#krótkapiłka_unplugged: Dagmara Adwentowska

Światło czy ciemność?
Najchętniej pomiędzy, jestem stworzeniem cieniolubnym 😊. Ostre światło bardzo mnie razi i dekoncentruje. Z kolei w ciemności dość łatwo tracę orientację w przestrzeni i nie czuję się z tym komfortowo.

Inspiracją do mojego opowiadania było…
Tych inspiracji było kilka. Jedną z najważniejszych jest Adolf Traugott von Gersdorff, niemiecki arystokrata, podróżnik i przyrodnik, jeden ze współzałożycieli Górnołużyckiego Towarzystwa Naukowego. To niezwykle ciekawa, wyprzedzająca intelektem swoje czasy postać. Badał m.in. elektryczność atmosferyczną i opublikował na ten temat kilka prac. Interesowała go także możliwość terapeutycznych i medycznych zastosowań prądu. I tak jak baron z mojego opowiadania – również kazał zbudować z dala od swego pałacu samotną wieżę, gdzie prowadził badania i obserwacje… W tym miejscu koniecznie muszę podkreślić, że o ile bohatera Mojej nadziei należy zaliczyć do postaci moralnie dość niejednoznacznych, o tyle jego żyjący w rzeczywistości pierwowzór słynął nie tylko ze swoich badań i naukowej dociekliwości, ale także ze szlachetnego i prawego charakteru. Drugą inspiracją był prezydent Benjamin Franklin oraz jego eksperymenty z latawcem i piorunami. A nad wszystkim oczywiście unosi się duch Frankensteina Mary Shelley, bo przy takiej tematyce aż się prosi, by nawiązać do klasyki.

Z prądem czy pod prąd?
Brzegiem szybciej 😊. Ale herbatę z prądem chętnie.

Trzy słowa określające moje opowiadanie:
Starzec, energia, życie.

Kiedy nie ma prądu, to… 
…zachowuję się dość przyziemnie. Mianowicie sprawdzam, czy nie wybiło różnicówki. Potem ewentualnie udaję się spacerkiem do skrzynki elektrycznej lub dzwonię do sąsiadów, czy u nich też zaległy ciemności – generalnie staram się ustalić przyczynę awarii. Nagły brak prądu nie budzi we mnie gwałtownych emocji, uruchamia sekwencję czynności, które trzeba wykonać, aby wrócił. Prawdziwie przerażająca jest dopiero myśl, że kiedyś pomimo wszystkich podjętych działań elektryczność może zniknąć na zawsze.


Ostatnią autorką, która wzięła udział w #krótkapiłka_unplugged jest Dagmara Adwentowska – sprawczyni całego zamieszania zwanego Awarią prądu. Jej opowiadanie Moja nadzieja jest jednym z najbardziej klimatycznych w antologii. Autorka stworzyła nastrój grozy i pełnego napięcia oczekiwania na to, co tak naprawdę przytrafi się głównemu bohaterowi tekstu. Czytelnik wie (czuje!), że coś się święci, ale do samego końca nie wie, z której strony to coś uderzy. Groza retro w najlepszej odsłonie! Polecam 🙂

I na zakończenie tego cyklu uważam, że Awaria prądu to niezwykle równa i wysmakowana antologia, gdzie każde z opowiadań to wizytówka danej autorki, natomiast punktem wspólnym całości jest temat. Jedyne, czego mi zabrakło, to wstęp, w którym pomysłodawczyni projektu choćby zdradziła wybór tematu właśnie oraz dobór autorek 🙂

Dagmarze Adwentowskiej (oraz pozostałym współsprawczyniom) serdecznie gratuluję i czekam na kolejny projekt autorski projekt! A Awarię prądu gorąco polecam!


Dagmara Adwentowska – spiritus movens antologii Awaria prądu, z wykształcenia dziennikarka i kulturoznawczyni, z zawodu redaktorka i korektorka. Współpracowała m.in. z Gazetą Wrocławską, Przepisem na zdrowie, szeregiem czasopism medycznych i prasą polonijną. Współtworzyła redakcję czasopism literackich z pogranicza grozy: Okolicę Strachu i Magazyn Histeria. Jej opowiadania ukazały się w licznych antologiach, np. Sny umarłych, Dziwne opowieści, Słowiańskie koszmary, Na nocnej zmianie, Licho nie śpi, Żertwa, Krew zapomnianych bogów, City4 i Zabawki. Pomysłodawca i redaktorka wydanego przez Dom Horroru zbioru grozy industrialnej Maszyna. W 2021 r. wspólnie z Agnieszką Biskup wydała zbiór opowieści niesamowitych pt. Mamidła. Laureatka konkursu na najlepsze opowiadanie kryminalnie organizowanego przez Międzynarodowy Festiwal Kryminalny (2024). Pasjonatka zielarstwa, wierzeń ludowych, historii i żeglarstwa.

#krótkapiłka_unplugged: Katarzyna Berenika Miszczuk

Światło czy ciemność?
Światło, chociaż uwielbiam grozę, horrory i opowieści budzące dreszcze. Niestety moja wada wzroku jeszcze bardziej mnie rozprasza w ciemności, więc w trosce o małe palce u stóp wybieram światło 😉

Inspiracją do mojego opowiadania było…
Inspiracją do mojego opowiadania był prozaiczny, tymczasowy brak prądu w moim bloku. Bardzo się zdziwiłam, gdy w efekcie oprócz braku światła, windy, internetu i telewizji nagle też nie mieliśmy wody, bo bez prądu nie działała pompa. Zaczęłam się wtedy zastanawiać jak mogłoby wyglądać życie, gdyby nagle elektryczność zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Wnioski przestraszyły mnie na tyle mocno, że wykluło się z tego post apokaliptyczne opowiadanie.

Z prądem czy pod prąd?
Z prądem w codziennym życiu, pod prąd z bohaterami moich powieści i opowiadań.

Trzy słowa określające moje opowiadanie.
Samotność, dezinformacja, cofnięcie.

Kiedy nie ma prądu, to…
Zaczynam czuć niepokój, bo wtedy budzą się lęki i potwory.


Opowiadanie Błyski jest chyba tym opowiadaniem, które najbardziej mnie przestraszyło. Przeraziło wręcz. Głównie dlatego, że sytuacja w nim opisana jest bardzo prawdopodobna. Zwłaszcza przy anomaliach pogodowych, które od lat coraz silniej i coraz mocniej dają nam się we znaki. Autorka kupiła mnie sposobem budowania napięcia, niezwykle mrocznym, niepokojącym klimatem i… bohaterką, której mocno kibicowałam. Bardzo polecam i szybko nie wrócę do tego tekstu. Za bardzo straszy!


Katarzyna Berenika Miszczuk (wł. Katarzyna Zając) – pisarka, scenarzystka, lekarka, współzałożycielka Wydawnictwa Mięta, a także wiecznie zabiegana mama. Pierwszą powieść pt. Wilk napisała w wieku piętnastu lat. Książka ukazała się trzy lata później (2006). To wszechstronna autorka, której znakiem rozpoznawczym jest nieoczywista mieszanka literackich światów niezmiennie doprawiona dużą dawką humoru. Chętnie sięga po fantasy, science fiction, a także kryminał i powieść obyczajową. Ma w swoim dorobku kilkadziesiąt powieści oraz opowiadań.

#krótkapiłka_unplugged: Klaudia Zacharska

Światło czy ciemność?
Ciemność. Więcej klimatu, więcej pola dla wyobraźni. A i drzemka łatwiejsza, jeśli człowieka akurat najdzie…

Inspiracją do mojego opowiadania było…
Potrzeba, aby ugryźć temat ze strony, której mało kto się spodziewa. I chyba mało kto oczekiwał, że do fabuły zaproszę pewnego władającego piorunami stworka…

Z prądem czy pod prąd?
A to już zależy od tego, czy prąd sprzyja moim planom 😉

Trzy słowa określające moje opowiadanie:
Chomik pragnie zemsty!

Kiedy nie ma prądu, to…
Świat staje się cichszy, a moje myśli głośniejsze.


Klaudia Zacharska napisała… animal horror! I bardzo dobrze jej to wyszło! Głównym bohaterem opowiadania jest chomik, Pikuś, który zostaje uprowadzony i poddany eksperymentom… Ich efekty nie śniły się jego porywaczom w najgorszych snach… Jest dynamicznie, krwawo, paskudnie! Ale i z morałem. Wierzę, że po przeczytaniu tego opowiadania zupełnie inaczej spojrzycie na chomiki 😉 (w ogóle czytając ten tekst, wyobrażałam sobie, że Pikuś wygląda jak ten gryzoń w bańce z animacji Piorun, kojarzycie?). Polecam!


Klaudia Zacharska – nie ma litości dla bohaterów swoich książek, chociaż prywatnie jest niepoprawną optymistką i uwielbia żarty (również te niedojrzałe). Fanka filmów Disneya, seriali Jossa Whedona oraz literatury z dreszczykiem. Autorka szeroko pojętej grozy. Debiutowała w 2021 roku powieścią pt. Kantata, od tego czasu wydała cztery książki. Przeklęte trumny… to najnowsza propozycja dla fanów literatury mrocznej i tajemniczej.

#krótkapiłka_unplugged: Agnieszka Kwiatkowska

Światło czy ciemność?
Jednak światło. Lubię mroczne klimaty, ale to zwykle sztafaż dla wywołania nastroju napięcia i niepewności u czytelnika. Na co dzień zdecydowanie wybieram światło, bo to ono dodaje mi energii i chęci do działania.

Inspiracją do mojego opowiadania była:
Wieża telekomunikacyjna, którą widziałam przez okno w trakcie jazdy pociągiem. Stukot kół, przesuwające się krajobrazy i nagle ta wieża. Natychmiast wyobraziłam sobie stojącego pod nią człowieka i zaczęłam się zastanawiać, czemu miałby tak stać i o czym by wtedy myślał? Długo potem się jeszcze nad tym zastanawiałam, aż w końcu zaczęły napływać obrazy, wątki, które niczym elementy układanki powskakiwały na swoje miejsca. I tak powstał ten tekst.

Z prądem czy pod prąd?
Zależy od sytuacji. Uważam, że nie ma co na siłę stawać zawsze okoniem, bo nie jesteśmy samotnymi wyspami (chyba że ktoś tak woli), ale są sytuacje, kiedy warto zrobić coś na odwrót i nie iść razem z tłumem. Ufam swojej intuicji i kilkakrotnie zdarzało mi się zdecydowanie iść pod prąd. Opłaciło się!

Trzy słowa określające moje opowiadanie:
Tęsknota, zakłamywanie, samotność.

Kiedy nie ma prądu:
Zapalam świeczki, szukając źródła jakiegokolwiek światła. Nie czuję się dobrze w całkowitej ciemności, spacery nocą po nieoświetlonej ulicy czy schodzenie do piwnicy po ciemku to dla mnie zbyt duży horror. A przecież tym samym straszę czytelników…


Nie lubię burzy. Jako dziecko miałam nieprzyjemność przeżyć bardzo gwałtowną burzę na wsi, będąc sama w domu. Miałam 6 lat. Agnieszka Kwiatkowska w swej historii wraz z burzą przyprowadza… zło. Czym ono jest i jak się objawia – przeczytacie w opowiadaniu Kto sieje burzę. Mogę Wam tylko powiedzieć, że to bardzo przejmująca opowieść… Bez happy endu.


Agnieszka Kwiatkowska – uro­dzo­na w 1978 roku. Miesz­ka w War­sza­wie, pra­cu­je jako ma­ni­kiu­rzyst­ka. Pierw­sze pi­sar­skie kroki sta­wia­ła na Szor­ta­lu, gdzie uka­zał się jej de­biut w kon­wen­cji grozy, czyli Świat we­dług ły­żecz­ki. Póź­niej na dłu­żej zwią­za­ła się z Ma­ga­zy­nem Hi­ste­ria, w któ­rym opu­bli­ko­wa­ła kilka tek­stów. Jej de­biu­tem książ­ko­wym jest zbiór Drugi peron i inne opo­wia­da­nia, za który zo­sta­ła no­mi­no­wa­na do Na­gro­dy Pol­skiej Li­te­ra­tu­ry Grozy im. Ste­fa­na Gra­biń­skie­go za rok 2017. Kilka opo­wia­dań au­tor­ki prze­tłu­ma­czo­no na język cze­ski i uka­za­ło się w ma­ga­zy­nie Ho­ward. Z kolei Za­pach ka­mie­nia po­ja­wił się w ame­ry­kań­skiej an­to­lo­gii Crypt Gnats wy­daw­nic­twa Jer­sey Pines Ink. Pu­bli­ko­wa­ła tek­sty w licz­nych an­to­lo­giach, m.in.: I od­puść nam nasze winy, Sło­wiań­skie kosz­ma­ry, W cie­niu Ban­gor, Żer­twa, Sny umar­łych, City 3 czy Za­baw­ki. Pry­wat­nie mi­ło­śnicz­ka na­tu­ry, kry­mi­na­łów (zwłasz­cza bry­tyj­skich) i we­ge­ta­riań­skie­go go­to­wa­nia.

#krótkapiłka_unplugged: Aleksandra Bednarska

Światło czy ciemność?
Ciemność. Światło to za dużo bodźców, a na słońcu bez filtra płonę.

Inspiracją do mojego  opowiadania była znana sprawa kryminalna (Gypsy Rose i Deedee Blanchard) i legenda miejska o słupie telegraficznym, którą znam z czasów pobytu na Tajwanie.

Z prądem czy pod prąd?
Wypadałoby z prądem, ale za bardzo lubię KSU.

Trzy słowa określające moje opowiadanie:
Kałuża, ofiara, żywioł

Kiedy nie ma prądu, to… dobrze się wyciszyć i pomyśleć, że to, co przyjmujemy za standard i pewnik dla innych może być obce i niecodzienne. Zresztą, w blasku świec rodzą się ciekawe inspiracje.


Historia, którą stworzyła Ola Bednarska, to opowieść o trudnej relacji matki z córką. Czytając ją, miałam skojarzenie z kultową powieścią Stephena Kinga pt. Carrie. Choć tu obyło się bez fanatyzmu religijnego i telekinezy. Opowiadanie wciąga, zwodzi, by w ostateczności zaskoczyć. Jak? Sięgnijcie po tekst Nowy blask z antologii Awaria prądu.


Aleksandra Bednarska – sinolożka, antropolożka kultury, pisarka, poniekąd mediatorka kulturowa. Mieszkała w Pekinie i na Tajwanie, a skończyła w mediolańskim Chinatown. Mówi w wielu językach, ale tylko w polskim ma na tyle do powiedzenia, by pisać. Tworzy fantastykę, czasem grozę i absurd, nie stroni też od humoru i czegokolwiek, co wzbudza emocje. Jej teksty pojawiły się m.in w Nowej Fantastyce, antologiach: Sny Umarłych, Wszystkie kręgi piekieł, City, Słowiańskie Strachy i wielu innych. Laureatka konkursu Południowe Podlasie w innym wymiarze. Zadebiutowała zbiorem opowiadań weird fiction Brudne sprawki wujaszka Hana.

#krótkapiłka_unplugged: Magdalena Sobota

Światło czy ciemność?
Ciemność. Jestem sową, najlepiej pracuje mi się w nocy. Ale metaforycznie patrząc, to bliżej mi chyba do światła 🙂

Inspiracją do mojego opowiadania było…
Inspiracją do mojego opowiadania była moja własna praca. Zastanowiłam się, co by było, gdybym na miejscu odnalezienia zwłok natknęła się na coś tak nietypowego, jak w Kształcie prądu, i skąd coś takiego mogłoby się wziąć.

Z prądem czy pod prąd?
Pod prąd, kiedy coś mi nie odpowiada, z prądem, jeśli to słuszna opcja.

Trzy słowa określające moje opowiadanie:
Zemsta, przeszłość, znamię prądu (w sumie to cztery słowa).

Kiedy nie ma prądu, to…
Kiedy nie ma prądu, zmienia się świat. Gasną dźwięki, zamiast ostrego światła jest przygaszony blask świec. Choć wiem, że nic się nie dzieje, to mrok jest dziwny i pełen pierwotnej magii. Jakbym była w innym czasie, dawno przed tym, zanim się urodziłam. Ale to pozytywne uczucie, takie spojrzenie z innej perspektywy.


Z twórczością Magdaleny Soboty zetknęłam się co najmniej trzy razy (czytaliście Żywoka? Nie? to szybko nadrabiamy zaległości!) i tym bardziej cieszy mnie, że jej tekst znalazł się w antologii Awaria prądu. Główna bohaterka stara się rozwiązać tajemnicę zagadkowych zgonów młodych kobiet, w której elektryczność gra pierwsze skrzypce. Autorka kroczek po kroczku odsłania przed nami zaskakujący finał. Kształt prądu to historia o tym, że nasze czyny nie pozostają bez echa… Polecam!


Magdalena Sobota – prawniczka z wykształcenia. Pasjonuje się literaturą, zarówno jej tworzeniem, jak i czytaniem, a także prawem karnym wraz ze wszystkimi powiązanymi z nim dziedzinami: medycyną sądową, kryminalistyką, kryminologią. Debiutowała w 2021 roku powieścią kryminalną Ogród zły, która jest pierwszą częścią planowanej trylogii.

#krótkapiłka_unplugged: Agnieszka Kuchmister

Światło czy ciemność? 
Kocham noc, kocham czerń, jak śpiewał klasyk 😉

Inspiracją do mojego  opowiadania było…
Jeżeli reinkarnacja istnieje, to kiedyś byłam Morrisonem 😉
(Chociaż Monika Kowalska twierdzi, że to ona była Morrisonem; musimy chyba agree to disagree)

Z prądem czy pod prąd?
No jasne, że pod prąd!

Trzy słowa określające moje opowiadanie:
Psychodeliczne, triggerujące, krótkie

Kiedy nie ma prądu, to…
nie zdarzyło mi się nie mieć prądu od kilkudziesięciu lat, więc mogę się tylko domyślać, że można, np. wywoływać duchy 😉


Opowiadanie Agnieszki Kuchmister daje po łbie! Autorka zabiera nas w podróż do przeszłości, do lat 60. XX wieku, gdzie podążamy śladami głównej bohaterki, która dołącza do ekipy hippisów. Innymi słowy sex, drugs, rock’n’roll do czasu… Któregoś wieczora cała grupa sięga po pejotl (narkotyk pozyskiwany z niektórych gatunków kaktusa, używany przez Indian w czasie obrzędów kultowych) i coś się wydarza… Ale czy na pewno?… A może to tylko narkotyczna wizja?… Przekonacie się, czytając tekst Riders on the storm. Moim zdaniem to jedna z mroczniejszych opowieści Agnieszki Kuchmister. Polecam!


Agnieszka Kuchmister – absolwentka dziennikarstwa, PR i polonistyki, specjalistka od marketingu cyfrowego, przez wiele lat związana z branżą beauty; założycielka Three Witches Skincare. Blogerka, hobbystycznie ilustratorka. Zadebiutowała w 2020 roku zbiorem opowiadań Listopad. Pisze książki głównie w nurcie realizmu magicznego. Jej piąta powieść ukaże się w 2025 roku.

#krótkapiłka_unplugged: Paulina Stępień

Światło czy ciemność?
Światło. Najlepiej naturalne, jak podczas długich, gorących, letnich dni – a jeśli sztuczne, to tylko ciepłe i przytłumione. Światło mnie rozbudza i motywuje do działania.

Inspiracją do mojego  opowiadania było…
Inspiracją do mojego opowiadania był wyjazd kolegi – koszykarza – do USA zaraz po maturze i katowickie biurowce, które mijam czasem w drodze z pracy. Na szczęście to tylko inspiracje do zarysowania świata przedstawionego – wszelkie przykre wątki były stworzone w wyobraźni na potrzeby historii.

Z prądem czy pod prąd?
Łatwiej z prądem, ale to nie zawsze lepsza droga, więc powiem tak: z prądem, a jeśli pod prąd, to tylko w słusznej sprawie 🙂

Trzy słowa określające moje opowiadanie:
Żarówka, koszykówka, stróż.

Kiedy nie ma prądu, to…
Kiedy nie ma prądu, to sprawdzamy, co można odnaleźć w ciemności.


Reflektory to opowiadanie… smutne. Może dlatego, że sama kiedyś dość długo trenowałam szermierkę (w zasadzie cały okres szkolny bez dwóch klas podstawówki) i dość nieoczekiwanie ten sport porzuciłam (nieoczekiwanie dla siebie), więc rozumiem emocje głównego bohatera aż za dobrze, mimo że jego kariera zakończyła się inaczej. Opowiadanie przesycone jest ogromnym napięciem, a także oślepia światłem… Skojarzyło mi się z historią o jednym z wrogów Spider Mana – Electro. Zakończenie niepokoi. Duży plus za imię głównego bohatera 😉 Polecam!


Paulina Stępień – autorka powieści grozy Tartak Leśna Osada, zbioru opowiadań kryminalnych Piękna Zośka. Sztuka zbrodni w ramach projektu True Monsters oraz jedna z autorek w antologii Awaria prądu. Ukończyła kryminologię i kryminalistykę. Pasjonatka literatury, wielbicielka grozy. Pochodzi z Zagłębia.

#krótkapiłka_unplugged: Monika Kowalska

Światło czy ciemność? 
Ciemność. Chyba jest bardziej przyjazna i dyskretna niż światło, które wdziera się każdą szparą, razi, pali upałem, migreny powoduje… Podobno ludzie z północy Europy od dnia polarnego wolą noc polarną. I ja ich rozumiem, bo słońce, które nie gaśnie, które męczy, przed którym nie da się uciec, napawa mnie przerażeniem. Taka ciemność, której możemy doświadczać na co dzień uspokaja – mnie przynajmniej – i jest oswojona. Jak czarny, puchaty kot. Lubię letnie gwiaździste noce oraz te wszystkie listopady i grudnie, kiedy słońca jak na lekarstwo. W ciemności można wskoczyć pod kocyk, w każdej chwili zapalić lampę i zrobić sobie światło, ile go kto chce. Odwrotnie – raczej ciężko. Tylko raz w dorosłym życiu mrok wydał mi się nieprzyjazny. Przestraszyłam się ciemności, która zapadła w górskiej jaskini, gdy przewodnik zgasił latarkę. Tamta nieprzenikniona czerń wyzwoliła we mnie irracjonalny, pierwotny, wręcz paniczny strach. Minie trochę czasu, zanim znowu zdecyduję się wejść do jakiejś jaskini.

Inspiracją do mojego  opowiadania było…
Inspiracją był koszmar senny, który miałam w dzieciństwie, i którego chyba nigdy nie zapomnę. Sen o podwójnej babci – kochanej, ale i przerażającej, sen o polu kukurydzy, buczącym transformatorze i ciemnym, wilgotnym bunkrze. Oraz przekonanie, które miałam w sobie lata temu o tym, że światło jest dobre. Jako bardzo małe dziecko wiedziałam na pewno, że wszystkie strachy i koszmarne sny znikną, gdy zapalę lampkę przy łóżku. Mnie, cztero- czy pięcioletniej, prąd kojarzył się z bezpieczeństwem. Do dziś dobrze pamiętam z przedszkola burzliwe dyskusje (prowadzone na dywanie w siadzie „po turecku”) o tym, że duchy umykają w popłochu przed jasnym światłem żarówki, a marnej świeczki nie boją się zupełnie…

Z prądem czy pod prąd?
Z prądem. Zbyt wiele razy zdarzały się w moim domu przeciążenia i awarie prądu – ostatnia z pożarem, wymianą całej instalacji i generalnym remontem, na czas którego przyszło mi mieszkać w namiocie we własnym ogrodzie – żebym narzekała na prąd… A tak serio – kiedyś bardzo pod prąd, ale przez ostatnie dwadzieścia lat z okładem to już raczej z prądem. Choć i teraz różnie się zdarza.

Trzy słowa określające moje opowiadanie.
Plus, minus, demon.

Kiedy nie ma prądu, to… 
O tym, jako weteranka awarii, mogę długo. Kiedy u nas w domu gaśnie niespodziewanie światło, nauczona złym doświadczeniem przestrzegam sztywnych procedur. Zawsze najpierw dzwonię do sąsiadki z pytaniem, czy ma prąd, żeby się zorientować, czy awaria dotyczy całej ulicy, czy tylko nas. Jeśli tylko nas, wyłączam korki w całym domu, żeby prąd nie szalał po kablach i nie siał spustoszenia w instalacji. Raz poszalał i zasiał – wystarczy. A potem, świecąc sobie latarką w telefonie, przetrząsam szuflady w poszukiwaniu świec i czekam na elektryka…Z prądem nie ma żartów!


Opowiadanie Moniki Kowalskiej pt. Schron w pierwszej chwili skojarzyło mi się z postacią/postaciami z serii gier Silent Hill, czyli z Cheryl i Alessą. Tam też był motyw dwóch przeciwstawnych osobowości. A że uwielbiam SH, więc i ten tekst bardzo trafił w moje gusta czytelnicze. Podobał mi się pomysł, a cała historia została podana w pięknych okolicznościach przyrody. W ogóle czytając, miałam wrażenie, że akcja Schronu dzieje się gdzieś na Roztoczu, to raz, a dwa – nigdy, przenigdy bym nie uwierzyła autorce, że to jej pierwsze zetknięcie się z horrorem – tak dobrze jej to opowiadanie wyszło! A zakończenie… ech… Mam nadzieję (wierzę w to!), że Monika Kowalska jeszcze powróci z jakąś straszną opowieścią, bo dobrze jej to wychodzi.


Monika Kowalska – Wrocławianka, autorka czterotomowego cyklu historyczno-obyczajowego Dwa miasta, którego akcja oparta jest na rodzinnej historii. Jej debiut powieściowy – Lwowska Kołysanka – został nominowany do nagrody Debiut roku 2021 w plebiscycie portalu LubimyCzytać.pl. Pełnoetatowa matka trzech młodych kobiet w różnym wieku, redaktorka i autorka setek opowiadań w pismach kobiecych, kryminalnych i retro. Przez wiele lat prowadziła również czasopisma dla najmłodszych, co sprawiało jej ogromną frajdę. Od kiedy nauczyła się czytać, nie potrafi przestać. Uwielbia książki (najlepiej grube) i wędrówki w nieznane, podczas których można potknąć się o jakąś historię. Intryguje ją przeszłość i świat, którego już nie ma, a tropienie losów przodków niezmiennie wywołuje u niej dreszcz emocji.
W życiu codziennym z grozą jest za pan brat. Od lat mieszka tuż obok starego indiańskiego… – wróć! – niemieckiego cmentarza zamienionego wrocławskim zwyczajem na park miejski, kilka razy dziennie prowadzi nierówną walkę na śmierć i życie z nieokiełznanym apetytem żarłocznego labradora obdarzonego żołądkiem i uzębieniem demogorgona czy podobnej bestii. Przeżyła już kilka poważnych awarii prądu, w tym jedną zakończoną interwencją straży pożarnej.

 

 

„Zrostek” Pádraig Kenny

Czy jest jeszcze ktoś, kto nie zna potwora Frankensteina? Poczynając od znakomitej opowieści Mary Shelley, przez adaptacje filmowe, komiksowe, a na popkulturze kończąc (maskotki, ubrania, przedmioty codziennego użytku itp.) – wszędzie tu spotykamy wspomniane już monstrum Zmienia się tylko jego wygląd, ale to już wszystko zależy od czasów, w których jest przedstawiane oraz wyobraźni twórców. Zdarza się też, że historia Mary Shelley jest bazą, inspiracją do nowych opowieści – zwłaszcza w przypadku młodszego odbiorcy. I tak jest właśnie z książką Pádraiga Kenny’ego pt. Zrostek.

Tytułowego bohatera poznajemy, gdy w swojej izbie rysuje kredą pięćset osiemdziesiątą kreskę na ścianie. W pomieszczeniu jego jedyną towarzyszką jest Brązowa Mysz, którą karmi i się opiekuje. W zamku, w którym mieszka Zrostek, spotkamy jeszcze jedno stworzenie – Henryka. Nie zapominajmy o Profesorze, ale ten od ponad trzystu dni… śpi. Jak możecie się domyślić, jedyny opiekun Zrostka i Henryka już się nigdy nie obudzi. Jakby tego było mało, do zamku przybywa siostrzeniec Profesora wraz z Alicją. Od tego momentu spokojne dni Zrostka dobiegają końca. Nowy mieszkaniec zamku wcale nie jest miły, a jego zachowanie graniczy wręcz z obsesją: chciałby być lepszy od swojego wuja i kontynuować jego dzieło. Tyle że zabrał się do tego totalnie źle. Dlaczego? Dowiecie się tego, czytając książkę. Powiem Wam tylko w tajemnicy, że Zrostek i Henryk nie zgadzają się na takie niekorzystne zmiany, zaczynają czuć się źle w swoim domu i z tego tytułu dzieją się… same kłopoty. Jakie? Powtórzę: koniecznie sięgnijcie po książkę. Z naciskiem na KONIECZNIE.

W swojej powieści Pádraig Kenny porusza bardzo wiele ważnych tematów, jak choćby śmierć bliskiej osoby, emocje z tym związane, utrata poczucia bezpieczeństwa, zmiany (niekoniecznie korzystne), ale przede wszystkim fabuła skupia się na „inności”, na wyglądzie zewnętrznym bohaterów, który – jak możecie się domyślać – do idealnych nie należy oraz na tym, w jaki sposób ta „inność” jest odbierana przez mieszkańców miasteczka.

Zrostek jest przepiękną opowieścią o tym, że tak naprawdę nieważne jest, jak się wygląda, ale jakim się jest człowiekiem. Że dobro pochodzi z wnętrza, a złe nastawienie do „inności” to tak naprawdę strach przed nieznanym, nieoswojonym. Autor podkreśla także bezcenną wartość przyjaźni. To pozycja, którą naprawdę warto mieć w swojej biblioteczce, zwłaszcza jeśli jest się rodzicem. Ja na pewno po nią ponownie sięgnę, kiedy Grozolubiś będzie ciut starszy. Polecam także wszystkim, którzy prowadzą zajęcia z dziećmi (animatorzy kultury, bibliotekarze, biblioterapeuci). Jestem przekonana, że praca z tą książką sprawi, że zajęcia będą niezapomniane i wyjątkowe.

Zrostek wzrusza, bawi, uczy. To przepiękna opowieść o tolerancji, o współczuciu, o wybaczaniu oraz o tym, o czym wspomniałam wcześniej – o niezwykłej potędze przyjaźni. Czy straszy? Czasami. Ale przede wszystkim daje nadzieję.

Serdecznie polecam!