„W objęciach Uroborosa” Krzysztof Maciejewski (opowiadanie)

Dla Weroniki P.

zdj. Weronika Popowicz

Weszła do baru z tą gracją, która sprawia, że serce mężczyzny na chwilę się zatrzymuje, a czasami później zapomina, jak się bije. Pogrążony w  myślach popijałem piwo o zdecydowanie zbyt wysokiej temperaturze,  i wtedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Jej kruczoczarne włosy spływały na  plecy niespokojnym wodospadem, a oczy zdawały się przenikać najciemniejsze zakamarki duszy. Była arcydziełem, które przywoływało na myśl wszelkie możliwe kombinacje niebezpieczeństwa i piękna, a ja nie mogłem oderwać od niej wzroku.

Niejedno przeszedłem, patrzyłem na wiele kobiet, rozbierając je wzrokiem, zanim czyniłem to już osobiście w cudzołożnym zaciszu, ale ta była inna. Coś w jej ruchach, w jej postawie, mówiło mi, że przynosi kłopoty i byłoby straszną pomyłką wejście z nią w jakąkolwiek relację. Ale pomyłka zawsze była moim drugim imieniem.

Obserwowałem, jak zbliża się do baru, doceniając, że czerwona sukienka przylega idealnie do każdej krzywizny jej ciała. Nawet barman, stary wyga, który widział już w swoim życiu wszystko, patrzył na nią z mieszaniną pożądania i ostrożności. Na pewno doszedł do tego samego wniosku, co ja, że jest z nią coś nie do końca w porządku.

Zamówiła kieliszek czerwonego wina, a gdy barman go nalewał, na chwilę spotkały się ich spojrzenia, mówiące więcej niż słowa. Wręczył jej naczynie, a ona obróciła się i pochłonęła wzrokiem słabo oświetlone pomieszczenie, a wtedy jej oczy w końcu spoczęły na mnie. W tym samym momencie wiedziałem, że jestem w kłopotach.

Jedwabnym krokiem zbliżyła się do mojego stolika, usiadła naprzeciwko mnie, a jej usta wykrzywiły się w złowieszczym uśmiechu. Ale jej wyraz twarzy zmieniał się jak w kalejdoskopie i nie byłem pewien, czy nie uległem jakiejś optycznej iluzji.

– Kupisz dziewczynie drinka? –  zamruczała, doprawiając do tych słów nieco miodu i aksamitu.

Uczyniłem gest w kierunku baru, a potem nic nie mówiąc przyniosłem jej kolejną lampkę wina. Potem skierowałem swoją uwagę znów na nią.  – Jak masz na imię, kochanie?

Przysunęła się bliżej tak, że jej usta niemalże muskały moje ucho.  – Mów mi Lilith –  wyszeptała, a ja zadrżałem.

Lilith. Imię jak bagaż historii i mitu, imię, które wywoływało dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Czy obchodziło mnie to? Przyciągała mnie jak płomień ćmę i nie mogłem się oprzeć jej grawitacji.

Rozmawialiśmy godzinami, o wszystkim i o niczym. Miała sposób na to, żeby sprawić, że zapominałem o jasnym świecie na zewnątrz, o ciemnościach, które czaiły się w kątach mojej duszy. W miarę jak noc mijała, bar pustoszał i w końcu zostaliśmy tylko we dwoje. Znów się przysunęła, jej usta muskały moje. Smakowałem głód w jej pocałunkach, odwieczną tęsknotę i smutek.

A potem, w trakcie naszych coraz bardziej namiętnych pieszczot poczułem to – ostry ból w szyi, przepływ ciepła, gdy karmiła swoją samotność moją krwią. Nadal nie umiałem się od niej oderwać.

Bo w tym właśnie momencie wiedziałem, że ją znalazłem – moją ciemną muzę, odwieczne przekleństwo i kobietę, która będzie moim ostatnim aktem. Czy mógłbym prosić o cokolwiek więcej lub… mniej? Miłość zawsze niesie ze sobą zgubę, a w ramionach wampirzycy można odnaleźć naprawdę satysfakcjonujące pożegnanie.


Krzysztof Maciejewski – (ur. 1971) – pisarz, krytyk literacki i dziennikarz. Publikował w większości czasopism fantastycznych. Wyróżniony w konkursie Gildii Horroru za krótkie opowiadanie grozy. Wydał zbiory opowiadań: Osiem (FORMA 2011) i Album (FORMA 2013). W książce City 1. Antologia polskich opowiadań grozy (FORMA 2009) znalazło się jego opowiadanie Duch w skrzynce, w książce City 2. Antologia polskich opowiadań grozy (FORMA 2011) opowiadanie Biblioteka rąk, a w książce 2011. Antologia współczesnych polskich opowiadań (FORMA 2011) opowiadanie Omdlałe myszy.(za lubimyczytac.pl)

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *