Nie lubię piwnic. Nie wiem, z czego wzięło się to nielubienie, choć pewnie każdy z Was sobie teraz pomyślał „no jak to – nie wiesz? Ciemno, straszno, pająki i inne szczury” – i tu pełna zgoda, ale… kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać, to możliwe, że przestałam lubić piwnice, kiedy jako dziecko mieszkałam w Wieliczce. To był dziwny dom. Bardzo ponury, z dziwnymi sąsiadami, do których przychodzili dziwni ludzie. Jeśli dobrze pamiętam, wejście do piwnicy znajdowało się na zewnątrz, pod schodami. Było tam ciemno i często właśnie tam można się było natknąć na podejrzanego typa, który przyszedł do któregoś z sąsiadów. Nigdy nikt mnie nie zaczepiał, ale to poczucie zagrożenia chyba ze mną zostało do dziś… Za to do strychu nie mam odniesienia. Teoretycznie w domu mam pomieszczenie, które nazywamy „strychem”, ale jest to po prostu pomieszczenie, w którym znajduje się szwarc, mydło i powidło. W każdym razie nie jest straszne. I w sumie dobrze. Natomiast nigdy w swoim życiu nie pomyślałam, że można by połączyć te dwa pomieszczenia w jedno, co udało się Markowi Zychli i stworzył Strychnicę (na całe szczęście!).
Zanim przejdę do opinii o książce, muszę Wam powiedzieć, że Marek Zychla to jeden z autorów, po którego teksty sięgam w ciemno. Do tej pory nie zawiodłam się ani na jego wyobraźni (a ta jest ogromna!), ani na warsztacie pisarskim. I to samo mogę powiedzieć o Strychnicy, która (chyba) obok Bezmiłości została jedną z moich ulubionych książek autora (i ulubionych w ogóle). Dlaczego? Już Wam mówię.
Najnowsza powieść Marka Zychli została osadzona w Irlandii, a dokładniej w Killkenny, i dzieje się w zabytkowej placówce opiekuńczej. Spotykamy tu sześcioro głównych bohaterów (trzech niepełnosprawnych umysłowo rezydentów i trzech opiekunów z różnych części Europy), którzy będą musieli zmierzyć się z czymś wykraczającym poza rozum zwykłego Kowalskiego, aby ocalić przed straszliwym wrogiem miejsce, które nazywają domem.
Marek Zychla stworzył niezwykłą opowieść o przyjaźni i odwadze zupełnie przypadkowych osób, które zrządzeniem losu znalazły się w tym samym miejscu i w tym samym czasie. Każda z postaci, które znalazły się w książce, posiada komplet oryginalnych cech, które będą miały duże znaczenie dla fabuły – nie tylko podczas emocjonującego finału.
Nie wiem, czy widzieliście na Netfliksie krótkometrażowe adaptacje tekstów Roalda Dahla? Jeśli nie, to koniecznie je obejrzyjcie, ponieważ to, w jaki sposób Marek Zychla przedstawił poszczególnych bohaterów, skojarzyło mi się właśnie ze sposobem narracji wspomnianych krótkometrażówek. Szczególnie rozbawił mnie rozdział o Johnie (moim ulubionym, poza kotką Śnieżką, bohaterem). Do tego stopnia, że co jakiś czas śmiałam się w głos. Uśmiech na mojej twarzy pojawiał się jeszcze w trakcie czytania wielu innych stron (choćby podczas pierwszej rozmowy Śnieżki z Bartkiem), ale jednak to John otrzymał ode mnie najwyższy stopień podium.
Sama historia (przedstawienie głównych bohaterów i wybranie ich do zmierzenia się z niebezpieczną misją) w pewnym momencie przywiodła mi na myśl sagę o Mrocznej Wieży Stephena Kinga. Tu – podobnie jak w opowieści mistrza grozy – również znajdziemy motyw wieży, ale zupełnie innej. Co to za miejsce i jak się zwie oraz co tam czyha na naszych bohaterów? Tego dowiecie się, czytając Strychnicę.
Autor po raz kolejny w swojej opowieści nawiązuje do mitologii irlandzkiej, a także porusza wątki historyczne tego kraju, co sprawia, że całość nabiera dużej dozy realizmu, a wyobraźnia czytelnika działa na wysokich obrotach.
Jest i Śnieżka. Śnieżnobiała kotka, która zamieszkuje placówkę od… nikt nie ma pojęcia kiedy. To, w jaki sposób Zychla poprowadził tę bohaterkę (typowo kocie zachowanie, dialogi z pozostałymi postaciami), pokazało, że autor bez dwóch zdań zna się na kociej naturze. Zdradzę Wam tylko tyle, że… Śnieżka daje po dupie 🙂
Na zakończenie tej opinii muszę Wam powiedzieć, że jest to jedna z takich książek, o której można mówić bardzo dużo i rozkminiać ją na wiele sposobów, ale też którą można przeżyć po cichu, tylko dla siebie. I ja lubię takie opowieści, które są oczywiście nieoczywiste.
A czym jest tytułowa strychnica? Poza połączeniem piwnicy ze strychem, tudzież strychu z piwnicą? To miejsce mroczne, w którym… i tu już koniecznie musicie sięgnąć po powieść Marka Zychli. Po historię pełną niezwykłego klimatu, niezapomnianej przygody, wielu uśmiechów i wzruszeń, którą z całego serducha Wam polecam <3
PS I już zupełnie na koniec: cały czas zachwycam się nad wydaniem Strychnicy, czyli twardą oprawą z obłędną grafiką okładkową (brawo Dawid Boldys!) i kocimi zdobieniami na brzegach. No piękności!