Bartosz Niegrebecki:„Nie przypuszczałem, że aż tak „trafię” z tematem w czas i miejsce”

Pod koniec roku 2020 Bartosz Niegrebecki zadebiutował powieścią Pełnia zapomnienia. To powieść niezwykle wzruszająca, pomimo występującej w tle epidemii depresji, z wątkiem psychologicznym, jaki lubię, a i posiada elementy znane miłośnikom grozy z Bezsenności Stephena Kinga.

Zapraszam do lektury wywiadu!

Magdalena Paluch: Dzień dobry Panie Bartoszu! Bardzo się cieszę, że możemy porozmawiać przy okazji niedawnej premiery Pana książki Pełnia zapomnienia. Pomysł na fabułę bardzo mi się podoba. Jest oryginalny, ale i na obecne czasy bardzo aktualny. O czym jest ta powieść?

Bartosz Niegrebecki: Dzień dobry, mnie jest również miło porozmawiać o mojej pierwszej książce. Kiedyś usłyszałem mądre zdanie: „wszystko jest historią jakiejś miłości”. I gdybym musiał odpowiedzieć jednym słowem o czym jest Pełnia zapomnienia, odpowiedziałbym, że jest o… miłości. O takiej, która ma wiele postaci i objawia się w różny czasami przedziwny sposób. Bohaterowie odnajdują się w rzeczywistości po epidemii, mierzą się z jej skutkami. Próbują odnaleźć się w nowym świecie, a każda z postaci niesie bagaż swojej przeszłości. Wielu z nich ma problemy z pamięcią, ale ciężar czasem bardzo trudnych relacji rodzinnych – o tym akurat woleliby zapomnieć –  nieustająco wpływa na ich losy. Nie chciałbym odkrywać treści. Powiem tylko, że czytelnik znajdzie tam wiele mniejszych historii. I to takich wziętych prosto z życia, niestety prawdziwych.

MP: Dlaczego akurat epidemia depresji? Od razu mówię, że pomysł jest bardzo oryginalny, ale ciekawi mnie, skąd się wziął w Pana głowie.

BN: Depresja jest w mojej ocenie jedną z bardziej intrygujących chorób. O ile inne schorzenia są o wiele bardziej widoczne – powiedziałbym nawet, że bywają wręcz krzykliwe – o tyle zaburzenia depresyjne są ciche, ograniczają się do osoby chorej. Objawy nie rzucają się w oczy. Nikt nie kaszle, nie kicha, nie ma gorączki. A jednak depresja jest nie mniej groźna od innych chorób, a nieleczona będzie prowadzić do śmierci. Może nawet jej niewidoczny charakter powoduje, że jest bardziej niebezpieczna? Trudniej ją zauważyć, przez to jest bardziej podstępna. Depresja to także cena jaką płacimy za życie w ciągłym pośpiechu. To cicha epidemia naszych czasów i myślę, że ciągle narasta. Społeczeństwo jest coraz bardziej pogubione w świecie pełnym nieustannych bodźców i nadmuchanych iluzji. Zaburzenia depresyjne są jednym z objawów tego stanu, a może i jakąś rozpaczliwą próbą radzenia sobie z tym światem.

MP: Czy pisząc powieść, spodziewał się Pan, że Pełnia zapomnienia ukaże się w czasie trwania epidemii, podczas której tak naprawdę depresja zaczyna występować coraz częściej wśród ludzi (zakazy, obostrzenia itp.)? 

BN: Pomysł na książkę narodził się w ciemnym listopadzie 2012 roku. Wtedy też stworzyłem zarys fabuły, wybrałem głównych bohaterów, nadałem im imiona i cechy. Powieść udało mi się dokończyć dopiero w połowie 2019 roku i wydarzenia z początku roku 2020 zaskoczyły mnie nie mniej niż innych. Nie przypuszczałem, że aż tak „trafię” z tematem w czas i miejsce. Myślę, że depresja narasta niezauważenie od lat. Może teraz po prostu trochę więcej się o tym mówi, bo okazała się być jednym z efektów ubocznych działań, za pomocą których świat usiłuje sobie poradzić z pandemią. Zauważyłem, że depresję usiłuje się czasem zawęzić do uczucia smutku, z którym nie można sobie poradzić. Akurat mnie depresja bardziej kojarzy się z apatią, z niemożnością podjęcia pozytywnych działań. Osobiście do bukietu smutku dodałbym też lęk i listy trudnych emocji bym nie zamykał. Czas pokaże, czy te uczucia będą nas pochłaniać czy też damy radę złapać równowagę w tym dziwnym czasie. I co się stanie z nami później, kiedy pandemia przeminie. A przeminie na pewno. Wszystko, co ma początek, musi się kiedyś skończyć.

MP: Czy podczas pisania Pełni zapomnienia zdarzały się Panu blokady twórcze? W trakcie zmieniał Pan zarys fabuły, a może odrzucił lub dopisał jakąś postać?

BN: Największą blokadę miałem na samym początku w 2012 roku. Udało mi się stworzyć konspekt i nawet napisać z pół rozdziału. Ale jakoś dalej nie mogłem ruszyć. Dopiero w połowie 2017 roku wróciłem do pisania i wtedy już poszło bez dłuższych przerw. Ostateczna treść okazała się inna niż planowałem, nawet tytuł na początku był inny. W trakcie pisania dawałem się ponieść fali – to fabuła miała mnie prowadzić, więc słuchałem intuicji. Postacie nie zmieniały się, ale tok akcji powodował, że dostawały nowe cechy i nieco odmienne role niż planowałem na początku. To była całkiem fajna podróż. Dzięki własnej wyobraźni, wrażliwości, wyczuciu chwili i kreatywności dotarłem do końca Pełni zapomnienia i widzę przed sobą ciąg dalszy.

MP: Czy Pana bliscy wiedzieli, że pisze Pan książkę?

BN: Długo trzymałem to w tajemnicy. Nie chciałem nic nikomu mówić, aż nie skończę i nie będę pewien, że to jest właśnie TO. Odezwały się niektóre z moich wad: perfekcjonizm oraz krytyczne podejście do własnej twórczości. Pewnego dnia moja najukochańsza Sylwia zdziwiona tym, że znikam na całe wieczory w pokoju i stukam w klawiaturę, zapytała wprost, czy książkę piszę. Odpowiedziałem „tak, ale przeczytać na razie niczego nie dam, musi być skończone”. I nie dałem 🙂 Inni członkowie rodziny dowiedzieli się parę miesięcy przed planowaną premierą.

MP: A kiedy książka została ukończona, Pana ukochana była pierwszym jej czytelnikiem i krytykiem?

BN: Tak, pierwszą osobą, z którą podzieliłem się treścią, była moja Sylwia. Była też moim pierwszym redaktorem i krytykiem, zwróciła mi uwagę na pewne rzeczy, które warto według niej zmienić i dodać. Jej kobiece oko i sposób postrzegania rzeczywistości bardzo mi pomogły w ustaleniu ostatecznej treści. Najbardziej ucieszyło mnie, kiedy powiedziała, że książkę „dobrze się czyta”. Wtedy już wiedziałem, że udało mi się zrobić coś sensownego, co może się podobać.

MP: To wtedy pojawiła się myśl, żeby Pełnia zapomnienia została wysłana do wydawnictwa, czy jednak wiedział Pan to od pierwszego napisanego zdania powieści?

BN: Nie lubię zaczynać i nie kończyć, więc skoro zacząłem pisać, naturalną konsekwencją było zakończyć ten proces, czyli dotrzeć z treścią do Czytelnika/Czytelniczki. Przecież dla Nich w końcu to wszystko. Cały czas miałem wątpliwości, czy kogoś zainteresuje, to co napisałem, ale nie było sposobu, aby przekonać się o tym w inny sposób. Jak tylko surowy tekst był gotowy, wysłałem go do wydawnictwa.

MP: Wracając do fabuły książki i mocno ją upraszczając – powieść skupia się głównie na dwóch bohaterach: Benim, chłopcu, którego poznajemy na początku Pełni… oraz na Anecie, która w czasie epidemii straciła kontakt ze swym synem. Którą postać było Panu trudniej wykreować? W którą trudniej się wczuć?

BN: Zdecydowanie trudniej było z Anetą. Płeć mimo wszystko wpływa na sposób postrzegania świata i na to, jak reagujemy na rzeczywistość. Poza tym kobieta sama w sobie jest dla mężczyzny tajemnicą, którą powinien odkrywać. Jestem mężczyzną, więc na pewno będzie mi w takim przypadku trudniej. Ułatwieniem dla mnie było to, że nie do końca musiałem wymyślać bohaterów. Każdą z postaci, która występuje w Pełni zapomnienia, spotkałem wcześniej na swojej drodze. Oczywiście, imiona są inne, pewne cechy również zostały delikatnie zmienione, ale trzon postaci opiera się na kimś, kogo poznałem dość dobrze znacznie wcześniej zanim powstał zarys fabuły.

MP: A czy w którejś z postaci powieści znajdziemy cechy Bartosza Niegrebeckiego?

BN: Muszę wykręcić się od odpowiedzi jakimś sprytnym zdaniem, więc najlepiej poproszę o inny zestaw pytań 🙂 A serio, to nie myślę, że powinienem zdradzać tożsamości któregokolwiek z bohaterów, nawet jeżeli chodziłoby to tylko o mnie. Niech to pozostanie w sferze domysłów i spekulacji. Chociaż, jedna z moich Czytelniczek, którą mam przyjemność znać od 10 z okładem lat, odnalazła mnie w Pełni… i zrobiła to bezbłędnie. Może dlatego, że korzystała z narzędzia będącego domeną swojej płci, czyli intuicji? Mieszkamy daleko od siebie, rozmawiamy od 'wielkiego dzwonu’, a jednak ona wiedziała od razu…

MP: No dobrze, niech będzie inny zestaw pytań 🙂 Czy ma Pan ulubionego pisarza? 

BN: Oczywiście, że mam, nawet kilku i nie tylko takich, których domeną była literatura piękna. Wymienię dwóch. Pierwszy to Leon Lech Beynar znany jako Paweł Jasienica. Polskę Piastów, Polskę Jagiellonów oraz Rzeczpospolitą Obojga Narodów prawie połknąłem. Cenię go głównie za układ w jakim tworzył swoje opowieści. Jego historie o dziejach krajów i ludzi niemalże płyną, zaskakują logicznością i wielością wątków. Cenię go też za wyciąganie wniosków, które skłoniły mnie kilka razy do zmiany poglądów oraz przede wszystkim za własne zdanie, nie zawsze pasujące do wykładni, którą znajdowałem w podręcznikach do historii. Drugi to Henryk Goldszmit znany jako Janusz Korczak. Król Maciuś na bezludnej wyspie to pierwsza książka, jaką przeczytałem samodzielnie, miałem chyba 7 lat. Bardzo zapadła mi w pamięć, zwłaszcza zakończenie. Poziom wrażliwości autora wobec losu dziecka ciężko było mi odnaleźć w jakiejkolwiek innej powieści. Tak sobie właśnie zdałem sprawę, że chyba wszyscy moi ulubieni pisarze dawno nie żyją i nic więcej nie napiszą. Trochę szkoda, ale może tym bardziej mogę docenić, to co po sobie zostawili.

MP: Czy w takim razie nigdy nie korciło Pana, aby napisać powieść historyczną?

BN: Historia jest tylko jednym moich koników. Poza tym nigdy nie czułem, aby moja wiedza historyczna była wystarczająca do napisanie tego rodzaju powieści. A nie wyobrażam sobie pisania powieści historycznej bez poprawnie zbudowanego z faktów tła. Wolałem dać się porwać fantazji niż sprawdzać nazwiska, miejsca i daty. Trochę z potrzeby oderwania się od codzienności, a trochę ze zwykłego lenistwa… 😉

MP: Szczerze mówiąc, ja się cieszę, że pozostał Pan przy Pełni zapomnienia, bo to wciągająca książka jest. Nie wiem, czy teraz nie zdradzę za dużo, ale powieść ma otwarte zakończenie. Czy to oznacza, że planuje Pan kontynuację?

BN: Muszę się przyznać, że gdy zaczynałem pisać tę książkę, niewiele planowałem. Dałem się ponieść fali. I szybko okazało się, że w jednej książce nie zawarłbym wszystkiego, co chciałem przekazać. Dzięki temu zrobiła się przestrzeń na kontynuację. W tajemnicy zdradzę, że drugiej książce z cyklu „Czas pogubionych” brakuje zaledwie – albo i aż – kilku słownych szlifów. Już niedługo moja pierwsza Czytelniczka pozna ciąg dalszy tej historii…

MP: Oooo! To świetna wiadomość! Zatem pozostaje nam, czytelnikom, cierpliwie czekać na kontynuację. A czy może Pan zdradzić, czy historia zamknie się w dwóch tomach, czy jednak planuje Pan dłuższą przygodę z Benim?

BN: Druga część jest na ukończeniu i za moment zacznie tworzyć się trzecia. W tej chwili ciężko mi powiedzieć, czy będzie więcej niż trzy części tego cyklu. Dla mnie pisanie jest trochę jak przechodzenie przez gęsty las: wiem, gdzie chciałbym dojść, ale ścieżkę muszę odnajdywać na bieżąco. Na razie przygoda z Benim i innymi bohaterami cyklu trwa, czas płynie nie oszczędzając nikogo. Świat będzie się zmieniał wpływając na losy postaci. Więcej nie zdradzę. Mogę jedynie obiecać, że ciągle będzie dużo wzruszeń i zaskakujących zdarzeń.

MP: Czyli już wiemy, że cykl „Czas pogubionych” się pisze (i mnie to bardzo cieszy), a czy poza nim planuje Pan spróbować swoich sił z innym gatunkiem literackim (np. z horrorem)? 

BN: Nie potrafię odpowiedzieć w tej chwili. Po prostu nie wiem, gdzie mnie ta przygoda z pisaniem zaprowadzi i w którą stronę każe po drodze skręcać. Wiem jedynie, że niczego nie będę robił na siłę. Muszę poczuć, że to jest ten moment, a to jest coś, co chcę napisać.

MP: Wspomniał Pan już swoich ulubionych pisarzy, a czy na co dzień ma Pan czas na czytanie książek koleżanek i kolegów po piórze?  

BN: Niestety mam niewiele czasu na czytanie. Ostatnio zdałem sobie sprawę, że pracuję na prawie trzech etatach jednocześnie z małymi przerwami poza rokiem akademickim. Dzięki temu, że ostatnio sporo czasu spędzam za kierownicą, wróciłem do audiobooków i powoli przymierzam się do kilku nowych na rynku tytułów.

MP: Znajdzie się wśród tych tytułów jakiś horror?

BN: Kiedyś lubiłem czytać baśnie. Miałem taką ulubioną książkę z legendami i baśniami węgierskiego pochodzenia. Do dzisiaj mam przed oczami sceny, które swobodnie można by umieścić w horrorach. A horror to w sumie taka baśń dla dorosłych, więc niewykluczone. 🙂

MP: W razie czego mogę polecić kilka dobrych horrorów 🙂 Panie Bartoszu, powoli zmierzając do końca rozmowy, chciałam zapytać, o czym marzy Bartosz Niegrebecki – autor?

BN: Będę wdzięczny za polecenia ciekawych pozycji 🙂 A o czym marzę jako autor? Chyba o tym, aby to, co piszę trafiało do Czytelników i poruszało Ich serca. Największą nagrodą dla mnie są informacje o wzruszeniu, a nawet łzach, które wywołałem u czytających. O to właśnie mi chodzi i o tym marzę: pisać takie treści, które poruszą serce i może zostaną tam na dłużej.

MP: I tego Panu bardzo życzę! Bardzo dziękuję za rozmowę i czekam na kolejną książkę. Wszystkiego dobrego!

BN: Również dziękuję za rozmowę. Życzę zdrowia oraz czytelniczych doznań najwyższych lotów!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *