Mimo że jeszcze do niedawna pracowałam w dziale dziecięco-młodzieżowym w bibliotece i stopniowo zapoznawałam się z jego księgozbiorem, tak odkąd zostałam mamą, częściej zwracam uwagę na książki i komiksy o tematyce – wiadomo – grozowej dla małego czytelnika. Oczywiście synek w przyszłości może uwielbiać zupełnie inny gatunek albo nie czytać wcale, ale… jeśli nawet nie on, to ja z chęcią sięgnę po coś lekkiego 🙂
I tak oto, z powodu bobasa, natrafiłam na komiks ZOMBIACZEK. Zawsze głodny tria Cazenove (scenariusz), Jacquemoire (kolory) i William (rysunki). Historia rozpoczyna się kadrami, na których widzimy nastolatkę, Margotkę. Dziewczynka ma już po kokardki słuchania kolejnej kłótni rodziców, dlatego wychodzi z domu i po krótkiej wędrówce dociera do – z zasady – spokojnego miejsce, jakim jest… cmentarz. Jednak tu – uwaga! – okazuje się, że wcale nie jest ani cicho, ani bezpiecznie. Natrafia bowiem na trójkę zombiaków, które ze smakiem konsumują… innego trupa. Po początkowym przerażeniu, dziewczynka zapoznaje się z trójką nieumarłych i od tego momentu rezyduje wraz z nimi na cmentarzu.
Zwróciłam uwagę na ten tytuł przede wszystkim dlatego, że od pierwszego wejrzenia pokochałam rysunki Williama. Z jednej strony są niepokojące (w końcu to komiks o zombie), bo juchy, flaków, kawałków ciała jest tu od groma, a z drugiej – są takie… urocze. Do tego stopnia, że nie obraziłabym się, gdyby ktoś gdzieś kiedyś stworzył maskotkę czy inną figurkę z wizerunkiem Zombiaczka. Wracając do rysunków – bardzo kojarzą mi się z estetyką animacji Tima Burtona. Z jednej strony wiesz, że patrzysz na żywe trupy, które atakują i konsumują ludzi, a z drugiej strony… no słodziaki 😉 Natomiast sam Zombiaczek kojarzy mi się wizualnie z głównym bohaterem bajki Miasteczko Halloween, Jackiem Skellingtonem.
Komiks podzielony jest na krótkie – jedno lub dwustronicowe historyjki – które składają się na całość pierwszej części tego zeszytu. Poznajemy z nich nie tylko tytułowego bohatera, ale i pozostałych mieszkańców cmentarza (Grubala, Tekate czy Trybiadesa) oraz Margotkę, która zadomowiła się w tym mrocznym miejscu. Bywa tu strasznie, obrzydliwie, ale bywa i śmiesznie (uwielbiam czarny humor w tym komiksie!). Ba! Zaczyna być nawet romantycznie… A czasem można nawet spotkać bohaterów z innych uniwersów (np. kilka osób z The Walking Dead). W każdym razie czułam wielką frajdę, czytając ten komiks i jestem bardzo ciekawa, co spotka Zombiaczka, Margotkę i pozostałych bohaterów w kolejnym zeszycie, dlatego czekam cierpliwie na kontynuację.
Podsumowując, Zombiaczek. Zawsze głodny to komiks, który pokochają fani Tima Burtona, zombiaków i innych flaków (serio – Zombiaczek słodko wygląda, ale ma też ostre zęby… ;)). Czyta się szybko, ale z uśmiechem na twarzy. Polecam ten tytuł zarówno dorosłym, żeby zaspokoili swoje wewnętrzne dziecko i odsapnęli od codzienności, jak i trochę starszym dzieciakom, bo myślę, że mimo całej mrocznej otoczki, jest to też komiks o przyjaźni.
Przeczytajcie koniecznie!