Artur Pomierny: „jeżeli kiedyś zmienię tę małą łajbę na coś mocniejszego, to na pewno uderzę właśnie w horror”

Magdalena Paluch: Cześć! Bardzo się cieszę, że zgodziłeś się na rozmowę. Nie chcę skłamać, ale jest to chyba pierwszy wywiad na Grozowni z autorem, który z grozą i horrorem nie ma nic wspólnego. Literackim, oczywiście, bo o inne dziedziny życia nie pytam 🙂
Arturze, już za chwilę ukaże się Twoja debiutancka powieść pt. Egoexi. Jakie to uczucie: oczekiwanie na swoją pierwszą książkę, która kiedyś była tylko plikiem w komputerze, a już wkrótce stanie się czymś namacalnym, ubranym w (świetną!) okładkę i którą będzie można kupić w księgarni?

Artur Pomierny: Hej! W takim razie zacznę od tego, że to nie tylko pierwszy wywiad Grozowni z autorem spoza tych dwóch, nomen omen, fantastycznych nurtów. To też pierwszy wywiad dla samego autora, udzielany kiedykolwiek i gdziekolwiek! Mam więc jedynie nadzieję, że Czytelnicy wyobrażą sobie, jakiż to podwójny zaszczyt i wyróżnienie spotkały mnie, skromnego debiutanta! I z tym łaskoczącym po plecach ciężarem na barkach witam się w głęboookim ukłonie ze wszystkimi fanami grozy, horroru i dobrej literatury!
Obiecałem sobie też, że nie będzie pudrowania, toteż: oczekiwanie na premierę własnej książki to tak naprawdę mierzenie się ze swoimi gorszymi cechami. Mam tu na myśli pewną stałą niecierpliwość i rozmyślanie o przyszłości. Te rzeczy nie powinny występować u ludzi nawet w trybie „standby”! Krótko mówiąc, oczekiwanie na premierę własnej książki to jeden z tych niecnych ataków niewydarzonej przyszłości na naszą poczciwą, ale najprawdziwszą teraźniejszość. Na wszystko, czym powinniśmy się cieszyć i kontemplować tu i teraz! I przy okazji ostrzegam, żeby nie było; tym razem na Grozowni jeszcze nie raz powieje przeze mnie wątkami metafizycznymi. Mam nadzieję, że będzie to pozytywny wkład.
Aha! Byłbym zapomniał. To też fajne uczucie. Na przykład teraz, kiedy wreszcie mogę o swoim (po)tworze zacząć opowiadać! A okładka na pewno będzie świetna, bo Wydawnictwo Oficynka zawsze przykładało do tego wielką uwagę. Spójrzcie chociażby na okładkowe perełki: Daemona Łukasza Śmigla czy Implikację Tomasza Brewczyńskiego.

MP: No tak, czyli jak debiutować, to na maksa! To skoro już pierwsze „koty za płoty” za nami, powiedz, proszę, cóż to za historia ukrywa się pod tajemniczym tytułem Egoexi?

AP: Chciałem, żeby Egoexi, stosownie do tytułu, opowiadało o czymś monumentalnym. Niejako samo z siebie wyszło mi, że w takim razie musi to być opowieść o przyszłości ludzkości (wiem, ale muszę dokończyć…). Trudno wyrokować, jaka będzie nasza przyszłość, więc punktem startowym powinno być coś, czego jestem pewny. A jestem pewny jednego: postęp naukowy i technologiczny nigdy się nie zatrzyma, a nawet jeżeli czasem zwolni, to tylko po to, żeby za chwilę uderzyć ze zdwojoną siłą. Takim etapem jest choćby czas wojny, który, jak już wiele razy przekonaliśmy się w historii, jest katalizatorem kolejnych przełomów w wielu dziedzinach. Opowiadam o tej przedziwnej ludzkiej słabości do masowej bitki, prowadząc dwie bliźniaczo podobne do siebie historie, których wydarzenia mają miejsce już za niecałe 20 lat, w 2038 roku. Pierwsza dzieje się w odpowiedniku (kontynuacji) naszego świata, druga zaś jest wirtualnym polem eksperymentalnym prowadzonym w umyśle jednej z głównych bohaterek. Tu jednak wszystko wymyka się spod kontroli i nieoczekiwanie przekracza granicę ogólnie akceptowalnych prawideł moralnych. Pierwsza linia narracyjna to stan faktycznej inwazji wroga ze Wschodu i zbrojna odpowiedź wojsk NATO, przede wszystkim amerykańskich. Ta druga to jej lustrzane odbicie, gdzie wszystkie dane i scenariusze mają być kopią naszego świata. Jak jednak wiemy z dobrych książek i filmów grozy – nasze odbicie w głębi lustra niekoniecznie musi być nam wierne i w którymś momencie może zacząć żyć własnym życiem. Dodatkowo w tym ciemnym kącie za naszymi plecami może czaić się ktoś jeszcze. Uznałem, że końcówka lat trzydziestych XXI wieku to czas, kiedy moc obliczeniowa komputerów staje się już niczym nieograniczona (dzięki ujarzmieniu mechaniki kwantowej). Dodatkowo sztuczna inteligencja potrafi już na bieżąco generować pełnoprawne odbicie naszego świata, w tym nas samych, z bagażem naszych uczuć i doświadczeń. To też czas, w którym będziemy potrafili zapisać SIĘ w jakimś stopniu na nośniku danych, a przecież to nasza percepcja świata będzie surowcem do stworzenia nam przez przepotężne komputery świata równoległego. Chciałoby się powiedzieć: zatrzymajmy to, póki jeszcze jest czas, nieprawdaż? W taką oto strefę zgniotu, gdzie nacierają na siebie elementy nauki, wiary, filozofii i metafizyki rzuciłem kilku bohaterów, dla których choć czasem piękne, to w dłuższej perspektywie będzie to raczej okrutne doświadczenie. Dodam jeszcze, że w którymś momencie mojej małej epopei pojawią się jeszcze tajemnicze, nieokiełznane siły, których na razie nie potrafimy do końca pojąć, a które już dawno zrzuciły jarzmo cielesności i ograniczeń fizyczności. W kontrze do nich staną siły ciemności broniące swojego podwórka. Tak… będą też demony, więc może Grozomaniacy łaskawie dadzą mi jednak szansę.  I przepraszam! Tu się nie dało krócej! Może jednak te hasztagi to nie jest taka głupia rzecz. Obiecuję jednak, że praktyka Egoexi będzie równie ciekawa co powyższy wykład teoretyczny.

MP: Wiem, że to pytanie jest mocno standardowe, ale skąd w ogóle pomysł właśnie na tego typu fabułę? Mogłeś napisać thriller, kryminał czy horror. Ba! Nawet powieść sensacyjną, a stworzyłeś… No właśnie? Do jakiego gatunku można zaklasyfikować Twój debiut?

AP: To moja pierwsza książka. Pierwszy dłuższy tekst. Tak naprawdę nie wiem, co się do końca stało. Po prostu w którymś momencie zacząłem pisać, a była to bodaj końcówka 2016 roku. I pamiętam, że strasznie podobało mi się, że robię to bez jakichkolwiek założeń. Pisanie miało mi umilić dojazdy do pracy, a także sprawić, bym stres z tej pracy zostawiał tam, gdzie jego miejsce. Nie było żadnego planu na zrobienie z tego książki, a tym bardziej założeń, że muszę ograniczyć swobodę swojego pisania z uwagi na celowanie w ramy konkretnego gatunku. Dopiero w miarę kolejnych rozdziałów wykształciłem swój pierwszy lotny kodeksik pisarski: napisać coś świeżego, w miarę istotnego i żeby na końcu wszystko się ze sobą zgadzało. Niemniej, z pewnością nie wymyśliłem nowego gatunku literackiego, a Egoexi to hybryda fantastyki naukowej z elementami thrillera politycznego, doposażona w aspekty filozoficzne czy kosmogeniczne. Można by tu było wepchnąć jeszcze weird fiction, a nawet realizm magiczny. Taki tam obyczajowy CUSTOM jednym zdaniem. Skąd pomysł na tak szeroką fabułę? Z paru fascynacji (jak na przykład geopolityka) i paru wkurzeń (jak powtarzalny schemat obcej cywilizacji w popkulturze). Do tego dochodzi też pewnie kilka obaw młodego (sic!) człowieka o naszą przyszłość, niezależnie czy mówimy o sobie jako o jednostce, o Polsce jako swoim miejscu na świecie czy ostatecznie o całej ludzkości. Słyszałem, że typową skłonnością debiutanta jest mimowolna potrzeba wpakowania w swoje pierwsze dzieło jak najwięcej rzeczy naraz i że powinno się tego unikać. I wiecie co? Ta zasada nie znalazła miejsca w moim kodeksiku. To była moja piaskownica i moje zabawki! W 2019 otrzymałem pozytywną odpowiedź od kilku wydawnictw o renomie dorównującej Wydawnictwu Oficynka. Może nie ma więc co przesadzać z założeniami, poradnikami i schematami, a po prostu cieszyć się tym wszystkim niczym dziecko wpuszczone do zabawkowego. A potem uda się lub nie. I jeszcze jedno – soczystego thrillera czy rasowego kryminału z pewnością nie potrafiłbym napisać. W stajni Oficynki są od tego uznani mistrzowie, a także świeża krew i tu znów pozdrawiam Tomka Brewczyńskiego z jego debiutancką, a wspaniałą Implikacją.

MP: Mówisz, że, cytuję: „Egoexi to hybryda fantastyki naukowej z elementami thrillera politycznego, doposażona w aspekty filozoficzne czy kosmogeniczne. Można by tu było wepchnąć jeszcze weird fiction, a nawet realizm magiczny”. To ja Ci powiem tak – pomyśl, że taki biedny bibliotekarz (jak ja) musi potem taką powieść „upchnąć” do odpowiedniego działu. Toż to dopiero wyzwanie! Wspominasz również, że swoją powieść pisałeś, aby się w jakiś sposób odstresować, ale zdajesz sobie sprawę, że kiedy odniesiesz sukces, mogą pojawić się deadline’y na kolejne powieści i że tym samym skończy się pisanie wyłącznie dla relaksu? Jak się na to zapatrujesz?

AP: Ponieważ trudno mi nawet wyrazić, jak wielki szacunek mam do zawodu bibliotekarza, możemy pozostać na orbicie gatunku science fiction, żeby nie komplikować zbytnio sprawy! A jeżeli nawet miałaby to być jakaś wielogłowa hydra międzygatunkowa, to jestem przekonany o jednym. Tak doświadczony cechmistrz, jak Ty, z pewnością ma gdzieś tam specjalne regaliki na książki hybrydowe, inne, zakazane, a ostatecznie wybitne 🙂 Być może na jednym z tych regalików znajdzie się miejsce dla Egoexi, hm?
A co do samego pytania. Może nie jest to rozmowa kwalifikacyjna, ale ja bardzo bym chciał odpowiedzieć, jakbym właśnie starał się o robotę pisarza zawodowego. I tak też czynię: tak! Jestem gotowy na to zaangażowanie, nadgodziny, pracę po nocach, w warunkach obciążenia nerwowego! Jednym słowem – jestem gotów na poświęcenie! Zamiast CV mogę natomiast pokazać swoje autorskie piekiełko pod adresem www.pomierny.art. Jest tam trochę maszynopisów i próbek, a będzie znacznie więcej. Także spodobało mi się to klikanie w klawiaturę, ale bardzo bym chciał nazwać to kiedyś przed samym sobą pisaniem przez duże „P”. Tylko problem jest taki, że Artur Pomierny – człowiek, jest wobec mnie, Artura Pomiernego – aspirującego pisarza, nie przymierzając długo, cholernym sadystą. Ciągle chce czegoś więcej, ciągle nie jest ze mnie do końca zadowolony i god dammit… powiem Wam, że chyba jeszcze długo mnie nie pochwali i nie przyzna, że może coś z tego będzie. Ale taki już jest.
Przy okazji, dzięki za to „kiedy” zamiast „jeżeli” w kwestii odniesienia ewentualnego sukcesu! Bibliotekarz o klasie kustosza kultury nie może się mylić, mam rację? Przy okazji, jeżeli mogę zapytać, czy jest coś, co zapadło Ci szczególnie w pamięć po Egoexi w wersji early access?

