Joanna Widomska: „Okładka „Klejnotu Siedmiu Gwiazd” Brama Stokera mi się na przykład przyśniła ;)”

Na profilach Grozowni w mediach społecznościowych trwa #marzeczliteraturągrozykobiecej, o czym świadczy #krótkapiłka z autorkami polskiej literatury grozy, ale na uwagę zasługują również kobiety, którym z horrorem jest po drodze, ale wyżywają się w inny sposób 😉

Dziś zapraszam do lektury rozmowy z Joanną Widomską, której grafiki znajdziecie m.in. na okładkach książek wydawnictw: IX, Horror Masakra, Phantom Books czy Magazynu Histeria.

Magdalena Paluch: Cześć, Asiu! Cieszę się, że możemy chwilkę porozmawiać i to w taki dzień – Dzień Kobiet! Świętujesz, czy obchodzisz szerokim łukiem? 😉

Joanna Widomska: Cześć! Dla mnie to dzień, jak co dzień 😉 Chętnie z Tobą porozmawiam.

MP: Pamiętam dzień, w którym się poznałyśmy. Miałyśmy pogadać o współpracy przy kolejnej edycji KFASON-u. Przyszłam do RE i zobaczyłam dziewczynę czytającą książkę Terry’ego Pratchetta. Nadal sięgasz po jego powieści? Masz je wszystkie?

JW: Też pamiętam ten dzień! Pamiętam piwo z sokiem z marakui. Uwielbiam serię o czarownicach Pratchetta i tę mam, ale czytałam też kilka innych jego tytułów. Kiedyś pewnie uzbieram, bo jest to jeden z moich ulubionych autorów. Na pierwszym miejscu jest Gaiman!

MP: Zanim porozmawiamy o Twoim zawodowym TU I TERAZ, chciałam Cię zapytać o sesje zdjęciowe, w których brałaś udział. Chciałaś zostać modelką lub fotomodelką?

JW: Pod koniec studiów zrobiłam szkołę wizażu i stylizacji. Przez kilka lat pracowałam przy sesjach zdjęciowych i reklamach od strony właśnie makijażu i kostiumów, prowadziłam też szkolenia z tych tematów. Sama zaczęłam pozować, ponieważ nie każda modelka chce być zbrukana krwią albo wyglądać „brzydko”. Mogłam dzięki temu realizować swoje pomysły. Oraz, jak sama wiesz, sesje są świetną okazją, żeby zobaczyć się w innym, niż na co dzień, wydaniu.

MP: Czy teraz zdarza Ci się brać udział w sesjach zdjęciowych? A może jednak widzisz się po drugiej stronie obiektywu?

JW: Cały czas działam w temacie, ale bardziej zza kulis. Mój narzeczony kręci teledyski, więc przygotowuję muzyków i aktorów. Wspólnie przygotowujemy scenografię i rekwizyty. Jesteśmy bardzo dobrym duetem. Próbuję swoich sił także w roli fotografa. Ogarniam reportaże z planów zdjęciowych i robię zdjęcia, które potem wykorzystuję do okładek. Daje mi to dużo nowych możliwości.

MP: Zajmowałaś się również (a może wciąż zajmujesz) charakteryzacją. Twoje pomysły były zawsze przemyślane i dopracowane! Co było impulsem do tego, żeby zmierzyć się z byciem charakteryzatorką? Kto jest Twoim guru w tym temacie?

JW: Dziękuję! Podczas oglądania filmów zawsze zwracam uwagę na charakteryzację, kostiumy i scenografię. Zastanawiam się, jak coś jest zrobione, a potem próbuję to zrobić. Cieszę się, że elementem mojej pracy jest babranie się sztuczną juchą! Guru nie mam, ale bardzo lubię Toma Saviniego oraz filmy z lat 80. i 90. Efekty komputerowe raczkowały, więc ludzie kombinowali i byli bardzo twórczy. Teraz większość produkcji jest na jedno kopyto; fabularnie i wizualnie.

MP: Sesje zdjęciowe, charakteryzacja, towarzysząca im cały czas literatura i ostatecznie – a przynajmniej na dzień dzisiejszy – grafika. Kiedy złapałaś bakcyla? Pamiętasz ten moment?

JW: Myślę, że to było na przełomie lat 80. i 90., gdy nocowałam u babci. Ona zasnęła, a telewizor leciał dalej i obejrzałam Poszukiwaczy zaginionej Arki Spielberga i przy scenie, gdy nazistom roztapiają się twarze, zrobiłam wielkie „wow”. Później w przedszkolu (prowadzonym przez siostry zakonne) malowałam czaszki! A potem to już poszło…

MP: Zanim zaczęłaś robić okładki, miałaś nawet swój sklepik z autorskimi grafikami SPOOKY STUFF. Kilka fajnych i oryginalnych wzorów można było tam znaleźć. On jeszcze istnieje?

JW: Sklep istnieje, ale nie mam czasu, żeby to ogarniać. Poza tym, dawało mi to więcej frajdy niż zarobku 😉

MP: Pamiętasz pierwsze zlecenie na grafikę okładkową?

JW: Pierwsza okładka była w 2017 dla Magazynu Histeria, gdzie zaczynałam od robienia ilustracji do opowiadań. Jeśli chodzi o książki, to pierwszą zrobioną okładką była Nadchodząca rasa Edwarda Bulwer-Lyttona dla Wydawnictwa IX, ale pierwszą wydaną Ciemna strona księżyca Grześka Gajka – także dla IX-tki (obie w 2018).

MP: Jak wygląda Twoja praca nad grafiką okładkową?

JW: W pracy nad okładką cenię sobie swobodę twórczą. Moi stali współpracownicy (Krzysiek Biliński z Wydawnictwa IX, Tomek Siwiec z Horror Masakry i Phantom Books, Błażej Jaworski i Maciek Zawadzki z Magazynu Histeria) doskonale to rozumieją, szanują i mi ufają. Dzięki temu nasza współpraca jest tak owocna i trwa już tyle lat.
Aby przystąpić do pracy nad grafiką, proszę klienta o informacje, o czym jest książka, jakie są istotne elementy, czy wydawca/autor mają jakieś sugestie, co powinno się znaleźć na okładce. Całej książki nie potrzebuję, ale często proszę o fragment lub jeden tekst (jeśli to zbiór opowiadań lub okładka ma obrazować jedno z nich), żeby się wczuć w klimat. I to właśnie jest dla mnie najważniejsze – klimat. Lubię, kiedy okładka „pachnie”.
Potem następuje najtrudniejszy etap, czyli kminienie. Co pokazać, jak, w jakiej kompozycji, z jakiej perspektywy, w jakiej kolorystyce? To wszystko dzieje się w mojej głowie, czasem zajmuje kilka godzin, a czasem kilka dni. Przy tworzeniu projektu mam go z tyłu głowy i się wymyśla podczas robienia innych rzeczy. Okładka Klejnotu Siedmiu Gwiazd Brama Stokera mi się na przykład przyśniła 😉
W robieniu właściwym grafiki używam fotomontażu, fotomanipulacji, kolażu, fotografii płatnych i zrobionych przeze mnie. Zdjęcia obrabiam, przerabiam, wycinam fragmenty, dokładam inne, koloruję i dodaję efekty specjalne. W rezultacie wychodzi autorska grafika, która nie ma szans powtórzyć się u kogoś innego.

MP: Nie boisz się, że „wszystko już było” i coraz trudniej będzie Ci wymyślać oryginalne projekty?

JW: Fakt, dużo już było, dlatego trzeba znać rynek, żeby czymś wyróżnić okładkę.

MP: Ostatnio media społecznościowe zasypywane są przepięknymi grafikami stworzonymi przez sztuczną inteligencję. Myślisz, że kiedyś przyjdzie taki czas, że grafik przestanie być potrzebny?

JW: Na tym etapie, i jeszcze przez długi czas, człowiek będzie niezastąpiony. Te generowane grafiki bywają bardzo ładne na pierwszy rzut oka. Im dłużej im się przyglądamy, tym więcej błędów i niedociągnięć widać. Są graficy, którzy posiłkują się generowaniem poszczególnych elementów, ale potem je przerabiają i poprawiają. To wymaga godzin pracy i umiejętności. Rynek oddzieli tych, co faktycznie potrafią w grafikę, od tych, co wpisują pięć słów, generują obrazek i dopisują sobie do nazwiska „artist” 😉

MP: Miewasz spadek kreatywności? Jak sobie z nim radzisz?

JW: No pewnie! Na początku bardzo mnie to irytowało, ale z czasem nauczyłam się, że jeśli robota nie idzie, to za cholerę nie pójdzie i trzeba zrobić przerwę. Czasem na godzinę, czasem na dzień. Idę posprzątać, zrobić pranie, czy coś innego „przyziemnego”, przy czym mózg może odpocząć, a myśli płynąć. Zmęczenie się na rowerze też doskonale odświeża umysł.

MP: Z których projektów graficznych jesteś dumna najbardziej?

JW: To jak pytać matkę, które dziecko kocha najbardziej 😉 Z każdej swojej grafiki jestem dumna, bo wiem, ile w nią włożyłam pracy. Nawet moje stare prace mnie cieszą, bo widzę, jaki zrobiłam progres i ile się nauczyłam.
Okładką wyjątkową zawsze będzie ta do antologii 24.02.2022 wspierającej Ukrainę po agresji rosyjskiej. Poza wartością artystyczną, to był ogromny ładunek emocjonalny i poczucie, że robi się coś w ważnej sprawie.
Miło wspominam też okładkę Przysługi Tomka Tomaszewskiego. Autor i wydawca chcieli, żeby była brutalna. Robiłam już krwawe okładki, ale tu chciałam podejść do tematu inaczej. Zaczęłam robić w Photoshopie, ale rezultaty mnie nie zadowalały. Zamówiłam więc w pobliskim mięsnym kilogramowy płat słoniny, pocięłam go, nałożyłam farbę do ciała i sztuczną krew. Wyszło pysznie! Inaczej sprawa wyglądała przy okładce Następców Josepha Conrada, gdzie treść książki jest bardzo nieoczywista i nie chciałam niczego sugerować. Tu było dużo pracy koncepcyjnej i jestem bardzo zadowolona z efektu.

MP: Z wykształcenia jesteś psychologiem. Nie chciałaś pracować w zawodzie?

JW: Tak, jestem psychologiem ze specjalizacją w psychofizjologii i neuropsychologii. Nadal te tematy mnie interesują, ale w pracy potrzebuję wyżyć się artystycznie. Szkoda, że gdy szłam na studia (prawie 20 lat temu!), to wybrałam kierunek racjonalnie, ale, jak widać, nigdy nie jest za późno na zmiany!

MP: A czy wykształcenie pomaga Ci w pracy, którą obecnie wykonujesz?

JW: Na pewno nie przeszkadza 😉

MP: Jest wydawnictwo/artysta, z którym chciałabyś współpracować (ktoś, kogo cenisz, podziwiasz), a do tej pory jeszcze Wasze drogi się nie przecięły?

JW: Jestem otwarta na propozycje, nowe wyzwania i inne gatunki. Super by było zrobić coś do Gaimana, ale gość już jest pod dobrą opieką graficzną 😉

MP: Prywatnie i zawodowo jesteś na fali, zatem czego można Ci życzyć? O czym marzysz?

JW: Tak, chyba faktycznie jest nieźle 😉 Życzyć na pewno dużo pracy! Jak jest praca, to realizacja marzeń jest łatwiejsza. No i zdrowia, bo wtedy można wszystko.

MP: Asiu, dziękuję Ci za rozmowę i wszystkiego dobrego dla Ciebie! Nie tylko w Dniu Kobiet 😉

JW: Dziękuję za zaproszenie i trzymam kciuki za Ciebie i Grozownię!


Joanna Widomska – urodzona w ’85 w Krakowie. Autorka okładek do książek, charakteryzatorka i początkująca fotograf. Fanka filmów oraz muzyki z lat 80. i 90. Lubi gotować, jeździć na rowerze i czytać Gaimana. Najlepiej czuje się w lesie.

By Widomska możecie śledzić na:
FB: https://www.facebook.com/bywidomska
IG: https://www.instagram.com/by_widomska

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *