w coś zainwestować. Trafiło na pisanie i tak już zostało. Myślę, że takich autorów jak ja – „dzieci pandemii” – jest znacznie więcej.

MP: Siadając do pisania debiutu, nie bałeś się, że zginie on w zalewie innych kryminałów? Podobno w 2022 roku ukazało się aż 400 nowych tytułów na rynku wydawniczym. Dużo!

AD: Potwornie dużo. Oczywiście, że się bałem. Można by pomyśleć, że to, czego najbardziej obawiają się debiutanci, to negatywne opinie na temat ich twórczości, a to nieprawda. Negatywne opinie przyjmujemy z uśmiechem i otwartymi ramionami, bo to oznacza, że ktoś książkę w ogóle przeczytał, a nasza praca nie spadła w otchłań. To, czego najbardziej boją się debiutanci, to myśl, że nie przeczyta tego nawet pies z kulawą nogą. Nie chciałem takiego losu, więc już na początku założyłem sobie, że jeśli mojego tekstu nie przyjmie tradycyjny wydawca, który może dotrzeć z moją twórczością jak najszerzej, to znaczy, że jeszcze nie jestem wystarczająco dobry, i nie wydam go w ogóle, tylko będę pisał dalej, aż się w końcu uda.

MP: Trudno Ci było zadebiutować?

AD: Miałem to szczęście, że pierwsza powieść, którą postanowiłem pokazać światu, czyli Nieco bliżej piekła, stosunkowo szybko znalazła wydawcę, co nie znaczy, że droga do debiutu była usłana różami. Przed wspomnianym tytułem napisałem jeszcze jedną powieść, którą po ukończeniu i przeczytaniu wyrzuciłem do kosza, uznawszy, że się nie nadaje. I choć potraktowanie w ten sposób wielu miesięcy swojej ciężkiej pracy nie było prostym zadaniem, to potrzebowałem tego, żeby w ogóle nauczyć się pisać, a przede wszystkim, aby zrozumieć, że na to, co już się napisało, trzeba umieć spojrzeć krytycznym okiem. Oczywiście przeszedłem też przez znaną wszystkim autorom drogę obfitującą w odmowne maile od wydawców (choć to i tak dużo lepsze niż brak jakiejkolwiek odpowiedzi) i w ciągłe poprawianie swojego tekstu, zanim udało mi się znaleźć wydawnictwo, które było chętne zaryzykować.

MP: Skąd czerpiesz pomysły do swoich książek?

AD: To chyba najbardziej mistyczny element całego procesu twórczego, bo nie mam pojęcia, skąd przychodzą te pomysły. Chyba zewsząd. Ze wszystkiego, co się kiedykolwiek w życiu przeczytało, obejrzało, usłyszało bądź przeżyło. Często siadając do pisania, mam w głowie tylko pierwszą i ostatnią scenę. Wszystko, co dzieje się pomiędzy, przychodzi samo, gdy już się zacznie stukać w klawiaturę – i mam nadzieję, że będzie przychodzić jeszcze długo. Kto wie, może nadejdzie taki dzień, gdy zasiądę do pisania i stwierdzę: „OK, nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Fajnie było, ale się skończyło”.

MP: Twoje powieści to odrębne historie. Nie łączy ich żaden bohater, żadne miejsce, nie ma nawiązań do spraw kryminalnych. Nie kusiło Cię, żeby kontynuować serię, której bohaterem byłby Bogart (i nie mam tu na myśli Humphreya ;))? A może jednak niesforny komisarz powróci?

AD: Kusiło. I to tak bardzo, że kontynuację przygód Bogarta napisałem, choć w trakcie tworzenia przez cały czas czułem, że opowiadam historię kogoś innego, nie Bogarta. Aż do ostatniej strony miałem wrażenie, że chęć trzymania się wydarzeń z Nieco bliżej piekła tylko mnie ogranicza, zamiast uskrzydlać, i nie jestem w stanie zapuścić się w rejony, w które chciałbym się udać. Ostatecznie przerobiłem tę książkę i odciąłem ją od wszelkich (bardzo często lichych) nawiązań do debiutu, co zdecydowanie wyszło jej na dobre. Z seriami jest tak, że aby je kontynuować, trzeba mieć trochę więcej do opowiedzenia o świecie, który się wykreowało. Czytelnik bardzo szybko zauważy, że coś było pisane na siłę. Czy do postaci Bogarta kiedyś wrócę? Bardzo możliwe, ale dopiero wtedy, gdy będę pewien, że mam na to jakiś pomysł.

MP: W swoich thrillerach pod przykrywką intrygi kryminalnej poruszasz trudne tematy (m.in. problem bezdomności, alkoholizm, wszelkie układy i układziki, łapówkarstwo). Jesteś obserwatorem świata?

AD: Muszę być, inaczej czytelnicy szybko wyłapią, że to, co piszę, nie ma pokrycia w rzeczywistości. Zawsze staram się też przemycać do opowieści swoje przemyślenia na pewne tematy, ale unikam moralizowania i narzucania innym własnej wizji świata. Każdą powieścią stawiam czytelnikom pewne pytania i tylko od nich zależy, jak na nie odpowiedzą.

 MP: Ale chyba nie lubisz szczęśliwych zakończeń?

 AD: Lubię, gdy przytrafiają się w prawdziwym życiu. Ale tak jak w świecie realnym nie są one częstym zjawiskiem, tak – według mnie – nie powinny być nim także w świecie literackim. Owszem, happy endy dają nam pewien krótkotrwały zastrzyk endorfin. Przez chwilę czujemy się lepiej, że np. morderca został złapany, zło zostało ukarane, ale potem zamykamy książkę i… nic. Takie historie w nas nie zostają, bo nie są szczere. To, co w nas zostaje, to te bardziej prawdopodobne zakończenia. A w prawdziwym życiu zło nie zawsze zostaje ukarane, przestępcy nie zawsze trafiają za kratki i nie wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Osobiście najbardziej lubię serwować czytelnikom zakończenia słodko-gorzkie, czyli takie, w których bohaterom udaje się coś osiągnąć, ale po drodze musieli też coś stracić, a dotarcie do prawdy często jest gorsze niż jej poszukiwanie.

 MP: Zarówno w Padlinie, jak i w Nieco bliżej piekła serwujesz czytelnikowi bardzo brutalne opisy morderstw, wręcz przywodzące na myśl horror ekstremalny. Może rozważysz zmianę gatunku? 😉

AD: Nigdy nie chciałbym się dać zaszufladkować jako autor tylko kryminałów albo thrillerów. Żeby się rozwijać, mam w planach pisanie innych gatunków, i kto wie, może kiedyś spróbuję też horroru.

 MP: A czytasz horrory?

AD: Tak, choć bardziej niż klasyczne horrory przemawiają do mnie te z gatunku weird fiction, w stylu prozy Lovecrafta czy chociażby naszego rodzimego Wojciecha Guni. To, do czego w środowisku literackim strach się przyznać, to że nie jest się fanem dzieł Stephena Kinga. A mnie jest z nim mocno nie po drodze.

MP: Nie ukrywam, że Twoje książki czyta się z przyjemnością – tekst jest dopieszczony, a styl mi bardzo pasuje. Przyznaj się – to Twoja zasługa czy redaktora? 😉

AD: Na szczęście moja redaktorka nie ma uwag co do mojego stylu i mam tu pełną swobodę. Co do dopieszczenia tekstu, to choćbym nie wiem ile razy sam go przeczytał, nie wyłapię wszystkiego – i w końcu nadchodzi moment, w którym musi na to spojrzeć ktoś z zewnątrz. Wtedy do akcji wkracza redakcja i robi naprawdę świetną robotę.

MP: Pracujesz już nad nową książką?

AD: Cały czas. Wchodząc w tę branżę, nie myślałem, że dzień, w którym napiszę pierwsze zdanie, będzie dniem, w którym z mojego słownika zniknie pojęcie „czasu wolnego”. W każdej wolnej chwili piszę albo myślę nad męczącymi mnie zagadnieniami fabularnymi.

MP: Czy będzie Cię można gdzieś spotkać w najbliższym czasie (np. na targach książki)?

AD: Planuję serię spotkań autorskich. Wszystkie szczegóły będę udostępniał na swoich social mediach.

MP: O czym marzy Adam Dzierżek autor?

AD: O zapisaniu się w świadomości i pamięci czytelników.

MP: Zatem tego Ci życzę! Adam, bardzo dziękuję za rozmowę i czekam na kolejną Twoją powieść!

AD: Również bardzo dziękuję!


Adam Dzierżek – rocznik ’93, urodzony w Gołdapi. Pasjonat literatury kryminalnej, a w szczególności szeroko pojętego nurtu Noir. Do pisania zainspirowali go tacy klasycy czarnego kryminału jak Raymond Chandler i Dashiell Hammett. W chwilach wolnych od pisania zajmuje się pochłanianiem kolejnych fabuł, czy to w postaci książek, filmów, czy gier. Autor powieści Nieco bliżej piekła oraz Padlina (Initium).

Profile autora:
FB: https://www.facebook.com/dzierzek.adam
IG: https://www.instagram.com/dzierzekadam/

 

 

 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *