Piotr Ander: „Sam jestem ciekaw, jak wygląda horror w rozumieniu Piotra Andera”

Magdalena Paluch: Panie Piotrze, przede wszystkim bardzo się cieszę, że zgodził się Pan udzielić wywiadu dla Grozowni. I przy okazji serdecznie gratuluję wydania debiutanckiej powieści Mroczny rewers. Jakie to uczucie – trzymać w rękach powieść, której się jest twórcą? Powieść, która jeszcze całkiem niedawno znajdowała się w jednym z plików na komputerze?

Piotr Ander: Bardzo dziękuję. Mnie również jest bardzo miło. Jestem ogromnie wdzięczny, że Grozownia zdecydowała się objąć patronatem moją książkę.
Jakie to uczucie? Hm. Wyobrażam sobie białą salę na oddziale położniczym, dyskretny zapach septodermu i mnie, jako wyczerpaną porodem mamusię, której właśnie przyniesiono dziecko. Mówiąc poważnie, oczywiście cieszę się, że książka znalazła się w sprzedaży w całym kraju. Było już kilka bardzo pozytywnych recenzji. Książki są trochę jak dzieci, z czasem zaczynają żyć własnym życiem, coraz bardziej niezależnym od autorów. Mam nadzieję, że Mroczny rewers jakoś przetrwa w starciu z czasem i za kilka lat ktoś będzie nadal o tej książce pamiętał.

MP: Wspomniał Pan, że kilka osób dobrze oceniło Mroczny rewers. Czy w tych opiniach znajdują się jakieś punkty wspólne (dotyczące bohaterów, fabuły itp.)?

PA: Kilkoro recenzentów zwróciło uwagę na postacie bohaterów książki. Określili je jako złożone, wiarygodne, realistyczne, niesztampowe, nawet w przypadku bohaterów drugoplanowych.  Fabuła Mrocznego rewersu także jest określana jako niebanalna, pomysłowa, zaskakująca, nieco surrealistyczna. Dotychczasowi recenzenci zwrócili również uwagę na styl i język, jakim napisany jest Mroczny rewers. Dominuje teza, że to bardzo mocny punkt powieści.

MP: Oj tak, to prawda, że styl i język są mocnymi punktami w książce. Mnie się jeszcze podobało to, że całość powieści jest zamknięta i wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce. Ale o tym wkrótce napiszę w swej opinii o książce. Wracając do Mrocznego rewersu: czy od dawna miał Pan pomysł na powieść, czy był to czysty spontan?

PA: Pomysł jest relatywnie stary. Był rok 2008 albo 2009, kiedy przeczytałem opis jednego z filmów Luca Bessona, w którym jest mowa o wypadku – człowiek do złudzenia przypominający Jezusa z Nazaretu wpada pod samochód. Dodam, że nigdy nie widziałem filmu i nie pamiętam nawet jego tytułu, chociaż lubię filmy Bessona, a Leon zawodowiec to według mnie arcydzieło. Minęło sporo czasu, zanim zacząłem pisać zainspirowaną tamtym opisem historię. W trakcie tworzenia opowieść wielokrotnie ewoluowała, zmierzała w różnych kierunkach, zdarzyło się nawet, że zupełnie zniechęcony skasowałem plik. Na szczęście dysponowałem kopią. Jak widać trudno mówić o spontaniczności w tym przypadku.

MP: Skoro podczas pisania zdarzały się sytuacje, w których nawet dochodziło do skasowania pliku, co ostatecznie zadecydowało, że postanowił Pan wyjść ze swoją historią do czytelników?

PA: Myślę, że po prostu pomysł na tę książkę był tak frapujący, że okazał się silniejszy od wątpliwości. Zwyciężyła potrzeba tworzenia. Cokolwiek by nie mówić, pytanie: „czy rządzi nami przeznaczenie czy przypadek?” nurtuje ludzkość od tysiącleci. Szczęśliwi ci, którzy się nad tym nie zastanawiają. Bogatsi w doznania ci, którzy to robią.

MP: Jest Pan miłośnikiem twórczości Davida Lyncha?

PA: Jestem. Filmy Lyncha są hipnotyzujące, surrealistyczne, intensywne. Może z wyjątkiem Prostej historii, która jest podobno nietypowym dla niego filmem, ale tego akurat nie widziałem. Widziałem za to Dzikość serca, Miasteczko Twin Peaks. Ogniu krocz za mną, Blue Velvet, Zagubioną autostradę i najbardziej niesamowity Mulholland Drive. Nie wiem, czy to właściwie skojarzenie, ale filmy Lyncha są według mnie podobne w wyrazie do prozy Williama Burroughsa, której też jestem wielbicielem. W obydwu przypadkach obcujemy z rzeczywistością na kształt snu.

MP: O Lyncha zapytałam nieprzypadkowo. Opis okładkowy Mrocznego rewersu wspomina o tym reżyserze. Nie bał się Pan, że ktoś może porównywać powieść do filmów Lyncha i przez pryzmat tego ją oceniać?

PA: Raczej nie. Mroczny rewers to efekt wielu różnych inspiracji. Filmy Lyncha są jedną z nich, ale nie jedyną. Jestem ciekaw, jakie będą reakcje w ciągu kilku tygodni czy miesięcy po premierze. Na podstawie przedpremierowych recenzji mogę stwierdzić, że powieść, póki co przynajmniej, wymyka się porównaniom. Pojawiły się wręcz głosy, że Mroczny rewers to książka, jakiej dotąd nie było.

MP: Na pewno Mroczny rewers jest książką, którą długo będzie się pamiętać po przeczytaniu. Nie tylko z powodu niesamowitego klimatu, występującego w powieści, ale też dzięki jej bohaterom. Ma Pan swoją ulubioną postać?

PA: Flavia Isackson. Jej pierwowzorem jest pewna dziewczyna z Frankfurtu nad Menem, która nie ma najmniejszego pojęcia, że stała się inspiracją do powstania książkowej postaci. Flavia jest utalentowana, mądra i piękna. Postać, w której można się zakochać.

MP: A Hank Zaborski? Lubi go Pan?

PA: Tak. Hank może wydawać się nieco cyniczny i zgorzkniały, ale myślę, że to zrozumiałe w przypadku człowieka, który wykonuje zawód policjanta śledczego w wydziale kryminalnym. Hank to przede wszystkim uczciwy i szczery facet.

MP: Czy Hank posiada swój rzeczywisty pierwowzór, czy jest to postać czysto fikcyjna? A może powinnam zapytać: ile w Hanku Zaborskim jest Piotra Andera?

PA: To dosyć standardowe, a zarazem uniwersalne pytanie, jak sądzę. Mam również wrażenie, że zbliżamy się do niebezpiecznie śliskiej kwestii pod tytułem „Jak wielkie jest ego autora?” ;). Do takiego podejrzenia skłania mnie myśl, że to w pewien sposób bezczelne zapełniać sobą główną postać we własnej powieści, którą później proponuje się innym ludziom. Tymczasem czytelnik szuka w powieści siebie i im głębiej opowiadana historia go pochłania, tym bardziej autor staje się dla niego tylko imieniem i nazwiskiem na okładce. Dopiero później, kiedy skończy czytać, zastanawia się kim jest ten człowiek, którego opowieść tak go zaczarowała, o ile oczywiście książka się czytelnikowi spodoba.
Ucieczka od siebie jest niemożliwością. I tutaj rodzą się kolejne pytania. Ucieczka od kogo właściwie? Ile nas jest w nas? Pada ono również na kartkach Mrocznego rewersu. Nasze ego naznaczone jest śladami innych ludzi. Są jak blizny na ciele albo kratery na księżycu. Nie ukrywam, że od początku spodziewałem się, że trzeci z rozdziałów książki, ten najbardziej, nazwijmy to, egzystencjalny, okaże się trudniejszy w odbiorze dla wielu czytelników przyzwyczajonych do prostszych, co nie znaczy gorszych rozwiązań. A jednak nie mogłem sobie darować sięgnięcia do Gombrowicza i jego koncepcji formy. Przeczytałem kiedyś, że fundamentem wszelkiej ekspresji artystycznej jest pytanie „kim jestem?” i bardzo głęboko ta sentencja utkwiła mi w pamięci.
Chyba nieco odbiegłem od tematu, a należy odpowiadać konkretnie, żyjemy przecież w czasach konkretnych, zero-jedynkowych;). Jak już wspomniałem, Hank jest uczciwy i szczery. Bywa nieco arogancki i cyniczny, ma również niewyparzony ozór, w który powinien się od czasu do czasu ugryźć. Rzeczywiście jest w tym podobny do mnie. Z drugiej strony jednak jest bardziej postacią fikcyjną, niż mną. To typ  gliniarza z kryminałów – zarówno książek, jak i filmów – klasycznych i tych bardziej współczesnych, ale utrzymanych w starym stylu. Hank ma więc w sobie wiele z Paula Conrada z jednej z powieści Jamesa Hadleya Chase’a, a jeszcze więcej z nadkomisarza Andrzeja Gajewskiego ze znakomitego polskiego serialu Glina sprzed około piętnastu lat, w którym główną rolę fenomenalnie zagrał pan Jerzy Radziwiłowicz. Poza tym pisząc o Hanku, kilka razy obejrzałem Siedem Davida Finchera, moim skromnym zdaniem najlepszy thriller, jaki kiedykolwiek nakręcono. Tutaj mamy więc Somerseta skrzyżowanego z Millsem. Niekiedy, na bardzo krótką chwilę, pojawia się w Hanku cień bohatera książek Charlesa Bukowskiego. Tyle tylko, że Hank Zaborski nie ma słabości do alkoholu. Ale imię ma po Chinaskim. Natomiast nazwisko Zaborski pozwoliłem sobie pożyczyć od pewnych sióstr. Obie cechuje odwaga i trafność wypowiedzi oraz siła charakterów.
Jak widać, odpowiedź na proste niby pytanie jest bardzo długa. Wygląda również na to, że chyba bardziej lubię mówić o książkach i filmach, niż o sobie.

MP: Czasem te standardowe pytania też trzeba zadać, niestety 😉 I tu będzie kolejne z tych typowych: kto był pierwszym czytelnikiem Mrocznego rewersu? Kto był pierwszym krytykiem powieści, zanim trafiła ona do wydawcy?

PA: To akurat jest łatwe :). Niemalże świadkiem powstawania i czytelnikiem wielu fragmentów, również takich, które ostatecznie zostały odrzucone, była Natalia, młoda krakowska malarka. Pamiętam, na przykład, jej reakcję po przeczytaniu podrozdziału pt. X. Dostałem od niej wiadomość: „świetnie opisałeś życie tego człowieka!”. Jednak były również fragmenty, które nie wydały się jej interesujące. To także mnie motywowało. Natalia jest od lat moją przyjaciółką i siostrzaną, artystyczną duszą. Zajmuje się także rzeźbą i fotografią artystyczną. Już wkrótce zostanie absolwentką krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Zawsze kiedy mówiłem jej, że chyba coś ze mną nie tak, skoro chcę pisać, odpowiadała, żebym nie przesadzał, bo malarze mają większego świra niż pisarze. Spieraliśmy się w tej kwestii :). Jestem jej bardzo, bardzo wdzięczny, bo w decydującym momencie przekonała mnie, że w ogóle jestem w stanie dokończyć tę historię, spoić eklektyczny pomysł w jedną, organiczną całość.
Natomiast pierwszą czytelniczką Mrocznego rewersu, już pod takim właśnie tytułem, ale jeszcze przed redakcją, była Danuta Turkiewicz. Danuta także jest malarką. Intrygują mnie jej obrazy, wydają mi się równocześnie mainstreamowe i odważne, zmysłowe, pełne napięcia. To właśnie dzięki reakcji Danuty pomyślałem, że być może udało mi się napisać dobrą książkę. Potem był już mail od redaktorki w Novae Res, Wioletty Cyrulik. I pierwszy komentarz do wstępnej redakcji tekstu: „jestem po pierwszej lekturze całości. Powieść jest naprawdę pięknie napisana”.

MP: Interesujące jest to, co Pan powiedział: że to malarki jako pierwsze oceniły pana powieść i motywowały do jej ukończenia. Nie myślał Pan o tym, żeby któraś z Pań zaprojektowała okładkę do książki albo uzupełniła ilustracjami fabułę powieści?

PA: Owszem. Zastanawiałem się nad tym. Może najpierw powiem o okładce. Myślałem o tym, żeby Natalia zrobiła okładkę do książki. Wtedy jeszcze powieść nosiła tytuł Nyx. Zrobiliśmy, wspólnie z Natalią, projekt okładki w pewne pełne sporów popołudnie. Natalia zaproponowała jedną ze swoich fotografii martwych motyli, utrzymaną w chłodnych, wyrazistych kolorach. Symbol motyla odgrywa istotną rolę w mojej powieści. Te fotografie są piękne, pełne wyrazu, artystyczne. Długo kłóciliśmy się na temat szczegółów, jakiego użyć fontu, czy użyć filtrów z programów graficznych, takich jak GIMP albo Photoshop – czemu Natalia była przeciwna itp. Wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że w ogóle dojdzie do wydania papierowego. Sądziłem, że skończy się na samodzielnie opublikowanym przeze mnie w sieci pliku elektronicznym i byłem raczej pewien, że moją powieścią zainteresują się, przy pomyślnych wiatrach, trzy osoby na krzyż. To była bardziej zabawa niż poważne wydanie książki. Potem jednak projekt nabrał konkretnych, rynkowych kształtów, a ja zdałem sobie sprawę, że w kwestii okładki potrzebuję czegoś, że tak powiem, mniej enigmatycznego i osobistego, a zarazem wciąż pełnego wyrazu, nośnego, zwracającego uwagę, wysublimowanego w, nazwijmy to, mainstreamowym ujęciu. W końcu moja powieść, pomijając na chwilę jej drugą, głębszą warstwę i przesłanie, nawiązuje do takich gatunków jak thriller, kryminał i horror, a te traktowane są głównie jako rozrywka literacka. Doszło więc do podpisania kontraktu i wydawca poprosił mnie o sugestie dla grafika. Długo się nad tym zastanawiałem i nieraz zamiast pracować nad kolejną książką, na którą pomysł w pełni już się we mnie ukształtował, spędzałem kolejne godziny, dłubiąc w programach graficznych i zastanawiając się, jak ta okładka powinna wyglądać. Wreszcie wysłałem do koordynatora projektu kilka amatorskich plików graficznych wraz z opisem. W tym miejscu muszę pochwalić mojego wydawcę. W przypadku okładki Mrocznego rewersu ludzie z Novae Res przekroczyli moje oczekiwania. Kiedy otworzyłem maila  z grafikami Dawida Boldysa, nie wiedziałem nic o ich autorze, ale pomyślałem: „O tak! To jest okładka Mrocznego rewersu. To jest okładka mojej książki”. Potem otrzymałem egzemplarz roboczy i sprawdziłem, kim jest grafik. Byłem zdumiony, że wydawca zatrudnił człowieka od okładek książek Artura Urbanowicza. Chyba nawet nie przypuszczałem, że okładka mojej książki może tak dobrze wyglądać, jak na grafice, którą stworzył Dawid Boldys. Niedawno byłem na poczcie w Legnicy, żeby wysłać kilka egzemplarzy autorskich Mrocznego rewersu. Jedna z pań, które tam pracują pomagała mi w pakowaniu książek do kopert i poprosiła mnie o przekazanie gratulacji autorowi okładki, co też uczyniłem. „Muszę mieć tę książkę”, dodała 🙂
Jeśli chodzi o ilustracje, tak, byłyby wspaniałym uzupełnieniem książki. Ale proces wydawniczy  był, pomimo że trwał pół roku, bardzo intensywny i nawet nie pomyślałem, żeby szukać kogoś, kto zrobiłby takie ilustracje. Za to mogę liczyć na sesję fotograficzną u moich przyjaciółek, kiedy się wreszcie spotkamy, bo cała nasza trójka jest obecnie bardzo zajęta.

MP: Ja akurat grafiki Dawida kojarzę, bo ma już ich kilka na koncie w, jak ja to mówię, naszym horrorowym grajdołku 🙂
Wspomniał Pan, że wcześniej powieść miała mieć tytuł Nyx. Skąd zatem wziął się
 Mroczny rewers?

PA: Nyx to pierwotna grecka bogini, personifikacja nocy i ciemności. To właśnie od Nyx wziąłem nazwę fikcyjnej metropolii w mojej powieści. Uważam, że to słowo ma jakieś tajemnicze, ukryte znaczenie, bo ciemność oznacza lęk, ale też tajemnicę. Z czasem jednak zgodziłem się z sugestiami, że tytuł książki jest nieco zbyt enigmatyczny. Zdecydowałem się nazwać powieść Mroczny rewers, ponieważ to określenie jest bardziej przystępne, a zarazem nadal sugeruje ową zagadkę, coś, czego nie widzimy od razu i żeby zobaczyć, musimy zadać sobie pewien trud, przejść na drugą stronę. Rewers to coś ukrytego, zasłoniętego, jak ciemna strona księżyca, nawiązując do tytułu słynnej płyty Pink Floyd. Moja książka jest nie tyle o ludziach, co przede wszystkim o Nieznanym, o niewidocznym dla nas mechanizmie losu. Jest w niej wiele postaci, których życiowe ścieżki krzyżują się ze sobą, splecione razem tworzą pewną prawidłowość, wzór. Tak naprawdę jednak jest w powieści tylko dwoje bohaterów: człowiek… i śmierć.

MP: W jednej z poprzednich wypowiedzi zaintrygował mnie ten cytat: „zamiast pracować nad kolejną książką, na którą pomysł w pełni już się we mnie ukształtował, […]”. Czy może Pan zdradzić coś więcej w temacie?

PA: Mroczny rewers dopiero wszedł na rynek, ale już teraz dużo się nauczyłem, konfrontując własne wyobrażenia na temat książki z opiniami czytelników. Zazwyczaj są one zbieżne, jednak czym innym jest wyobrażanie sobie odbioru swojej powieści, a czym innym doświadczanie go poprzez lekturę recenzji. Mroczny rewers jest karkołomną (to słowo od dawna towarzyszy mi, kiedy myślę o swoim debiucie) próbą pogodzenia przystępnej fabuły z literaturą wysoką, z niemal filozoficzną refleksją. Dlatego zdawałem sobie sprawę, że dla niektórych osób będzie to powieść dość trudna, ciężka w odbiorze. Uwiedzeni początkową, sensacyjną intrygą w pewnym momencie odkryją, że autor coraz bardziej od niej odchodzi i zamiast przyspieszenia akcji, zmierzającej ku mocnemu finałowi, serwuje egzystencjalną dysputę ze śmiercią. Nowa powieść będzie z pewnością prostsza w sensie pomysłu, będzie też bardziej jednorodna gatunkowo. Wiem już, jak się zacznie i mniej więcej wiem, co będzie w środku oraz jak się skończy, ale czegoś jeszcze mi w niej brakuje. Na chwilę obecną wydaje mi się, że zmierza ona zdecydowanym krokiem w stronę horroru z głębszym i aktualnym przesłaniem. Czy ktoś ją kiedykolwiek wyda, czas pokaże. W tej chwili o wiele za wcześnie, żeby o tym myśleć.

MP: Myślę, że wbrew Pana obawom Mroczny rewers intryguje. I raczej odnoszę wrażenie, że napięcie jest w nim cały czas (zwłaszcza w prosektorium), ale rozumiem Pana tok myślenia. I bardzo się cieszę na horror, który ma Pan w planach, bo nie ukrywam, że ten właśnie gatunek jest najbliższy mojemu sercu.
Jeszcze zahaczając na moment o scenę z prosektorium, trudno było do niej zrobić research?

PA: Bardzo dziękuję. Oczywiście czytelnicy mają różne oczekiwania i opinie. To naturalne i wręcz niezbędne. Pozytywne, czy nawet entuzjastyczne opinie cieszą, te bardziej stonowane i krytyczne dają do myślenia. Każda recenzja jest dla mnie motywująca na swój sposób i zawsze wierzę, że jest obiektywna.
Z horrorem wiąże się pewna trudność, ponieważ mam wrażenie, że reguły w tym gatunku są dość ścisłe, a ja lubię wychodzić poza reguły. Sam jestem ciekaw, jak wygląda horror w rozumieniu Piotra Andera :). Jeśli chodzi o scenę w prosektorium w Mrocznym rewersie, to jest ona dość oględna w porównaniu z ilością szczegółów, jakich dowiedziałem się, rozmawiając z kilkoma osobami pracującymi w prosektoriach i zakładach pogrzebowych oraz szperając w sieci. Mogło być znacznie bardziej drastycznie i obrzydliwie, ale nie to było moim celem. Skupiłem się głównie na interakcji prosektora z istotą, która towarzyszy mu w akcie sekcji zwłok nieszczęsnej Rosanne.

MP: Powoli zmierzając do końca naszej rozmowy, chciałam zapytać jeszcze o Pana plany na najbliższy czas. Wiemy już, że ma Pan pomysł na kolejną powieść, a czy będzie Pana można gdzieś spotkać na żywo lub online? Wiadomo, że ten rok jest dużo trudniejszy, jeśli chodzi o udział autorów w wydarzeniach literackich, ale może jest jakiś cień nadziei, że Pana czytelnikom uda się zdobyć imienną dedykację w Mrocznym rewersie.

PA: Prawdopodobnie pojawię się jako autor w październiku na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie. Z powodu koronawirusa tegoroczna edycja będzie wyglądać inaczej niż poprzednie, być może nie tak efektownie, jak wcześniej, ale i tak jestem jej bardzo ciekaw, bo dotąd na tak dużym wydarzeniu związanym z rynkiem książki nie byłem. Zastanawiam się również nad cyklem spotkań autorskich w bibliotekach i księgarniach oraz nad spotkaniami online z czytelnikami. Tak naprawdę nie wiem jeszcze, jak będzie wyglądać promocja Mrocznego rewersu. Dopiero próbuję ułożyć jakiś plan i nie mam pojęcia jak to wyjdzie. Jestem bardzo ograniczony czasowo, ponieważ mam wymagającą pracę zarobkową i siermiężne życie często zderza się z moją działalnością pisarską. Nie ukrywam, że czuję się trochę dziwnie, zachwalając własną twórczość w mediach. Najbardziej odpowiadałaby mi sytuacja, w której cała promocja dzieje się gdzieś obok, podczas gdy ja tylko siedzę sobie cichutko i piszę, od czasu do czasu jedynie opowiadam, co mnie w pisaniu fascynuje. Niestety, nie ma tak dobrze. Nie traktuję swojej twórczości w kategoriach kariery. Jestem zwykłym facetem, który napisał książkę, nadal pozostając zwykłym facetem z Dolnego Śląska. Kiedy piszę, nie snuję marzeń o byciu wielkim, bestselerowym autorem. Uważam je wręcz za szkodliwe dla procesu twórczego. Staram się po prostu inspirować i pisać. Bardzo ważnym dla mnie elementem jest poprawianie tekstu.

MP: Trochę uprzedził Pan moje ostatnie pytanie, ale mimo wszystko zapytam: o czym marzy Piotr Ander – autor?

PA: Tak, rzeczywiście marzę o tym, żeby mieć więcej czasu i w spokoju pisać książkę, której najczęściej używany przeze mnie tytuł wciąż brzmi Następna powieść po ‘Mrocznym rewersie’. Co poza tym? Przydałby się jakiś mocny twist. Jeden już w nowej książce jest, ale potrzebuję jeszcze czegoś. Nie zamierzam się spieszyć. Mam nadzieję, że coś wymyślę.

MP: Serdecznie dziękuję za rozmowę!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *