Piotr Jedliński: „Z żadną antytwórczą ścianą się nie zderzyłem, chociaż na kilku etapach pisania zżerały mnie wątpliwości”

Magdalena Paluch: Dzień dobry, niedawno świętował Pan premierę drugiej części serii o wiedźmach z Dechowic, czyli Wiedźmy z Dechowic i Liga Niezwykłych Dżentelmagów. Czy emocje związane z jej ukazaniem się były równie silne, co przy pierwszej części?

Piotr Jedliński: Dzień dobry. Premierze sequela oczywiście towarzyszyły emocje, i to wcale nie mniejsze niż przy książkowym debiucie – przy pierwszej części nie miałem pojęcia, jak na Wiedźmy zareagują czytelnicy, ale kontynuacja wydaje mi się na tyle odmienna, że przewidzenie reakcji nadal wykraczało poza moje możliwości 😉 Trochę stresu (choć bez przesady), sporo satysfakcji oraz poczucie, że nie można zasypiać gruszek w popiele, lecz patrzeć naprzód i iść za ciosem.

MP: Tytułowe wiedźmy to cztery starsze panie, które rzucają zaklęcia, piją alkohol i dbają o równowagę w Dechowicach. Skąd wziął się pomysł na taką serię, a przede wszystkim – na takie nietypowe bohaterki?

PJ: Nie podejmę się odpowiedzi na pytanie: „skąd się wziął pomysł”, jako że wiedźmy z Dechowic zrodziły się jakieś dziesięć lat temu, więc ich początki gubią się w pomrokach moich pisarskich dziejów. Jako pierwsze postało opowiadanie Praemonytus, więc praemunitus, gdzieś na przełomie 2013 i 2014 roku. Próba prześledzenia konkretnego toru myślowego albo wytropienia inspiracji okazałaby się raczej bliższa retroaktywnemu dopowiadaniu czy wręcz zmyślaniu 😉 Co mogę rzec z pewnością, to że w tamtym czasie pisałem wyłącznie fantastykę osadzoną w klasycznych Neverlandach; historie o wiedźmach, choć również zawierające pokaźną dawkę elementów nadnaturalnych, miały być dla mnie bardziej ugruntowaną we współczesnej rzeczywistości odskocznią.

MP: Nie bał się Pan, że wiedźmy emerytki, zamiast przyciągnąć, zniechęcą czytelnika do lektury książki?

PJ: W ogóle nie myślałem w tych kategoriach. Dechowickie wiedźmy od początku były w wieku emerytalnym i jest to niezbywalna część ich tożsamości – wprawdzie mają w sobie wiele werwy (czasem aż za wiele), to jednak patrzą na współczesny świat przez pryzmat starszego pokolenia. Z jednej strony magiczny talent separuje Siostrzeństwo od innych ludzi, z drugiej nie mogą – i przecież nie zamierzają – zupełnie uciec od prozaicznej codzienności.

MP: Obie części serii są objętościowymi „grubaskami”. Jak długo zajęło Panu ich pisanie?

PJ: Część pierwsza powstawała „na raty”. Składa się z czterech opowiadań, ale pisałem je w odstępach, kiedy już naszedł mnie pomysł, od którego nie sposób się było opędzić. Jak wspominałem, Praemonytus powstał niemal dziesięć lat temu, natomiast jako ostatnie napisałem Dwieście lat, niech żyje nam, a było to w trakcie pierwszych pandemicznych lockdownów – siedem lat później. Ale gdyby zsumować czas spędzony na samym pisaniu, pewnie okazałoby się, że nad tekstami pracowałem przez mniej więcej rok.
Z Ligą Niezwykłych Dżentelmagów było o tyle inaczej, że pisałem ją już jako zwartą całość, bez pisarskich skoków w bok. Druga część powstawała przez równo rok, a ukończyłem ją, jeszcze oczekując na premierę pierwszej, z nadzieją, że sequel również dostanie zielone światło od wydawnictwa. I udało się, uff 😉

MP: Czy w trakcie tworzenia zdarzały się Panu blokady twórcze?

PJ: Z żadną antytwórczą ścianą się nie zderzyłem, chociaż na kilku etapach pisania zżerały mnie wątpliwości co do struktury powieści albo podjętych decyzji fabularnych, z których ciężko byłoby się później wykręcić… Ale to normalna sprawa, nie może być za łatwo 🙂

MP: Ulubiona wiedźma z Dechowic to…? 😉

PJ: Nie śmiałbym wskazywać na tylko jedną członkinię Siostrzeństwa!

MP: Druga część serii – jak już wspomniałam na początku naszej rozmowy – nosi tytuł Wiedźmy z Dechowic i Liga Niezwykłych Dżentelmagów. Czy jest Pan miłośnikiem komiksów Liga Niezwykłych Dżentelmenów Alana Moore’a?

PJ: Przyznaję bez bicia, że o twórczości Alana Moore’a pojęcie mam blade, a nawet trupio blade. Oczywiście o Lidze słyszałem, a że w powieści ukułem sformułowanie „dżentelmagowie”, to przy wybieraniu tytułu zadziałało skojarzenie.

MP: Pierwsza część Wiedźm składa się z czterech odrębnych historii, część druga to jedna cała, długa historia. Skąd ta zmiana?

PJ: Jak rzekłem, pierwsza część powstawała na przestrzeni wielu lat. Pisząc dwa pierwsze opowiadania, nie planowałem łączenia ich w zbiorek. Dopiero przy trzecim tekście, Płomienne zorze, który okazał się sporo dłuższy, niż zamierzałem, zacząłem zastanawiać się nad spójnością tego miniaturowego, wiejskiego uniwersum, cofnąłem się do poprzednich historii, postanowiłem też dopisać opowiadanie o przeszłości Michaliny i z takim pakietem spróbować szczęścia na rynku wydawniczym. Przy sequelu nie chciałem się powtarzać. Druga część od początku miała funkcjonować jako pełnoprawna powieść, acz z mocno zaakcentowanym podziałem na trzy zróżnicowane akty.

MP: Ile części serii Wiedźm z Dechowic ma Pan w planach?

PJ: W planach mam już tylko część trzecią. Zwieńczenie trylogii, w którym powrócą bohaterowie zarówno z jedynki, jak i dwójki. Powieść jest in progress, ale niczego więcej nie mogę na tym etapie wyjawić 🙂

MP: Czy poza serią, o której rozmawiamy, planuje Pan napisać coś nowego (innego)? Może horror? 🙂

PJ: Planuję, owszem, chociaż nie horror – obawiam się, że stricte groza to nie moja domena, chociaż literaturę zahaczającą o grozę bardzo sobie cenię (czy to będą klasyki Kinga, czy awangardowy Dom z liści, czy działający na naszym poletku Wojciech Gunia).

MP: A nad czym Pan obecnie pracuje?

PJ: Poza trzecimi Wiedźmami mam na tapecie projekt powieści niefantastycznej, czegoś z pogranicza kryminału, obyczaju oraz komedii absurdu. Rzecz ma dotyczyć samobójczej śmierci w bloku z wielkiej płyty oraz amatorskiego śledztwa prowadzonego przez jednego z mieszkańców, w wyniku którego wdepnie on w bagno sąsiedzkich intryg… Ale – ponownie – muszę odmówić bardziej rozbudowanego komentarza 😉

MP: O czym marzy Piotr Jedliński autor?

PJ: Trudno powiedzieć. O niewyczerpalności mojej studni z pomysłami? O wydaniu powieści science fiction? Na pewno życzyłbym sobie, aby tym, którzy polubili reprezentację Dechowic, ich trzecia przygoda także przypadła do gustu. Ale tu nie ma co marzyć, tylko trzeba pisać 😉

MP: Dziękuję za rozmowę!


Piotr Jedliński, rocznik 1991skończył filologię angielską, w pracy „klika w Excela”, poza pracą nabija rowerowe kilometry i kolekcjonuje kartonową fortunę spod szyldu Magic the Gathering. Z fantastyką jest za pan brat od wielu lat, ale nie ogranicza się do niej i czyta również sporo pozycji spoza beletrystyki. Pisze od zawsze. Ma na koncie kilka publikacji – opowiadania z antologii konkursowych wydanych przez Craiis (Małe problemy wielkich bohaterów, Dawno temu w kosmosie) czy też przez Insignis (Uniwersum Metro 2033 – Echo zgasłego świata, W ruinie, Szepty zgładzonych), oraz teksty opublikowane w Nowej Fantastyce: Opowieść cyberszwankowa w FWS 04/16, Kres cudów w NF 12/16 (zwycięzca w konkursie wiedźmińskim) i ETer w FWS 04/18. Dla Storytel Original napisał Biel, opublikowaną w 2018 historię kryminalną osadzoną w zasypanych śniegiem Tatrach. Jesienią ubiegłego roku nakładem wydawnictwa Initium ukazała się pierwsza część przygód czterech nietuzinkowych wiedźm z Dechowic. W tym roku do księgarń trafiła ich kontynuacja pt. Wiedźmy z Dechowic i Liga Niezwykłych Dżentelmagów.

 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *