„Diavola” Jennifer Thorne

Uwielbiam włoskie jedzenie! Choć podejrzewam, że takiego naprawdę włoskiego moje podniebienie jeszcze nigdy nie doznało. Wszelkiego rodzaju makarony, słodkości i pizza to coś, obok czego nie potrafię przejść obojętnie. Natomiast do Włoch jeszcze nigdy nie dotarłam. Może dlatego, że moim ukochanym miejscem na Ziemi jest Anglia i gdybym mogła, odwiedzałabym ją przynajmniej raz w roku, a państwo w kształcie buta jakoś zawsze kojarzyło mi się głównie z Rzymem, papieżem i okropnym upałem. Może i jestem ciepłolubna, ale robieniu z siebie skwarki zwyczajnie mówię „nie”. Choć ostatnio coraz częściej rozważam podróż do Włoch (kiedy już Grozolubiś będzie starszy). I nawet myślałam o jakimś małym, uroczym miasteczku pełnym mnóstwa zakamarków i soczystej zieleni, ale że mam za sobą lekturę Diavoli Jennifer Thorne, to zbyt szybko tam nie zawitam…

Anna, główna bohaterka, spędza w małej włoskiej miejscowości wakacje wraz ze swoją rodziną. Organizatorką całego przedsięwzięcia jest jej siostra, Nicole, która wynajęła okazałą willę w otoczeniu pięknych okoliczności przyrody. I na pierwszy rzut oka wszystko wygląda wspaniale, tyle że… takie nie jest. Są chwile, że bliscy Anny dziwnie się zachowują wewnątrz posiadłości i są pomieszczenia, w których bywa przeraźliwie zimno. Na dodatek społeczność miasteczka trzyma się z daleka od rodziny Pace, kiedy dowiaduje się, który budynek wynajmują. Nasza bohaterka nie pozostaje obojętna na – początkowo subtelne, a potem coraz bardziej nachalne – ślady czyjejś obecności. Na dodatek prześladują ją niepokojące sny. I jest jeszcze zamknięty na klucz, tajemniczy pokój… Anna rozpoczyna swoje prywatne śledztwo na przekór rodzinie, a to doprowadzi ją do… Tego dowiecie się, sięgając po Diavolę.

Już jedna z pierwszych scen książki wzbudza w czytelniku uczucie bycia obserwowanym. Wraz z przemierzającą pomieszczenia willi bohaterką wsłuchujemy się w ciszę. Lepką jak lukier ciszę, która sprawia, że na ciele pojawia się gęsia skórka. Ten opis od razu skojarzył mi się z odczuciami głównego bohatera powieści Grahama Mastertona Kandydat z piekła. On też czuł niepokój związany z niespotykaną ciszą wewnątrz posiadłości, w której tymczasowo urządził się ówczesny kandydat na prezydenta. Fascynuje mnie jak dwoje różnych autorów, którzy umieścili wydarzenia swoich powieści w totalnie różnych latach, w bardzo podobny sposób opisuje coś, co czai się w murach budynku, a z czasem prowadzi do straszliwych wydarzeń.

Ale wracając do Diavoli… Z każdą kolejną stroną pozwalałam się książce pochłonąć. Wiecie, jak bardzo ostatnio cierpię na niedoczas, więc tym bardziej byłam zaskoczona, jak fabuła tej powieści mnie wciągnęła. Mimo że miłośnicy grozy znajdą tu sporo znanych z innych tego typu historii rozwiązań, to autorka jakoś w połowie książki fabularnie skręciła totalnie pod prąd, co sprawiło, że poczułam się miło zaskoczona i z jeszcze większą ciekawością chciałam dotrzeć do finału tej strasznej, ale i niezwykle smutnej opowieści.

Jennifer Thorne potrafi przestraszyć. Jej opisy mocno pobudzają wyobraźnię, co sprawia, że powieść ma kolory, ma zapachy, ma emocje. Przewracając kolejne strony książki, nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać: wakacyjnej sielanki czy jednak horroru. Jak możecie się domyślić, zwykle tego drugiego, ale… co ciekawe – nie tylko ze strony CZEGOŚ, co tak niepokoi mieszkańców włoskiego miasteczka (i wakacyjnych rezydentów willi). Dość niezły wycisk fundują naszej bohaterce jej bliscy. Tak naprawdę poza dobrymi relacjami z bratem, Bennym, Anna ma przechlapane. W zasadzie to jest bardzo stereotypowy przykład rodziny, z którą dobrze (?) wychodzi się tylko na zdjęciu. Co zabawne ich nazwisko to Pace, a tłumacząc z włoskiego oznacza ono „pokój”. Niestety w stosunku do Anny niezbyt pokojowo się zachowują. W swej powieści autorka nie tylko stopniowo buduje napięcie związane z występowaniem niewyjaśnionych zjawisk, ale duży nacisk stawia na trudne relacje między bliskimi, co jeszcze bardziej – w ogólnym rozrachunku – potęguje nastrój grozy. No bo wytłumacz rodzinie, która ma do ciebie jakieś „ale”, że jest w niebezpieczeństwie. No właśnie… Panika, przerażenie, niemy strach… Jednak czytelnik znajdzie jakieś plusy w tym ociekającym niesamowitością horrorze 😉

Podsumowując, mnie Diavola kupiła. To jedna z tych powieści grozy, której fabuła – moim zdaniem – jest przemyślana i dopracowana od początku do końca. Polecam wszystkim miłośnikom horroru. I – jak wspominałam na początku – na ten moment wizytę we Włoszech sobie odpuszczę 😉

PS A koza występująca w powieści to superbohaterka :)))

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *