Grady Hendrix: „Zarobiłbym więcej pieniędzy, gdyby to był przewodnik”

tłumaczenie: Michał J. Walczak

Magdalena Paluch: Witaj, bardzo się cieszę, że możemy porozmawiać na łamach portalu Grozownia z okazji polskiej premiery Twojej książki Jak sprzedać nawiedzony dom.
Jestem już po lekturze i wbrew temu, co mógłby sugerować tytuł… nie jest to przewodnik 😉

Grady Hendrix: Zarobiłbym więcej pieniędzy, gdyby to był przewodnik. 49% Amerykanów uważa, że mieszkali w nawiedzonym domu. To ogromny rynek, który pominąłem.

MP: Jak sprzedać nawiedzony dom to trzecia książka Twojego autorstwa, którą przeczytałam i kiedy już myślałam, że moją ulubioną (do tej pory) jest HORRORSTOR, to na naszym rynku wydawniczym pojawiła się właśnie ona! I tak właśnie zostałam fanką. Powieści. I Grady’ego Hendrixa. Jest tutaj wszystko, co lubię: relacje siostry z bratem, trudna sytuacja rodzinna, walka o spadek po rodzicach, lalki z piekła rodem, a zwłaszcza ta jedna, która może się kojarzyć albo z Laleczką Chucky, Annabelle, a najbardziej chyba z lalkami Punch & Judy. Dlatego muszę o to zapytać – czym się inspirowałeś, tworząc fabułę tej powieści?

GH: Napisałem tę książkę podczas lockdownu związanego z COVID-19 i tęskniłem za moją rodziną. Skoro nie mogłem spędzać z nimi czasu, postanowiłem wymyślić sobie wyimaginowaną rodzinę i spędzić z nią czas. A to oznaczało, że musiałem napisać opowieść o nawiedzonym domu, bo opowieści o nawiedzonych domach zawsze dotyczą rodzin: rodzinnych klątw, rodzinnych tajemnic, domów przodków.

MP: Jak sprzedać nawiedzony dom to książka, która naprawdę straszy czytelnika… Miałeś kiedyś do czynienia z nawiedzonym domem albo ze zjawiskami paranormalnymi?

GH: Myślę, że każdy ma takie doświadczenia i ja nie jestem wyjątkiem. Ale w rzeczywistości zjawiska paranormalne zazwyczaj nie są bardzo interesujące: widzisz kogoś, kto przechodzi przez pokój, a kogo nie powinno tam być, drzwi się zamykają, książka się rusza, masz sen o swojej babci w nocy, gdy umiera. Mają one głęboki emocjonalny wpływ na ludzi, w tym na mnie, ale nie są tak dramatyczne jak Lśnienie.

MP: W jaki sposób pracujesz nad swoimi powieściami? Masz z góry ustalony plan, którego się trzymasz, czy pozwalasz swojej wenie brać górę i całkowicie się na nią zdajesz?

GH: Źle podchodzę do moich powieści. Zaczynam od planu, piszę książkę, zdaję sobie sprawę, że plan jest do niczego, więc wymyślam nowy, piszę kolejną wersję książki, zdaję sobie sprawę, że ta wersja też jest do niczego, a potem naprawdę pracuję nad postaciami, wymyślam kolejny plan, piszę trzecią wersję roboczą książki, którą również spieprzyłem. Zazwyczaj to czwarty szkic książki zaczyna przekształcać się w gotową powieść.

MP: Wydaje mi się, że jesteś wnikliwym obserwatorem rzeczywistości, ale i popkultury. W swoich tekstach dużo z niej czerpiesz i dużo z niej dajesz nam – czytelnikom. Taki stan ułatwia czy utrudnia bycie pisarzem?

GH: Jeśli o mnie chodzi, to właśnie na tym polega moja praca: pisać książki, które dzieją się w świecie, w którym żyjemy. Oznacza to oglądanie mniej telewizji i zwracanie większej uwagi na otaczający mnie świat, a jest to świat, w którym wszyscy mówią językiem popkultury.

MP: No właśnie, bycie pisarzem… Jak to się zaczęło u Ciebie? Kiedy napisałeś swój pierwszy tekst beletrystyczny?

GH: Byłem dziennikarzem przez wiele, wiele lat, a potem w 2008 roku, gdy dziennikarstwo umarło w Ameryce podczas naszego wielkiego kryzysu finansowego i gazety drastycznie ograniczyły swoje budżety i przestały zatrudniać freelancerów, zdecydowałem, że potrzebuję innej pracy, i jedyną rzeczą, którą byłem w stanie robić, było pisanie na klawiaturze. Stopniowo przerodziło się to w karierę pisarską.

MP: Masz swojego literackiego mistrza?

GH: Moim mentorem jest miejsce, nie osoba. W 2009 roku pojechałem na warsztaty Clarion Science Fiction and Fantasy Writer’s Workshop w San Diego. Trwały 6 tygodni, a każdy tydzień prowadzony był przez innego autora, od Holly Black po Liz Hand. To sprawiło, że zacząłem poważnie podchodzić do pisania i poznałem kilka osób, które miały ogromny wpływ na moją karierę.

MP: W Polsce literatura grozy wciąż jest niedoceniana, a mamy całkiem spore grono dobrze piszących autorek i autorów. Jak to wygląda w Nowym Jorku?

GH: Groza jest teraz na topie. Mam na myśli, że powieści grozy rzadko są recenzowane przez New York Timesa, czy traktowane poważnie przez krytyków lub zapraszane na ekskluzywne imprezy, ale kogo to obchodzi? Na zewnątrz, w realnym świecie, groza i romans to dwa gatunki, które utrzymują niezależne księgarnie. Wszyscy czytają grozę i romans, chociaż rzadko to przyznają.

MP: Dostajesz feedback od czytelników z Polski?

GH: Niestety, nie!

MP: W naszym kraju ukazało się już 6 Twoich książek. Najnowsza w wydawnictwie Zysk i S-ka. Czy możemy spodziewać się kolejnych?

GH: Mam nadzieję. Muszę tylko pisać szybciej!

MP: Czy masz jakieś rytuały, które stosujesz w trakcie pisania lub już po?

GH: Tylko satanistyczne.

MP: Moja przyjaciółka opętana została sfilmowana. Współtworzyłeś scenariusz do filmu. Jesteś zadowolony z efektu końcowego?

GH: Tak naprawdę nie miałem nic do czynienia z tym scenariuszem. Powiedzieli mi, że adaptują książkę na film i trzy lata później widziałem ten film tak samo jak wszyscy inni. Co do samego filmu, myślę, że aktorzy wykonali świetną robotę.

MP: Skoro mowa o adaptacjach, czy istnieje dla Ciebie adaptacja idealna i jaki nosi tytuł?

GH: Kiedyś ktoś przerobi sagę Blackwater Michaela McDowella na serial telewizyjny, a świat wreszcie będzie miał w telewizji epickie arcydzieło południowego horroru, na które zasługuje.

MP: Ile ze swojego życia czy zdobytych doświadczeń przemycasz do swoich książek?

GH: Moje książki są całkowicie oparte na moim życiu. Każda postać jest oparta na kimś, kogo widziałem lub kogo znam, lokalizacje to miejsca, w których mieszkałem lub byłem, a pomijając demona lub dwóch, są one o rzeczach, które mi się przydarzyły. Jeśli chodzi o lekcje, to jedną rzeczą, o której zawsze staram się pamiętać, jest to, że piszę dla kogoś, kto ma stresujące życie, miał ciężki dzień, a moim zadaniem jest oderwanie go na chwilę od problemów.

MP: Czy będzie Cię można spotkać na jakimś konwencie/festiwalu w Polsce?

GH: Nie dostałem zaproszenia!

MP: Masz czas na czytanie książek? Czy są to horrory, czy sięgasz po inne gatunki?

GH: Czytam wszystko i to głównie do pracy. W zeszłym tygodniu skończyłem książkę o historii małżeństwa do przyszłego projektu, ponownie przeczytałem W górach szaleństwa HP Lovecrafta do opowiadania, które piszę, przeczytałem kilka opowiadań Flannery O’Connor i Eudory Welty do wykładu, który prowadzę na temat południowego gotyku, a dla zabawy czytam stary kryminał z lat 70. autorstwa George’a V. Higginsa, który jest jednym z wielkich, niedocenianych pisarzy dialogów.

MP: Czy pracujesz obecnie nad nową powieścią?

GH: W pośpiechu próbuję dokończyć Czarownice dla zbuntowanych dziewcząt, książkę o czarownicach osadzoną w domu dla niezamężnych matek w 1970 roku. Ma być gotowa w sierpniu, chyba że nie dotrzymam terminu.

MP: O czym śni autor – Grady Hendrix?

GH: Ostatnio często śnią mi się szczury. Zazwyczaj śni mi się czarny szczur, który nie daje mi spokoju, a potem budzę się i on siedzi na mojej poduszce i mnie obserwuje, a potem znowu się budzę.

MP: Bardzo dziękuję za wywiad i mam nadzieję, że zobaczymy się w Polsce!


Grady Hendrix – to amerykański pisarz, dziennikarz, publicysta i scenarzysta znany ze swojej najlepiej sprzedającej się powieści Horrorstör z 2014 roku. Hendrix mieszka na Manhattanie i był jednym z założycieli festiwalu filmów azjatyckich w Nowym Jorku.
Strona autorska: http://www.gradyhendrix.com/

 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *