Julius Throne: „[…]czerpię inspiracje ze wszystkiego, co wzbudza moją uwagę i najlepiej jak jest to pomysłowe i oryginalne[…]”

Magdalena Paluch: Pod koniec ubiegłego roku ukazała się Twoja druga powieść pt. Santa Clown. Co czułeś, gdy książka ujrzała światło dzienne? Czy emocje towarzyszące premierze były takie same, co podczas debiutu?

Julius Throne: A jakże! Od wydania Gulu. Pamiętne lato minęło przecież sporo czasu i w grudniu czułem się niemalże, jakbym wypuszczał na świat swoją pierwszą książkę. Jej wydanie było ważne, ponieważ trzeba było na nowo zaprezentować się przed czytelnikami ze względu na to, że mój debiut ugrzązł gdzieś w przeszłości.

MP: Od Twojego debiutu minęło kilka lat. Dlaczego pozwoliłeś tak długo czekać czytelnikom na nową powieść?

JT: Najpierw biegałem za wydawcą drugiego tomu mojego debiutanckiego arcydzieła. Gdy związałem się z Papierowym Księżycem, zaczęły się prace końcowe nad tym tomem, potem wydawnictwo przesunęło jego wydanie, a ja zająłem się pisaniem powieści w odcinkach pt. Matnia, w kampanii przeciw przemocy. Do tego przyszło mi do głowy, żeby założyć zespół literacki, do którego zaprosiłem kilku świetnych autorów i spłodziliśmy jedną książkę, ale czeka ona jeszcze na swój czas świetności. Dodając do tego obowiązki rodzinne, miałem niewiele czasu na pisanie. Potem zacząłem gromadzić pomysły i spośród kilku moich propozycji, wybraliśmy z wydawnictwem książkę z klimatem świątecznym. Tymczasem wydanie obu tomów Gulu zostało jeszcze odłożone w czasie. Ale w dzisiejszych czasach trzeba mieć naprawdę dużo odwagi, żeby wydać dwie 800-stronicowe cegły nieznanego autora, prawda? 😉

MP: Akcja Santa Clown podobnie jak Gulu, dzieje się w USA. Masz sentyment do tego kraju?

JT: Jak najbardziej! Fascynuje mnie ten kraj. Jest gigantyczny i atrakcyjny, z mnóstwem ekscytujących miejsc i ciekawą historią. USA kształtują światowe standardy, a wizja mojej twórczości związana jest z nawiązywaniem do tych standardów, z jednoczesnym chlapnięciem czegoś oryginalnego, żeby się wyróżnić. Inspiruje mnie popkultura – zarówno nowoczesna, jak i ta, która już dawno przeszła do historii – z niej wybieram najsmakowitsze kąski i obrabiam na swój sposób. Kultura amerykańska, która opanowała świat filmu, napędza mnie, dając nieskończone pole stymulujące moją kreatywność.

MP: Co zainspirowało Cię do napisania Santa Clown?

JT: Oczywiście popularność batmanowego Jokera i postaci klaunów, ale na tej bazie pragnąłem stworzyć coś odjechanego, czego w literaturze jeszcze nie było, dlatego wpakowałem akcję w ten świąteczny koktajl. Lubię grę słowną i nadawanie ciekawych tytułów – pewnie dlatego w mojej głowie zaświtały słowa „santa clown”. Zainspirował mnie też uroczysty klimat Świąt Bożego Narodzenia. Święta są cichym bohaterem tej książki, wokół którego kręci się cała fabuła. Żeby jednak zachować ich wyjątkową, piękną oprawę, uważam, że groza nie może spływać krwią w takiej ilości, w jakiej niektórzy czytelnicy tego oczekiwali, chociaż na stronach książki było sporo trupów, a wizją finału był istny koszmar. Pisząc Santa Clown, stawiałem na emocje dalekie od slasherowych zagrywek. Zamiast jelit rozwieszonych na słupach telegraficznych i krwi płynącej po ulicach miast, bardziej mnie bawiło w tej historii obyczajowo-sensacyjne tło akcji.

MP: Jak długo pracowałeś nad powieścią?

JT: Pisałem ją z przerwami od 2022 roku. Sądzę, że pisanie zajęło mi około ośmiu miesięcy.

MP: Czytając Santa Clown miałam wrażenie, że fabuła w pewnym sensie jest ukłonem w stronę amerykańskiego kina lat 80. Masz sentyment do tego okresu? Oczywiście teraz możesz zdementować te moje domysły 🙂

JT: Nie zamierzam 🙂 Urodziłem się w 1980 roku i jestem fanem lat 80. i 90., stąd cechą mojej twórczości jest umieszczanie akcji właśnie w tamtym okresie. Moim celem było stworzenie „filmowej” książki z nastawieniem na szybką akcję. Stąd te pościgi samochodowe. Niektórzy czytelnicy pisali, że były one zbyt długie. A niech to! Oglądając film, nikt by nie marudził! Więc jakbym sprzedawał prawa do ekranizacji, sprzedałbym również prawa do ukazania szaleństwa uciekinierów podczas tych karkołomnych pościgów, a od syren policyjnych na pewno wszystkich bolałaby głowa, he, he, he! Nie jest to jednak całkowicie pulpowa treść – bohaterowie podlegają zmianom, mają swoją głębię psychologiczną, barwne cechy i emocje.

MP: Jak wygląda u Ciebie proces pisania? Masz plan czy idziesz na żywioł?

JT: Zdecydowanie jestem zwolennikiem planowania. W ten sposób książka jest lepiej przemyślana i uniknę zabrnięcia w ślepy zaułek. Przywiązuję dużą wagę do szczegółów i kreacji postaci, więc od  początku do końca muszę pisać konsekwentnie. Zwłaszcza że zakończenie książki często mam już wcześniej w głowie.

MP: Pamiętasz, kiedy zacząłeś pisać pierwsze teksty? Co Cię zmotywowało do napisania pierwszej powieści?

JT: Pierwsze moje próby to była proza poetycka, jednak spauzowałem te wysiłki, żeby pisać bardziej przebojowe, chwytliwe rzeczy i mieć większą szansę na zdobycie większego grona czytelników. Jednak w tym czasie rynek książki tak się zmienił, że pisarzy jest więcej od czytelników 😉 Nieważne co piszesz – jeżeli nie masz szczęścia, samozaparcia, cierpliwości i cynicznego podejścia do literackiej rzeczywistości, żeby pomimo niepowodzeń nadal prezentować własną literaturę, to zostaniesz w tym samym miejscu co na początku.

MP: Masz ulubionego autora? Mistrza?

JT: Pisząc Gulu. Pamiętne lato, zacząłem podpatrywać pewnego znanego autora i nawet w swojej recenzji Mariusz Wojteczek z badloopus.pl napisał, że jest to najbardziej kingowska rzecz, jaką dane mu było przeczytać. Nie mam jednak swojego mistrza, czerpię inspiracje ze wszystkiego, co wzbudza moją uwagę i najlepiej jak jest to pomysłowe i oryginalne, zarówno w fabule, jak i w środkach wyrazu. Najbardziej kreatywnym pisarzem, z którego twórczością miałem kontakt, jest Donat Kirsch, wyznaczający drogę dla alternatywnych technik pisania i będący jednym z przedstawicieli „rewolucji artystycznej w prozie”. Lubię także sposób ekspresji Tarantino, piękno obrazów Del Toro, sentymentalizm Kinga, dziwactwa Murakamiego, zagadki Dana Browna, surrealizm Lyncha, itd. Tak więc w moich fascynacjach staram się nie ograniczać i interesować  wszystkim, co ciekawe, tajemnicze i oryginalne.

MP: Wiele osób boi się klaunów, a jak to jest z Tobą?

JT: Jako autorowi grozy nie wypada mi się bać, he, he. Chociaż może byłoby ciekawiej, jakbym w książkach opisywał swoje prawdziwe lęki. Prawda jest taka, że jedynie realne niebezpieczeństwo potrafi mnie wystraszyć. Jakbyśmy żyli w świecie, w którym ludzie przebrani za klauny terroryzowaliby ludzi, to miałbym się czego bać, ale z powodu skromnej fantazji przestępców, pozostaje mi fascynować się tymi i innymi postaciami jedynie w wytworach sztuki filmowej, literackiej lub artystycznej.

MP: Twoja najnowsza powieść została wydana przez Papierowy Księżyc. Długo trwały poszukiwania wydawcy?

JT: Kontakt z Papierowym Księżycem nawiązałem w 2020 roku, kilka miesięcy po wydaniu pierwszego tomu Gulu. Od podpisania umowy w 2021 r. miałem komfort, że to wydawnictwo wyda następcę mojego debiutu.

MP: Piszesz pod pseudonimem. Skąd się wziął Julius Throne?

JT: Książka jest produktem, który trafia do czytelnika, przedstawiając jako całość: tytuł+treść +nazwisko autora. Jako że profil moich książek nawiązuje do zagranicznych standardów, każdy z powyższych trzech elementów musi być tak skrojony, żeby pasował do reszty. Imię Juliusz nosił mój chrzestny, który zmarł w 1983 roku, a więc w latach 80. Potem przypomniałem sobie o Juliusie Verne i miałem już część pseudonimu. A Throne… no cóż, w literaturze jest Król, więc musi być i Tron, he, he!

MP: Kiedy możemy spodziewać się nowej powieści?

JT: Dobre pytanie. Pracuję nad fajnym thrillerem z akcją w Denver oraz we Frisco w 1988 roku, w którym akcja w połowie będzie się toczyć w wielkim parku rozrywki. Najpierw jednak muszę to skończyć, a potem… zobaczymy. Jeżeli nie wyda tego Papierowy Księżyc, to na wydanie mogę czekać bardzo długo, jeżeli w ogóle do tego dojdzie. Poza tym oba tomy Gulu są gotowe na dalsze etapy wydawnicze. Do tego mam prawie skończone dwie powieści sensacyjne z akcją w mojej rodzinnej Łodzi i kryminał z elementami grozy napisany w zespole literackim. Tak więc, w odpowiedzi na Twoje pytanie: nie wiadomo co, kiedy i czy w ogóle.

MP: Czy będzie można Cię w tym roku spotkać na targach książki?

JT: Oj nie, nie…  A czy ktoś w ogóle by tego chciał? Ręka do góry!

MP: O czym marzy Julius Throne – autor?

JT: Najbardziej o tym, żeby zdołał zrealizować około 100 jego pomysłów na książki. Nie będzie to proste, ale żeby jakoś sobie pomóc, w swoich planach zmniejszył objętość książek do jakichś 250 stron.

MP: Bardzo dziękuję za rozmowę! 🙂

 JT: Dziękuję również!


Julius Throne (ur. 1980) – entuzjasta tego, co ciekawe, tajemnicze i oryginalne. Jego pasję tworzenia napędzają dwa cytaty: „Jeżeli chcecie, aby o was nie zapomniano po śmierci i zgniciu, to albo piszcie rzeczy warte czytania, albo czyńcie rzeczy warte napisania” (Benjamin Franklin) oraz „Jeśli moja poezja ma jakiś cel, to jest nim ocalenie ludzi od postrzegania i czucia w ograniczony sposób” (Jim Morrison).
Autor książek: Gulu. Pamiętne lato (2019 r.) oraz Santa Clown (2023 r.)

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *