Dawid Kain: „[…]pisanie wydaje mi się równie znaczące i skuteczne, co plucie w czarną dziurę”

Serdecznie zapraszam Was do lektury niezwykle optymistycznego wywiadu z Dawidem Kainem vel Marcinem Kiszelą (lub odwrotnie) 🙂

Magdalena Paluch: W tym roku ukazały się dwie Twoje powieści Ostatni Prorok (Genius Creations) oraz Oczy pełne szumu (Wydawnictwo IX), która tak naprawdę jest nową wersją Twojej książki prawy, lewy, złamany. Dlaczego zdecydowałeś się na reedycję?

Dawid Kain: Z dwóch powodów. Po pierwsze to moja najstarsza powieść, zupełnie pierwsza, która została wydana (jeszcze w 2007 roku), no i przydałoby się ją przypomnieć. A po drugie, ona się trochę domagała przepisania, poprawy, więc pewnego dnia zacząłem czytać i zmieniać, aż całość stała się czymś trochę innym i lepszym, niż wcześniej.

MP: Na swoim koncie masz również powieści napisane wspólnie z innym autorem, Kazimierzem Kyrczem Jr. Lepiej się tworzy samodzielnie czy w duecie? Chciałbyś w przyszłości napisać z kimś książkę? Jeśli tak, to z kim?

DK: Tworzenie w duecie nie jest specjalnie ciężkie, choć sam pomysł wydaje się dosyć abstrakcyjny. Ktoś nawet podszedł do mnie na ostatnim Kfasonie i pytał, jak to możliwe, żeby pisać we dwóch. Odpowiedziałem: wysyła się kolejne fragmenty mailami. Bo tak to właśnie wygląda. Ale nie planuję już pisania z kimś, na pewno nie powieści. W scenariuszach nie mogę wykluczyć, nigdy nie wiadomo.

MP: Kiedy postanowiłeś, że zaczniesz pisać książki? Czy była to przemyślana decyzja, czy raczej totalny spontan?

DK: Ja nie zacząłem od razu od książek, tylko od wierszy, miniatur i opowiadań. Było to przemyślane w taki sposób: przeczytałem Kwiaty zła i uznałem, że muszę pisać jak Baudelaire. Potem chyba Proces i znowu – muszę pisać jak Kafka. Następnie tak samo z Dickiem, Vonnegutem i jeszcze paroma, aż wszystko się wymieszało, zawiesiło, zresetowało i dopiero wtedy zacząłem pisać tak, jak miałem.

MP: Twoje książki nie są książkami łatwymi w odbiorze, choć tak naprawdę poruszają wiele istotnych kwestii, dotyczących ludzi i relacji między nimi, a także społeczeństwa, zmieniającego się w ekspresowym tempie. Czy pomysły na fabułę czerpiesz z obserwacji, które potem w charakterystycznym dla siebie stylu przelewasz do Worda?

DK: Zazwyczaj tak, chociaż najczęściej nie zaczynam od fabuły tylko od jakiegoś jednego-dwóch zdań, które są albo początkiem książki, albo zawierają najważniejszą dla tej książki ideę.

MP: W jaki sposób tworzysz bohaterów swych tekstów?

DK: Nie tworzę ich w taki sposób, że mam np. tabelkę w Excelu i tam wypisane ich cechy, ani też nie mam notek na ich temat, czy osobnych charakterystyk, tylko oni u mnie się wyrażają poprzez sposób mówienia czy działania. Najpierw są wypowiedzi, a dopiero później z nich się wyłania taka czy inna osobowość. Jest to odwrotność tak zwanej hollywoodzkiej szkoły scenariuszowej, gdzie jest taki a taki bohater, no i on ma taki cel, a taką skazę, no i takie a takie przeciwności itd. Nie twierdzę, że to śmieszne, choć trochę tak, ale takie tworzenie z szablonów wydaje mi się bardzo odległe od rzeczywistych ludzi i ich charakterów. A najdziwniejsze jest to, że ludzie o wiele lepiej odbierają właśnie tych bohaterów robionych „maszynowo”, co łatwo sprawdzić, patrząc na listy bestsellerów i hitów kinowych.

MP: Pamiętasz, którą książkę łatwiej Ci się pisało: Ostatniego Proroka, czy prawego, lewego, złamanego?

DK: Dużo łatwiej pisało mi się debiut niż Ostatniego proroka. W ogóle są książki, które pisało mi się superłatwo, jak Kotku, jestem w ogniu, czy Gęba w niebie. A na drugim końcu spektrum znalazły się Ostatni prorok, Fobia czy Punkt wyjścia, gdzie pisanie trwało wiele miesięcy i książka zmieniała się w coś innego, niż zakładałem na początku.

MP: A która z nich jest Ci bliższa?

DK: Ostatni Prorok, bo jest pisany w zupełnie inny sposób niż reszta moich tekstów, chociaż z punktu widzenia czytelnika może tego aż tak nie widać.

MP: Poza tym, że piszesz książki, tworzysz też scenariusze do gier. Łatwiej jest wymyślić fabułę powieści, czy właśnie scenariusz?

DK: To są w sumie dwie różne rzeczy. Pisanie książki wygląda tak, że mogę w sumie napisać cokolwiek, mogę zrobić jakiś eksperyment zupełnie z kosmosu i ryzykuję tylko tym, że najwyżej nikt jej nie wyda. Scenariusz to już jest zadanie, za które ktoś od początku płaci i ma określone wymagania. Wiele osób czyta powstające fragmenty takiego scenariusza gry, no i one na dodatek muszą pasować do tego, co się w grze dzieje, nie ma miejsca na eksperymenty nieuzgodnione z resztą zespołu.

MP: Jak uważasz, dlaczego dobremu pisarzowi trudno jest zaistnieć na rynku książki? Przecież doskonale wiadomo, że jest on zalewany słabymi tytułami, a jednak ich autorzy są popularni i rozpoznawani. Jak sądzisz, z czego to wynika i co można zmienić?

DK: Bycie dobrym czy złym nie ma tak naprawdę większego znaczenia i to jest ta rzecz, która może być dla wielu nie do przetrawienia. Wydaje się przede wszystkim to, co może się sprzedać. To jest główne kryterium, często niezwiązane z jakością tekstu. Więc jeśli lepiej sprzeda się dziesiąta woda po Greyu, to ona będzie wydana i wypromowana, a biedni eksperymentatorzy prozy polskiej to mogą sobie na drukarkach domowych w pięciu egzemplarzach z okrzykiem „trwoga i żal!”.

Zmienić nic nie można, można ewentualnie szukać jakiejś środkowej drogi, tzn. uczciwe pisanie ciekawe fabularnie, nie będące tylko smutnym wyrobem.

MP: Przyzwyczaiłeś swoich czytelników do pisania pod pseudonimem Dawid Kain. Skąd w ogóle wypadłeś na pomysł na taką właśnie ksywkę i dlaczego teraz postanowiłeś to zmienić?

DK: Ja to bardzo dawno temu wymyśliłem, jak pisałem jedne z pierwszych opowiadań. Było to w czasach, gdy jedynym znanym autorem horrorów w Polsce był Stephen King. Czasy te zresztą trwają do dziś…

A do porzucenia pseudonimu namówił mnie wydawca i jak można się było spodziewać – zupełnie nic z tego nie wynikło.

MP: Jakim autorem był Dawid po wydaniu debiutu, a jakim autorem jest dziś?

DK: Był młody i energiczny, teraz jest stary i psychiczny. A tak serio to główna zmiana nastąpiła w – że tak to ujmę – gęstości odczuwalnego bezsensu. Wtedy myślałem, że pisać warto, że trzeba, że szczerze i w ogóle, a teraz pisanie wydaje mi się równie znaczące i skuteczne, co plucie w czarną dziurę.

MP: Nad czym obecnie pracujesz?

DK: Scenariusz do gry Unholy, poprawki do noweli na podstawie scenariusza The Beast Inside i jeszcze taki drobny projekt prozatorski, tym razem nie związany z fantastyką w żadnym stopniu.

MP: Myślisz, że napiszesz kiedyś książkę ze swym synkiem, Frankiem?

DK: Oby nie chciał pisać, pisanie jest straszne! Chociaż sam nie wiem, on ma cztery lata a już wymyśla historie, że w ciemnym garażu gonił go bardzo groźny duch, a on go zbił na płasko, czyli – jak mi się wydaje – tak, jakby po duchu przejechało żelazko.

MP: Bardzo Ci dziękuję za rozmowę i spokojnych i rodzinnych świąt Ci życzę!

DK: Dziękuję i wzajemnie.

Fanpage autora na Facebooku: https://www.facebook.com/marcinkiszela/

 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *