Mateusz Marcinkowski: „Krwawe jatki i hektolitry krwi, które prezentuje gore to nie dla mnie”

Magdalena Paluch: Panie Mateuszu, 10 maja miała miejsce premiera Pana debiutanckiego zbioru opowiadań grozy Elizabeth. Jakie to uczucie – kiedy teksty, które do tej pory znajdowały się tylko w pliku, stają się formą tzw. namacalną (czyli książką)? Jest duma? Ulga? Niepewność?

Mateusz Marcinkowski: Przede wszystkim jest radość z tego, że udało mi się zrealizować swoje największe marzenie. Od najmłodszych lat marzyłem o tym, by zostać pisarzem, a teraz to stało się rzeczywistością. Cieszę się, że moje opowiadania ujrzały wreszcie światło dzienne. Wcześniej czytała je tylko moja żona i to dzięki jej wsparciu rozmawiamy dziś o moim debiucie. Teraz moja twórczość ma okazję dotrzeć do szerszego grona czytelników. Mam szczerą nadzieję, że zostaną one docenione i przypadną czytelnikom do gustu.

MP: Zbiorek jest niewielki objętościowo. Czy musiał Pan wybierać opowiadania z większej ilości tekstów, czy po prostu chciał Pan napisać do niego tylko kilka tekstów?

MM: Podczas pracy nad zbiorkiem nie zastanawiałem się wcale nad tym, jaką będzie miał objętość. Postawiłem w pierwszym rzędzie na jakość, nie na ilość. Dlatego w zbiorze znalazły się te opowiadania, które uznałem za warte zaprezentowania czytelnikowi. W sumie jest to sześć opowieści, co dało nieco ponad sto stron. Lektura może i niedługa, ale jeśli umili komuś choć jeden wiosenny wieczór to z całą pewnością było warto.Continue reading →

„Elizabeth” Mateusz Marcinkowski

na zdj. Mateusz Marcinkowski

Przyznam się bez bicia, że największą trudność sprawia mi pisanie opinii na temat zbiorów opowiadań. i nie dlatego, że nie lubię tej formy. Wręcz przeciwnie. Po prostu uważam, że tak naprawdę to czytelnik powinien w gąszczu – często nierównych – opowiadań znaleźć te perełki, które na nim zrobią wrażenie i które zapamięta na długi czas. Dlatego wybaczcie, moje Grozolubisie, ale będzie ogólnikowo.

Jakiś czas temu zgłosił się do mnie debiutujący autor, Mateusz Marcinkowski, z pytaniem o patronat nad debiutanckim zbiorem jego opowiadań Elizabeth. Przeczytałam i zgodziłam się. Może dlatego, że lubię klimat opowieści, który autor przemycił do swoich tekstów, a może po prostu spodobały mi się opowiadane historie.
Dziś ma swoją oficjalną premierę wspomniany przeze mnie zbiór opowiadań Zawiera on sześć historii, które oscylują w klimacie gotyku i grozy klasycznej. Teksty czyta się lekko, można poczuć atmosferę, która towarzyszy opowiadanym wydarzeniom. Bywa mrocznie. Bywa niepokojąco. Klimatycznie.
Niestety nie mogę powiedzieć nic w temacie wydania, ale na pewno pokażę Wam książkę, kiedy już takową otrzymam.
Mogę Wam powiedzieć tyle, że Elizabeth dostarczyła mi przyjemnej lektury i dobrej zabawy. Jeśli lubicie klimatyczne opowiadania, historie o duchach, ponure zamczyska, macie wrażenie, że obecny świat Was przerasta i tęsknicie za „czymś” z przeszłości – ten zbiór jest właśnie dla Was.
<MP>

Agnieszka Kwiatkowska: „powiem nieco przekornie, że dla mnie groza nie ma płci”

Magdalena Paluch: Agnieszko, bardzo dziękuję Ci za udział w akcji Groza jest kobietą. Jak uważasz, naprawdę można stwierdzić, że groza jest kobietą, skoro jakoś tak o tych kobietach cicho w naszym środowisku?

Agnieszka Kwiatkowska: Dziękuję Ci, Magduś, za zaproszenie do tej akcji. Odpowiedź na Twoje pytanie to w sumie temat-rzeka, ale powiem nieco przekornie, że dla mnie groza nie ma płci. Mawia się, że kobieca groza jest delikatniejsza i subtelniejsza, ale kłam temu twierdzeniu zadają choćby Magda Kałużyńska czy Karolina Kaczkowska. Jak ich twórczość jest delikatna, to ja jestem chińska cesarzowa… To, czy o kimś jest cicho czy głośno, to moim zdaniem kwestia charakteru, śmiałości, umiejętności promowania się. A tu już wkraczamy na teren dość trudny, bo przecież mawiało się kiedyś, że trzeba siedzieć w kącie, to cię znajdą. Reklamowanie swojego produktu, czyli książki, wymaga już głośnego mówienia o sobie. Żaden tam post na Facebooku, że coś tam się skleciło, że jakaś tam antologia, gdzie jakieś tam nasze opowiadanko się znalazło. Kobiety są w naszym grozowym środowisku dobrze znane, mamy sztandarowe nazwiska, które kojarzy każdy wydawca czy szanujący się grozomaniak. I choć panie robią wokół siebie o wiele mniej szumu, tak stanowią bardzo silny element polskiej grozy. Jeszcze kilka lat temu piszące kobiety stanowiły niewielki procent grozowego ogółu. Pamiętam jedno z wydań Histerii, w którym znalazł się jeden z moich tekstów. To były początki mojego pisania i byłam wtedy jedyną kobietą w numerze. Na przestrzeni tych kilku lat panie coraz śmielej rzucały się do klawiatur i teraz proporcje publikacji w magazynach czy antologiach są wyrównane. Płeć piękna coraz częściej wygrywa konkursy, teksty pań są wysoko opiniowane. Pojawiają się nowe nazwiska, które albo idą dalej w pisanie, albo znikają po jakimś czasie, a szkoda, bo gdzie się na przykład podziała Olga Rot? Kilka genialnych tekstów i cisza…Continue reading →

Agata Suchocka: „Od roku noszę w sobie horror z motywem ludożerstwa, i serio, boję się zasiąść do pisania…”

Magdalena Paluch: Agato, bardzo Ci dziękuję, że zgodziłaś się wziąć udział w akcji Groza jest kobietą. Zwłaszcza, że jesteś chyba jedyną autorką z przepytywanej przeze mnie grupy, której nie poznałam osobiście i bałam się, że sobie pomyślisz: „Co sobie ta laska za akcję wymyśliła?”. Uważasz, że taka forma promocji – wywiady z autorkami – ma szansę pokazać czytelnikom, że są w Polsce kobiety, które kochają pisać straszne historie?

Agata Suchocka: Pomyślałam raczej: „Ale sobie laska fajną akcję wymyśliła!” 😉 Horror, szczególnie ten ekstremalny, jak również twarde sci-fi, są w naszym kraju uznawane za gatunki typowo męskie, co jest dość kuriozalne, biorąc pod uwagę fakt, iż najbardziej uznane grozowe klasyki zostały stworzone przez kobiety. Jeśli już kobieta bierze się za pisanie, to niech sobie pisze romansidła, obyczajówki, no, ewentualnie kryminały. Czy uważa się tak dlatego, iż kobiety uznawane są za słabsze i wrażliwsze? Kierujące się emocjami? A czymże jest strach, jeśli nie najsilniejszą z emocji? Może napiszę teraz coś kontrowersyjnego, ale uważam, że żaden mężczyzna nie zna strachu tak dobrze, jak zna go kobieta. Anegdotka ilustracyjna: Uważam się za twardzielkę, kiedyś trenowałam sztuki walki, wyszłam bez szwanku z konfrontacji ze skinheadami (ale ich zagadałam i wjechałam na honor…), ale ostatnio myślałam, że ze strachu puszczę pawia. Wracałam z pracy rowerem i w środku nicości, na odludziu, drogę zastąpił mi menel w średnim wieku, wykonujący prowokacyjne ruchy. Gdyby rzucił się na mnie, ściągnął z roweru, to mógłby mnie bez problemu ogłuszyć, zabić, zgwałcić, poćwiartować – w dowolnej kolejności. W promieniu kilometra nie było żywej duszy. Udało mi się go wyminąć i zwiać, ale o mało nie zemdlałam z przerażenia. Żaden facet nie zna takiego strachu, żaden nie zna takiej bezradności, jaką odczuwa przeciętna kobieta w konfrontacji z agresywnym mężczyzną. Uważam więc, że jeśli chodzi o wywoływanie i opisywanie lęku, to – sorry, panowie – nie możecie się z nami równać!Continue reading →

„Owoce morza w pulpowym sosie”, czyli o „Krabach” Guya N. Smitha

Dajcie mi gumę Donald, kubek Ovomaltyny lub kapslowaną butelkę oranżady, a przeniesiecie mnie do błogich wspomnień wieku szczenięcego. Wciśnijcie mi w łapki książkę Guya N. Smitha, a natychmiast ponownie zamienię się w piętnastolatka napalonego na rzeź i cycki.

Pamiętam do dziś jak pachniała osiedlowa biblioteka – gierkowskim paździerzem, pastą BHP do podłóg o chemicznej woni migdałów i zleżałą wykładziną o zapachu zleżałej wykładziny. Przede wszystkim jednak – tanim gazetowym papierem i zwietrzałą drukarską farbą. Najpiękniej ƒ„cuchnęła” pulpa – ta papierowa, i ta literacka. Z wnętrza przepastnych półek, spomiędzy twardych opraw dzieł nieco wyższych lotów oraz obwolut miękkich, lecz estetycznie akceptowalnych przez przeciętnego bibliofila, wyzierały broszurowe paszkwile urągające tradycyjnemu pojęciu książki. Jakże pociągające paszkwile. Krzykliwe, przerysowane, pełne krwawiących potworów, krwawiących cycków i równie mocno ociekających juchą, uzbrojonych po zęby męskich amatorów tychże – razem lub osobno.

Continue reading →

Dagmara Adwentowska: „Ten ogrom przerzuconych znaków ze spacjami jednak wiąże ludzi”

Magdalena Paluch: Cześć! Bardzo Ci dziękuję, że zgodziłaś się wziąć udział w akcji Groza jest kobietą. Co myślisz o takiej idei – jest potrzebna/niepotrzebna autorkom?

Dagmara Adwentowska: Sądzę, że kobietom nie tyle trudno się przebić się ze swoimi tekstami do druku, co w ogóle uwierzyć w swoje możliwości i wysłać tekst do oceny. Dlatego przyklasnę każdej akcji, która przekona choć jedną debiutantkę piszącą do szuflady, że powinna pokazać wydawcom i czytelnikom swoją twórczość.Continue reading →

Sylwia Błach: „ilość seksu w moich tekstach wynika z niedoborów, jakie mam z powodu niepełnosprawności”

Magdalena Paluch: Sylwia, śmiem twierdzić, że jesteś jedną z pierwszych autorek piszącą literaturę grozy w Polsce. Pamiętam, że kiedy poznałam Cię na Krakonie w 2013 roku, miałaś już na swoim koncie dwie książki – zbiór opowiadań Strach oraz powieść  Bo śmierć to dopiero początek. Pomyślałam wtedy „Wow!”. Pamiętasz jeszcze początki swej drogi literackiej? Kiedy zaczęłaś pisać pierwsze teksty?

Sylwia Błach: Nigdy się nad tym nie zastanawiałam kto jest pierwszy, choć faktycznie, jak przypominam sobie tamten Krakon, to nie kojarzę zbyt wielu kobiet w naszej ekipie. Na pewno przede mną publikowała jeszcze Magda Kałużyńska. A jeśli chodzi o moje początki… Pisałam od zawsze, nie umiem określić kiedy zaczęłam. Wszelkie formy twórcze, w tym literacka, były dla mnie naturalnym sposobem na wyrażanie siebie. Pamiętam wierszyki pisane dla dziadków, pierwszą mikropowieść stworzoną w podstawówce, próby z kryminałami w gimnazjum i w końcu ten moment, gdy uznałam, że to może mieć sens – liceum i pierwsze teksty pisane na poważnie, z myślą o konkursach i publikacjach.Continue reading →

„Podziemia” Joanna Pypłacz

Podziemia to moja pierwsza styczność z twórczością Joanny Pypłacz. Miałam okazję poznać tę nietuzinkową pisarkę podczas Kfasonu* i byłam ciekawa, jak osoba, która roztacza wokół siebie pełną tajemnic i mistycyzmu aurę, potrafi przenieść czytelnika do swego literackiego świata.
Ad rem.
Jest 1890 rok. Mateusz Garstka, młody bankier, na prośbę swojego przełożonego zamieszkuje w jego rezydencji. Propozycja ma swoje drugie dno, okoliczności okazują się niezwykłe, a to dopiero początek niejasnych zdarzeń, w które Klemens Topolski wplątał (nie aż tak) naiwnego Mateusza. Równolegle poznajemy trzy inne, zdawałoby się niezależne historie, które w końcu łączą się ze sobą. Co znajduje się w tytułowych podziemiach? Tę tajemnicę odkryjcie na własną rękę.
Nim właściwa akcja zacznie się rozwijać, a czytelnik uświadomi sobie, co kryje się za eleganckimi strojami, wyszukanymi słowami i wyważonymi gestami, napotyka wiele niby nieistotnych sytuacji. Z może i nieco banalnego wiktoriańskiego romansu (choć nie sposób odmówić mu uroku), przechodzimy w pełną tajemnic historię. Autorka przenosi nas do XIX-wiecznego Krakowa, zarówno w fabule, jak i warstwie językowej. Każdy z bohaterów opisany jest inaczej, nie ma postaci stricte czarnych czy białych. Każdy jest w swój sposób niejednoznaczny, charaktery nie zlewają się ze sobą i nawet dla najgorszych kanalii znajdujemy cień współczucia, wiedząc, że przyczyną niegodziwości jest głęboko skrywane cierpienie. Naprawdę ciekawe studium relacji międzyludzkich i życia wewnętrznego bohaterów.

Z powieści wręcz wyziera mroczny klimat, odpowiednio dozowany, bez zbędnej egzaltacji czy wręcz „zaduszenia” czytelnika ciemnością. Autorka rozwija historię we właściwym tempie, trzymając czytelnika w niepewności tam, gdzie potrzeba zaintrygować, by popchnąć akcję, nie przedłużając niepotrzebnie napięcia. Owszem, zdarzały się momenty, gdy opisy były przesadzone, a język aż nazbyt górnolotny, z drugiej jednak strony nadawało to lekturze niepowtarzalnego nastroju, oddając klimat wiktoriańskich wnętrz czy oryginalność bohaterów książki. Mówiąc kolokwialnie – Podziemia wciągają. Mam pewien niedosyt, gdyż uważam, że wątki pisarza-suchotnika i kochanka-samobójcy (nie odkrywam więcej kart, by nie spojlerować) zostały niedostateczne rozwinięte, z drugiej strony historie pozostałych bohaterów tak pochłaniają, że zapominamy o wątkach pobocznych.
Nie sposób również nie pochwalić grafiki okładkowej czy ogólnie wydania, zwłaszcza pomysłu zapisywania tytułów rozdziałów stylizowaną czcionką. Co prawda zdarzały się błędy interpunkcyjne, ale nie przeszkadzały na tyle, by zepsuć przyjemność czytania. Czytelnik od razu ma świadomość, że wchodzi w subtelny świat, w którym każdy gwałtowny ruch może wzniecić chmurę pyłu, odkrywając kolejną tajemnicę. „Chłonęła (…) oczyma niczym magiczny eliksir, nie mogąc nasycić się jego nieprzeniknioną, czarną słodyczą.” – to zdanie, jedno z początkowych w Podziemiach, prześladowało mnie do końca powieści. Dokładnie takie wrażenia towarzyszą lekturze.
Nie jest to typowa powieść grozy, jakiej mógłby oczekiwać współczesny czytelnik. To lektura dla miłośników dawnego stylu, Upiora w Operze czy Draculi. Mimo że Podziemia miały premierę niespełna miesiąc temu, trudno oprzeć się wrażeniu, że autorka mogłaby być naocznym świadkiem wydarzeń, gdyż jej język i styl bezpośrednio nawiązują do „definicyjnej” powieści gotyckiej. Gdyby ktoś mi powiedział, że powieść ta została napisana ponad sto lat temu – uwierzyłabym.
Podziemia to pozycja godna polecenia – bardzo kobieca i intrygująca, wyróżniająca się na tle innych książek, które obecnie oferują wydawnictwa grozowe. Nie jest to jednak lektura dla każdego, właśnie ze względu na finezję i wyrafinowanie języka, a także mroczny klimat. Wszak nie każdemu ciemność jest przyjaciółką. Ja czytałam z przyjemnością.

Recenzja: Anna Musiałowicz


*Krakowski Festiwal Grozy Kfason, tudzież KFASON – Krakowski Festiwal Amatorów Strachu, Obrzydzenia i Niepokoju.

Joanna Łańcucka: „kobietom nie jest trudno pisać, im jest trudno wypłynąć, przedostać się do mainstreamu”

Magdalena Paluch:  Joasiu, przygotowując się do tej rozmowy pomyślałam sobie, że jesteś jedną z tych tajemniczych autorek, o których tak naprawdę słychać niewiele w środowisku grozy. Ostatnio może częściej, bo Słaboniowa staje się coraz bardziej sławną staruszką (celebrytką wręcz ;)) i osobiście niezmiernie mnie to cieszy. Nie lubisz się wychylać?

Joanna Łańcucka: Rzeczywiście nie bardzo lubię się wychylać jako ja – prywatna Joanna. Wolałabym, żeby zainteresowanie wzbudzało to co robię – co piszę, maluję, rysuję. Oczywiście lubię rozmawiać z ludźmi, chętnie też mówię o moich pasjach, ale nie przepadam za byciem w centrum uwagi. Jeżeli chodzi o środowisko grozy w Polsce to kiedy pisałam Starą Słaboniową…, szczerze mówiąc nie wiedziałam, że takie środowisko istnieje. Dopiero po jakichś dwóch, trzech latach od wydania książki zaczęły nawiązywać ze mną kontakt osoby zaangażowane w promowanie polskiej grozy: Magda Ślęzak, Kazik Kyrcz, Sebastian Sokołowski, czy Ty, Magdo. Mam jednak poczucie, że dryfuję gdzieś na obrzeżach. Pewnie trochę dlatego, że nie jeżdżę na konwenty i zloty (poza Kfasonem oczywiście😊), nie uczestniczę w środowiskowych dyskusjach, na pewno nie jestem aktywną uczestniczką grozowego życia. Dlatego bardzo mnie ucieszyła akcja Groza jest kobietą bo dzięki niej możemy się trochę nawzajem poznać.Continue reading →

Aleksandra Łaniszewska: „czerpię przyjemność z obcowania z literackim horrorem na każdej płaszczyźnie”

Magdalena Paluch: Cześć, Olu! Fajnie, że zgodziłaś się dołączyć do akcji Groza jest kobietą. Jak myślisz, czy taka promocja jest potrzeba kobietom piszącym grozę w Polsce?

Aleksandra Łaniszewska: Hej, Madziu! Przede wszystkim jeszcze raz dziękuję Ci za tę propozycję, albowiem uwielbiam prozę Koleżanek po fachu i znaleźć się w ich gronie jest dużym zaszczytem. Co do samej akcji… Jasne, że ma to sens! Wszyscy wiemy, jak wygląda sytuacja literackiego horroru w Polsce – jeżeli już ktoś mniej zorientowany co nieco usłyszy, to raczej skojarzy ten gatunek wyłącznie z panami. A mamy przecież kobiety, które potrafią napisać zarówno ekstremalne gore, klimatyczną grozę gotycką jak i świetne, klasyczne straszaki. Dlatego Twój pomysł w postaci wywiadów przybliżających sylwetki autorek jest świetnym sposobem na zainteresowanie nimi szerszego grona.Continue reading →