Może zacznę od anegdotki. Kiedy mój brat był mały i po raz pierwszy obejrzał animację Disneya Piękna i Bestia, podczas sceny, w której Bestia na powrót zamienia się w księcia – rozpłakał się. Ba! Rozbeczał się histerycznie – tak polubił głównego bohatera w zwierzęcej wersji, że zupełnie zapomniał, do jakiego finału powinna dotrzeć cała historia. Ciężko było wytłumaczyć kilkuletniemu chłopcu, że zamek był zaklęty, a jego mieszkańcy przemienili się – poza Bestią – w przedmioty codziennego użytku (w sumie też wolałam służbę w wersji „uprzedmiotowionej”, bo wydawała się bardziej sympatyczna; np. urocza pani Imbryk). I że chętnie wróciliby na powrót do swoich ludzkich postaci. Z czasem mój brat zrozumiał przekaz tej baśni, co nie znaczy, że się z nim w pełni zgadzał.
A skoro o pełni mowa, to… Dawno, dawno temu, bo jakoś w czerwcu minionego roku, przeczytałam pewną powieść, której tytuł brzmiał W Pełni Rozkwitających Drzew. Jest to historia Elaine, młodej służącej, która trafia do zamku w Kemnitz, którego nowym właścicielem jest Ksawery von Zierotin. Tych dwoje dopada strzała Amora: zakochują się w sobie, biorą ślub i gdyby to była baśń, to mogłabym zakończyć to zdanie słowami „a potem żyli długo i szczęśliwie”, ale… NIE. Wręcz przeciwnie – coś niepokojącego dzieje się wokół Ksawerego, a na dodatek w mieście w tajemniczych okolicznościach zaczynają umierać ludzie. Czy odpowiedzialny za nie jest właściciel zamku, a może Elaine, która skrywa pewien sekret? A może podejrzenia padają na osoby trzecie? By się tego dowiedzieć, zachęcam Was do sięgnięcia po powieść W Pełni Rozkwitających Drzew, której autorką jest M.W. Jasińska.
Powiem Wam, że trochę się bałam, czy historia ta nie będzie zbyt romantyczna, a wątek nadprzyrodzony ledwie wspomniany. Oj, jakże się myliłam! Owszem, tło obyczajowe jest wyraziste, ale w wyważony sposób, a całość otulona została mgiełką tajemniczości.
To, co podoba mi się w tej powieści to klimat. Groza, niepokój, wspomniana już wcześniej tajemnica, a wszystko to w otoczeniu murów zamku, w otoczeniu lasu… Uważam, że autorka bardzo dobrze poradziła sobie w tej, jakże niełatwej do opisania, nastrojowości. Podoba mi się również to, że Jasińska doskonale wie, o czym pisze. Swoją opowieść zbudowała na tle historycznym – to raz, a dwa – można w niej znaleźć odniesienia do dzieł literatury czy sztuki. Czuć w narracji autorki pasję, jaką darzy wspomniane przeze mnie dziedziny. I cieszę się, że tą pasją, tą wiedzą postanowiła podzielić się z czytelnikami.
W zasadzie mam jedną, jedyną uwagę. Ale pamiętajcie – to uwaga subiektywna. Otóż w posłowiu Jasińska zdradza, jakimi dziełami inspirowała się, pisząc W Pełni Rozkwitających Drzew. Ja jestem z tych, którzy lubią odkrywać elementy układanki, natomiast tu trochę dostaliśmy ułożony obrazek na tacy, ale… z drugiej strony czytając to posłowie, byłam pod wrażeniem ogromu pracy, który autorka wykonała, pisząc powieść. Należą jej się gromkie brawa!
Polecam tę książkę wszystkim, którzy lubią połączenie baśni, opowieści gotyckiej i fantastyki z nutką solidnej grozy.