Gościnnie wywiad z autorem Andrzejem Juliuszem Sarwą przeprowadził Michał Parada. Serdecznie dziękuję obu Panom i zapraszam do ciekawej lektury.
Michał Parada: Andrzej Juliusz Sarwa, pisarz, poeta, tłumacz i dziennikarz. Autor ponad stu książek, laureat I Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. bł. ks. Jerzego Popiełuszki w dziedzinie prozy, członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich oraz Związku Literatów Polskich. Panie Andrzeju, ile to już lat Pan pisze? Jak to się u Pana zaczęło? Proszę przybliżyć czytelnikom Grozowni swe pisarskie początki.
Andrzej Juliusz Sarwa: Jak się zaczęło? Trudno powiedzieć. Do książek i pisania w moim rodzinnym domu było prawdziwe nabożeństwo. Czytać i pisać umiałem w wieku 5 lat, co przed kopą lat (kto dziś wie ile to kopa?), jaka od tamtej pory minęła, nie było znów takie powszechne. No i – w co może mało kto uwierzy, ale mając te 5 lat, czytałem samodzielnie, z duszą na ramieniu (a właściwie z taką małą dziecięcą duszyczką) np. mickiewiczowskie Dziady widowisko, Lilie, Świteziankę, itp. Szacunku i miłości do książek nauczyła mnie moja zmarła przed laty Mama… Kiedy spróbowałem złapać za długopis? Gdy umarła moja Babcia – to straszliwie tęskniąc za nią, napisałem pierwszy wiersz… tren… to było w 1965 roku… A potem? Jak u większości ówczesnych „ambitnych twórców” wierszyki i wiersze, i naiwna wiara w to, że jeśli będą dobre, to je w gazecie opublikują, a może jeszcze zaproszą na pieczenie barana, a wódę będzie się piło wiaderkami – jak mi opowiadał „wzięty” w latach siedemdziesiątych poeta, tuż po transformacji sprzedający buty na bazarze (śmiech). Nie miałem pojęcia, że w minionej rzeczywistości politycznej trzeba było równolegle uprawiać inny rodzaj „pisarstwa”, żeby na te publikacje gazetowe zasłużyć (śmiech). No, ale to całkiem inny temat… A potem? Potem debiut radiowy, ogólnopolski, w „Dwójce”, w 1975 roku, a więc 43 lata temu… Rok później debiut drukowany w lokalnym almanachu… A potem – współpraca z „Kontynentami”, stała rubryka prowadzona wspólnie z prof. Szczepanem Pieniążkiem… a potem wiele, wiele innych czasopism i gazet (ponad 40), a potem pierwsza książka i… tzw. transformacja, i… gazety, i wydawnictwa, w których zacząłem przecierać szlaki przestały istnieć… no, a potem współpraca z tarnowską Oficyną Wydawniczą „Karat”, z „Książką i Wiedzą”, a jeszcze później kolejne i kolejne wydawnictwa w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Łodzi, Katowicach, Włocławku, Radomiu, Sandomierzu, Lwowie, Petersburgu, Moskwie – w sumie tych wydawnictw było aż 29.Continue reading →