MP: Oczywiście, że jak tylko ukaże się Twoja powieść, zamówię ją dla naszych Czytelników 🙂 To samo zresztą zrobiłam z Implikacją Tomka Brewczyńskiego czy Daemonem Łukasza Śmigla. Jeśli chodzi o Twoje pytanie do mnie o to, co mi szczególnie zapadło w pamięć po przeczytaniu Egoexi, to… wolałabym Ci powiedzieć prywatnie, bo boję się, że niechcący zaspoileruję. Natomiast bardzo podobał mi się klimat powieści i polubiłam kilku bohaterów 🙂
Bardzo się cieszę, że spodobało Ci się pisanie i mam nadzieję, że jednak Twój wewnętrzny krytyk nie będzie zbyt często dochodził do głosu i da Ci rozwinąć skrzydła, bo w moim odczuciu – masz duży potencjał. I nie mówię tego dlatego, że się znamy, tylko naprawdę tak uważam.
Ostatnio w wywiadzie z Juliuszem Wojciechowiczem, autorem m.in. zbioru opowiadań Bez znieczulenia padło stwierdzenie, że „podobno pierwsza książka pisarza jest o nim samym”. A Ty co o tym myślisz? Ile w Egoexi znajdziemy Artura Pomiernego?

AP: W Egoexi znajdziecie moje troski i obawy przeplatające się z marzeniami i, jednak, pewną nadzieją na lepsze jutro, a wszystko to na gruncie dość chłodnej wizji przyszłego świata. Czyli tak, Artur Pomierny i to w sosie słodko-kwaśnym. Chcąc zresztą tworzyć „transcendentyczne” opowieści, niezmiennie zaklinowane pomiędzy surrealizmem a realizmem magicznym, nie da się nie marzyć inaczej niż po swojemu. Nie da się nie korzystać z tylko i wyłącznie własnej jaźni. Nie da się oszukać swojej świadomości, odłączyć od własnej podświadomości i zignorować czystość umysłu zaklętą w nadświadomości. Ale dobra… już wracam na ziemię. Powiem inaczej: z dobrymi czy zagubionymi bohaterami idę przez kolejne strony pod rękę. Ja nie puszczam ich, oni nie oddalają się ode mnie i razem zdobywamy świat i… inne miejsca. Tym złym pozwalam z konieczności na trochę więcej i czasem mnie taki łajdak jeden z drugim zdrowo zaskoczą. Ale ostatecznie muszę pokazać, kto tu rządzi, a oni uznają moją wyższość, bo beze mnie nie istnieją. Zresztą dobro ze złem zawsze wygrywa. Gorzej jak pojawia się ktoś lub coś stojące ponad tym podziałem. Znowu się rozpędziłem. Mogę prosić o następne pytanie?

MP: O, a ja właśnie miałam zakończyć wywiad. Żartuję!
Skoro wspomniałeś o chodzeniu za rękę z bohaterami swojej powieści, to gdybyś mógł wybrać: która z postaci w Egoexi jest Ci najbliższa?

AP: Jest taki jeden bohater, któremu kibicuję od samego początku. Z uwagi na fabułę trudno odgadnąć, jaki jest naprawdę, nie wiemy nawet, co się z nim faktycznie dzieje. Domyślamy się tylko, że punktem wyjścia jest złość i zrezygnowanie z powodu wielkiej straty miłosnej. Nowe okoliczności, w które został wrzucony, dają mu jednak możliwość przejścia pozytywnej przemiany i on tę walkę podejmuje. Nie wiemy tylko, jak bardzo jest to jego wola, a na ile decyduje o tym właśnie ta osoba, na której kiedyś zależało mu najbardziej i z powodu straty której cierpiał. Chcemy wierzyć, że to jego autonomiczne, a więc świadome myśli i działania decydują o powrocie ze ścieżki zagubienia. Jeżeli jednak w to uwierzymy, z uwagi na konstrukcję powieści, będziemy musieli automatycznie uznać też, że dużo innych nieciekawych sytuacji czy złych relacji jest prawdą o ich uczestnikach. Myślę, że tak jak mi, tak i Czytelnikom, łatwo będzie zidentyfikować się z tym bohaterem i mu kibicować. Tak jak on: chcemy żyć, kochać i być kochanymi. Czy zasłużyłem na jeszcze jedno pytanie? Strasznie tu miło…

MP: A myślałam, że jednak strasznie tu strasznie 😉 Tak mnie ująłeś opowieścią o ulubionym bohaterze swej książki, że – gdybym jej już nie czytała – chętnie bym po nią sięgnęła. Tak sobie myślę… Tyle chyba mogę zdradzić czytelnikom – Egoexi będzie miało swoją kontynuację. Ile części planujesz docelowo?

AP: Wiecie… Drodzy Państwo. Są takie dzieła jak Ojciec Chrzestny, Trylogia ku pokrzepieniu serc, Powrót do przyszłości, Trzy Kolory Kieślowskiego, Trylogia Husycka, a chociażby i Piraci z Karaibów czy nasze poczciwe Pawlaki i Kargule. I to są dzieła zamknięte. I to jest moja odpowiedź na powyższe pytanie. Muszę ostrzec, że Egoexi to opowieść od mikro do makro i od nigdy do zawsze, a to zobowiązuje. Zresztą, pewne elementy, o których wspominałem wyżej, pojawią się z pełną siłą dopiero w Egoexi 2 i Egoexi 3.

MP: Masz ulubionego autora, którego książki mógłbyś czytać wciąż i wciąż? Czy raczej nie przywiązujesz zbytniej uwagi do nazwisk, a interesuje Cię przede wszystkim dzieło literackie?

AP: Mógłbym wymienić kilku autorów, których nowe książki chciałbym przeczytać, ale swoich inspiracji akurat postanowiłem nie zdradzać. Zresztą, ci autorzy już nie piszą lub nie żyją. Przy okazji, czy wspominałem już, że moim ulubionym polskim autorem jest Henryk Sienkiewicz? Staram się też nie przywiązywać do nazwisk, bo parę razy, jako czytelnik, mocno się naciąłem. Wiecie, podoba Wam się dana książka, wzbudza zainteresowanie, apetyt rośnie, więc wpisujemy nazwisko jej autora w Google no i… no i właśnie… wychodzą różne rzeczy, których nie da się „od-dowiedzieć”. Mam tu na myśli przede wszystkim wzmożony popęd do wyrażania swoich poglądów politycznych, wypowiadanie opinii z gatunku celebryckich oraz przesadne samouwielbienie i niekryta megalomania!

MP: Skoro Grozownia promuje przede wszystkim literaturę grozy, chciałam Cię zapytać, czy zastanawiałeś się kiedyś nad napisaniem horroru? Lubisz w ogóle ten gatunek?

AP: Chciałbym zapewnić, że tak! Natomiast na razie widzę siebie jako pewnego ludzika na drewnianej łódce, gdzieś na środku oceanu. Mam jedno wiosło, którego nawet nie warto moczyć w wodzie. Cała moja nadzieja w tym, że fala sama pcha mnie w kierunku, na horyzoncie którego majaczy jakiś niewyraźny kształt. Mam wrażenie, że tam jest koniec opowieści Egoexi, koniec historii, którą piszę teraz z niesamowitym przejęciem (tytuł roboczy: Czernie), a także inne opowiastki z hasztagiem #metafizyka i #sciencefiction. Na razie nie będę się szarpał i upierał nad zmianą naturalnie obranego kursu. „Nurt” jest w porządku. Natomiast, jeżeli kiedyś zmienię tę małą łajbę na coś mocniejszego, to na pewno uderzę właśnie w horror. Zresztą, już teraz coś mnie ciągnie w tym kierunku. Zainteresowanych odsyłam do krótkich opowiadań, które znajdziecie na mojej stronie. (www.pomierny.art – przyp. red.). Uwielbiam horrory, szczególnie te, w których do samego końca nie wiadomo, czy to bohater zwariował, czy świat, który go otacza.

MP: Wróćmy do Egoexi. Wcześniej wspomniałeś, że ten tekst pisałeś dla czystej przyjemności, ale jednak już za chwilę, za momencik książka pojawi się na księgarskich półkach (czy to sklepów stacjonarnych, czy internetowych). Gdyby Tabitha King nie znalazła przypadkiem debiutanckiej powieści swego męża, którą ten ze złości wywalił do kosza, nie byłoby Carrie i pewnie nie byłoby Stephena Kinga – autora. Nie sugeruję, że postąpiłeś podobnie ze swoim tekstem, ale raczej chciałam zapytać, kto był pierwszym czytelnikiem Twej powieści i czy to dzięki tej osobie zdecydowałeś się rozesłać Egoexi do wydawnictw?

AP: O wysłaniu Egoexi do wydawnictwa zdecydowało moje… ego. Wszystko zaś, co działo się z tekstem do tego momentu zawdzięczam swojej ukochanej żonie, Kasi. Zresztą ona jest trochę jak Tabitha King! Co prawda nie jest pisarką, ale ukończyła filologię polską i sporo mi w Ego pokreśliła, poprzenosiła, poprawiła i pochwaliła. To 4xP pozwoliło mi wysłać tekst do Wydawców. A muszę zaznaczyć, że mówimy o 40. arkuszach wydawniczych nieogładzonej surowizny. Wyobraźcie sobie te smaczne sfermentowane śledzie z puszki o nazwie Surströmming. One są naprawdę dobre, ale najpierw trzeba pokonać pierwsze wrażenie… Moja żona tego dokonała, poświęcając wiele czasu, którego miała wtedy bardzo mało, za co jestem jej nieskończenie wdzięczny. Przy okazji mogę też zdradzić, że Egoexi przez większość czasu miało dwa tytuły robocze: najpierw II.L (od Second Life), potem Pole Czerwonych Tulipanów. Na końcu dopiero jakiś głos w mojej głowie rzucił bardzo wyraźne: ta książka będzie miała tytuł Egoexi. Posłuchałem. Będzie dobrze wyglądać w ramówce HBO.

MP: O, czyli widzę, że z Netfliksa przeskoczyłeś na HBO 😉 A wracając do Twojej odpowiedzi – bardzo fajnie, że otrzymałeś wsparcie od swojej żony. Dzięki temu już wkrótce czytelnicy będą trzymać Egoexi w swoich łapkach. Długo trwały poszukiwania wydawcy?

AP: Jestem przekonany, że każdy, kto nagle w swoim życiu podejmuje się robienia czegoś, co dla niego samego jest czymś zupełnie nowym, potrzebuje wsparcia, zrozumienia i cierpliwości swoich bliskich. Nawet jeżeli ci bliscy nie potrafią do końca zrozumieć, co to się wyprawia w głowie kogoś, kogo znają od zawsze, to mogą bardzo pomóc. Pochwalić, zrozumieć i nie strofować. Zresztą myślę, że każdy, absolutnie każdy lubi być i powinien zostać czasem pochwalony czy doceniony. Zupełnie nie uznaję szkoły, że sukcesy i dobra passa mają być normalnością, o której się nie mówi, a uwagę poświęca tylko złym wydarzeniom i niepowodzeniom. Bleh!
Wydawcę swojej książki znalazłem w ciągu kilku miesięcy od rozesłania tekstu. Zarówno przed, jak i po wyborze mojego Wydawnictwa, otrzymałem jeszcze kilka propozycji od innych Wydawnictw, z czego jestem niesamowicie dumny! Połowa otrzymanych odpowiedzi była odmowna, bo ryzyko, bo temat ambitny, ale gatunek mniej chodliwy. Tym bardziej dziękuję Wydawnictwu Oficynka! Wolni ludzi miasta Gdańsk nie mogą się przecież mylić! Dodam jeszcze, że niektóre Wydawnictwa w ogóle nie odpisały, ani na tak, ani na nie i tu mam pewien żal. Ja rozumiem, że być może tych propozycji przychodzą miesięcznie setki. Ale jestem przekonany, że dla 99 procent wysyłających jest to bardzo ważna chwila w życiu. Jaki problem napisać choć jedno zdanie! Bleh. (Po chwili przemyślenia, gdy autor się uspokoił, a z jego policzków zniknęły barwy słońca zachodzącego w piekle) Proszę, nie kończmy wywiadu takim trochę negatywnym wybrzmieniem! Znajdzie się tam choć jeszcze pytanko dla młodego debiutanta?

MP: Pytanie o horror już było. A co z książką dla dzieci? Jesteś tatą, więc może przemknęła Ci kiedyś jak błyskawica taka myśl, że chciałbyś napisać książkę dla dzieci? W ogóle nasunęło mi się takie pytanie przy okazji: czy uważasz, że autor powinien trzymać się jednego gatunku, czy lepiej, jeśli próbuje swoich sił w różnych?

AP: Tak… Co do książek dla dzieci, to wielu swoim znajomym mówię, że moim marzeniem jest napisanie książeczki dla dzieci. Takiej najprawdziwszej, to znaczy pełnej kolorów, dobroci i sielanki. Bez dziwów, puszczania oka do dorosłych i jakichkolwiek dwuznaczności. Myślę, że byłoby to dla mnie zadaniem trudniejszym niż napisanie Egoexi. W końcu człowiek już trochę żyje na tym świecie. „Widział i czynił zło”. Poza tym uważam, że autor/pisarz/artysta wkracza na swoją artystyczną ścieżkę po to, by zrzucić z siebie kajdany i ograniczenia, kierując się ku jasności. Jeżeli droga jego jest kręta i wkracza na różne gatunki literackie, to jest tylko ciekawiej. Ważne, że jej się trzyma. Jeżeli zaś autor usilnie, nawet wbrew sobie, zbacza ze swojej drogi tylko po to, by coś zyskać lub coś komuś udowodnić, to chyba czeka go zguba. Pisarz jak to artysta: komu jak komu, ale sobie musi ufać.

MP: W takim razie czekam na książeczkę dla dzieci Twojego autorstwa. Arturze, bo ja tak mogłabym Cię wypytywać jeszcze o różne rzeczy, ale może zostawię coś dla innych patronów Twej książki, którzy zechcą z Tobą porozmawiać. Na koniec pytanie: o czym marzy Artur Pomierny – autor?

AP: Marzę o tym, by stworzyć coś wielkiego. Dzieło tak wielkie i tak wspaniałe, że kiedyś ludzie wyślą je w Kosmos! I zrobią to z dumą w sercach i ze łzami szczęścia w oczach. A ocean z tych łez, i ów duma z niego parująca, kresu mieć nie będzie!

MP: Zatem tego właśnie Ci życzę i serdecznie dziękuję za miłą rozmowę! 🙂

 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *